16. Ukryty talent (cz. 2)

190 29 19
                                    

Wbiłem przez drzwi do dyrektora, zanim zdążyłem nawet pomyśleć, co właściwie robiłem. Otworzyłem z hałasem drzwi i dopiero wtedy stanąłem jak wryty, dysząc ciężko. Trochę mnie zatkało na widok oburzonego wyrazu twarzy dyrektora.

- Proszę... pana - wysapałem bez sił. Connor siedział już naprzeciw niego, na niskim krzesełku po drugiej stronie wielkiego, dębowego biurka. Odwrócił się przez ramię i też na mnie spojrzał. Kiedy mnie rozpoznał, irytacja, jaka towarzyszyła mu podczas tłumaczenia się dyrektorowi, teraz ustąpiła. Jakoś mi było raźniej, kiedy miałem mówić w obecności Connora - Proszę pana, j-ja muszę coś powiedzieć. Mogę wejść?

- Już to zrobiłeś, jakby nie patrzeć - mruknął pod nosem Murphy, ale starszy, przygłuchy pan tego nie wyłapał.

- Po pierwsze, nie wzywałem nikogo więcej. Po drugie: Wyjdź, zapukaj i wejdź jeszcze raz - podyktował bez werwy, a ja wykonałem polecenie. - Dobrze, teraz zaczekaj za drzwiami na swoją kolej.

Stałem skonsternowany.

- No już - przynaglił.

- Ale ja w s-sprawie Connora. Proszę... - Obaj patrzyli na mnie w milczeniu. - Jestem jego przyjacielem. Mogę wszystko wyjaśnić.

Dałem naszemu jakże pełnemu życia dyrektorowi chwilę, żeby przetrawił to, co powiedziałem i zdecydował.

- Siadaj - westchnął w końcu i wskazał mi na niziutkie krzesełko tuż obok skazańca. Skuliłem się na nim, trochę speszony tym, ile zamieszania i hałasu narobiłem. - A ty, Murphy, wyjdź. Wezwę cię, jak już zachce ci się cokolwiek wyjaśniać.

- Przecież mówiłem, że nie pamiętam, jak...!

- Nie podnoś na mnie głosu - uciął dyskusję. - Czy ty w ogóle rozumiesz, w jakich kłopotach jesteś?

- ,,Kłopotach"? Mam te piep... - szybko kopnąłem go w kostkę tak, że zagłuszyłem słowo - Mam kłopoty za to, że żyję?! To co mam zrobić?! Palnąć sobie w łeb drugi raz, żeby był pan zadowolony?!

- Uspokój się. Masz kłopoty za sfałszowanie swojego stanu i omijanie szkoły przez ponad miesiąc. A teraz wstaniesz i poczekasz za drzwiami.

- Przecież mówiłem, że nic nie omijałem! - krzyczał, naprawdę tracąc nad sobą panowanie. On nie był wściekły. Czuł się zagrożony, widziałem to. Odpowiadał atakiem na atak, żeby się bronić. Problem w tym, że dorośli ludzie używali innej formy atakowania. Bardziej zamaskowanej i bardziej cynicznej, niż krzyczenie i przeklinanie.

Nie chciałem go widzieć w takim stanie. Pociągnąłem go dyskretnie za rękaw i szybko szepnąłem:

- Daj mi to załatwić - akurat zdążyłem, zanim dyrektor nie powtórzył rozkazu wyjścia za drzwi. Przybiliśmy sobie pod biurkiem żółwika tak, żeby nauczyciel nie widział. Connor uspokojony wstał i wyszedł bez dalszej dyskusji.

Dopiero kiedy drzwi się za nim zamknęły, dotarło do mnie, że zostałem sam na dywaniku u krzaczastobrwego mężczyzny. Później zwróciłem uwagę na parę rzeczy na raz: że drzwi są zamknięte, w górnym rogu pokoju była kamera, a dorosły nie był zbyt przychylny po rozmowie z Connorem.

Wiedziałem, że jedyna opcja, jaka mi została, to przeprowadzić tę rozmowę jak najlepiej. Nie mogłem przed dyrektorem zwiać, jak to robię na korytarzach, kiedy mi zbyt niezręcznie przez to, że się jąkam. Nie mogłem się wymówić i zrezygnować. Nie zostały mi żadne plany zapasowe.

Przełknąłem ślinę i poczekałem, aż zacznie. Jednak milczenie się przeciągało, a on patrzył na mnie pesząco i wyczekująco.

Nawet nie wymyśliłem, jak Connora wykręcić z całej tej zawiłej sytuacji. Już widzę, jak opowiadam dyrektorowi, że wrócił z zaświatów kierowany przez fałszywe maile. Wygląda na to, że trzeba improwizować.

Przecież cię znam, Piegusie (Dear Evan Hansen - AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz