-Plan jest taki: wbijamy, zabieramy co nasze i uciekamy gdzie pieprz rośnie- rzekł Tony, zakładając na głowę kaptur. Reszta Avengers zrobiła to samo i wyszła zza rogu budynku. Latarnie uliczne oświetlały im drogę a dzięki przechodniom, których pomimo późnej godziny było jak mrówek w mrowisku, nie wzbudzali podejrzeń.
-Gotowi?- spytał Thor dla pewności, gdy stanęli przed jednym z setek klubów nocnych w okolicy.
-Jesteśmy pewni, że chcemy to zrobić?- spytał Bruce, poprawiając nową zieloną chustę, którą dała mu Natasha. Starą potargał jego pies. Clint kiedyś się uparł, by każdy z nich miał inny kolor, co było ich znakiem rozpoznawczym w gimnazjum wśród innych uczniów.
Bruce'a reprezentował kolor zielony. Kiedyś miał być to fiolet ale Barton go sobie zarezerwował, dokładając do tego fioletową maskę podobną do tej należącej do Hawkeye'a z popularnych komiksów super bohaterskich. Natasha wybrała kolor czarny ale na chuście miała przyszytą jeszcze bordową klepsydrę. Thor miał kolor srebrny połączony z ciemnym niebieskim. Tony wybrał czerwono-złoty. Steve początkowo chciał mieć biały ale Tony uparł się by był to błękitny. Oczywiście nikomu nie przyznał się, że wybrał ten kolor bo był podobny do barwy oczu Rogersa.
Dzieciaki z młodszych klas zawsze nazywali ich drużynę "gangiem kolorowych chust". Ale właśnie dzięki tym chustom, nigdy nie stanęli na dywaniku u dyrektora.
-Co jest, Bruce? Wymiękasz?- spytał zaczepnie Thor, uderzając do łokciem między żebra.
-Stary, zemsta ze zemstę coś ci mówi? Nie możemy pozwolić by ten krasnoludek sobie z nas drwił.- powiedział twardo Clint, biorąc sobie za punkt honoru to, by zemścić się za ostatnią akcję jednego z ich wrogów.
-Tak ale... nie sądzicie, że lekko przesadzamy?
-Przesadza to ogrodnik. My pracujemy. Nazwa "Avengers" do czegoś zobowiązuje, nie?- powiedział Tony, uderzając palcem wskazującym w otwartą dłoń drugiej ręki.
Bruce wyciągnął ręce w obronnym geście i wszedł do klubu za resztą drużyny. Było tam mnóstwo ludzi, co usprawiedliwiało to, że był to piątek wieczór, dzień najlepszych imprez i dużej ilości alkoholu. W powietrzu unosił się zapach dymu papierosowego a do ich uszu docierały głośne dźwięki muzyki z głośników.
-Gdzie on jest?- spytała Natasha, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wysokiego, czarnowłosego chłopaka. Ciężko było kogokolwiek wyhaczyć w tumie tańczących ludzi.
-Pracuje jako barman- powiedział Thor.
-Świetnie. Może zrobi nam drinka- zaśmiał się Stark i ruszył przed siebie w kierunku baru.
Przepychali się przez tłum dobre pięć minut, zanim dotarli do celu. Clint i Natasha miali już na spodniach plamy po alkoholu, który wylał na nich jakiś pijany chłopak.
-Witaj, braciszku- powiedział Thor, przybierając poważny wyraz twarzy.
Loki odwrócił się przodem do niego i zmarszczył brwi. Odłożył kufel z piwem na blat, podając go jednemu z klientów i westchnął męczeńsko. Przez chwilę wpatrywał się bez celu w sufit a potem się odezwał:
-Chyba ci coś mówiłem, Barbie. Nie jestem twoim bratem.
Ah, jak Thor uwielbiał tą nazwę. Ile razy, od odkrycia, że Loki jest adoptowany, nasłuchał się od młodszego brata obelg, że wygląda jak lalka Barbie na sterydach albo wściekła kuna. I o ile tą pierwszą rozumiał, pochodzenia drugiej nie umiał ustalić.
-Czego chcecie?- spytał Loki, opierając się o blat.
-Odzyskać to co nasze.
Loki z uśmiechem wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni i odblokował ekran.
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfic-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon