4. Pan Zagadka i odwiedziny u wójka Kazika

6 1 0
                                    

Mineło kilka dni, a Pan Zagadka starał sie nie myźleć o wyżutach sómienia kronżoncych po jego łbie, odnośnie nie jakiej Barbary, z którom nie wiedział nawet co robił. Poztanowił wzamian sie skupić na zwionzgu z Tartkiem, skoro jusz wżyzdko miendzy nimi okej. Poza tym pżedzież nie było rzadnych dowoduw na jego rzekomom zdrade, bo byli tylko w zo, skond i tak Basia spierdoliła. Nie było senzu wincyj o tym myźledź.

Tamdego dnia zadzwonił ciocia Rupert, bo sobie zmieniła kiedyś pełć i wyszedła za monż za wujga Pana Zagadki, czyli Kazimierza - troche wielkiego jakby ktoź sie óparł go z człowiekiem poruwnać. Muwiła, rzeby Pan Zagadka wpadł (nie w tym sensie, chociarz by chciała morze) do nih w odwiedziny i wzioł ze sobom sfego pszyszłego naże czonego Tartka, bo bendzie wajnie. Pan Zagadka zpytał wienc sfego pżyszłego nażeczon ego Tartka czy hce z nim jehać, a jag sie zgodził to był óradowany tym.

Wyjehali o koło usmej w połódnie - Pan Zagadka dokładnie niewie - oczy wiście autem Tartka, bo trochu wstyt sie pszyznać, ale Pan Zagadka nie wie gdzie zostawił sfuj lub czy kiedykolwieg go miał. Tartek tesz sb nie pżypomina odziw o.

Pozatym Tarteq mu zrobił zdjencie pamiontkowe w jego fórze, bo ostadnio jom odjebał nawed. Odśfierzył wyglond śrotka i umył nawet jedno okno, sie hujek jusz tym zdonżył Panu Zagadce pochwa lić.

Na miejsdzu była po prosdu menelnia, ale wój Kazik nazywał to domem rzeby ciocia nic nie podej rzewała go o alkochole libacyjne lub naodwrut. Pan Zagadka to uszanował.

To był witog tylgo zzewnontrz bo dopiero w śrotku było ciekawie. Kiedy Pan Zagadka wszedł (lenny face) pod renke z Tartkiem do pomieszdżenia, poczóli chyba... kórwa nie wiem co poczuli bo nimi nie jestem. Szli sie przywitadź z ciociom Rupertem bo wójek był hyba troszku zajenty na kiblu - nie warzne, oboje nie kcieli sie dowiadowywać i rozgżebuwać... (xdd coo) takich świeżych spraw.

Ciodzia podała im cherbatku i byli zadowomleni dopuki nie wrucił Kazig z kibloa. Kciał podać im renke ale oboje ni chuja nie przyjeli, broń szatanie, bo wszyzdzy wiedzieli gdzie on był i naszczenście nie wiedzieli co robił, wkarzdym razie od niego tag MINIMALNIE waliło. Odsuneli sie, a Pan Zagadka i tag zazłonił przed nim Tartka właznym ciałem, bo wiadomo, cza bronić ukohanej osoby przet własnom rodzinom, nie? To przedewżystkim.

Winc wuj Tartka ni huja ni tknoł nawet, Pan Zagadka mu nie pozwolił i dobże, bo jakby sie mu jego Tarteg czym zaraził od Kazika - jakimś czymś - to kogo by ruhał? Bo hyba jusz nigd go nie hce oprucz jego ukohanego Tarteusza Przez Niego Ruchanego.

Po kilku godzinah... co ja pierdole... po kilgu minudach sie zmyli bo zbyd tam waliło a Pan Zagadka jusz dostał forse za nic od ciodki, bo go ona rozpieszdża, to po dzo było dalej tam siedziedź.

A chui, durzo jusz słuw, kończe.

Zjebana autorka:

Wszystkiego najlepsiejszego dzieciaczki! Tu spóźniony (aczkolwiek nie) prezent na dzień dziecka! Cieszcie sie póki możecie. W sensie... no tak. Baiiii, do następnego :*

Pan ZagadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz