6. Czterolistna koniczyna

200 18 19
                                    

Obudziłam się na długo przed Charliem i wcale się nie zdziwiłam, kiedy się zorientowałam, że w pewnym momencie znalazłam się w jego objęciach, na zaskakująco szerokiej klatce piersiowej, która była równie dobrym grzejnikiem, co poduszką. Nie zdziwił mnie też fakt, że Charlie spał bez koszulki, w samych tylko bokserkach — co zresztą pozwoliło mi ujrzeć po raz pierwszy tatuaże na jego ramionach. Przyjrzałam się im z fascynacją, bo nawet nie wiedziałam, że jakieś miał; były zresztą piękne, wykonane z niemałą precyzją. Oba przedstawiały czarne, zionące ogniem smoki z rozłożonymi majestatycznie skrzydłami. Przejechałam koniuszkiem palca po konturze jednego ze stworzeń, a potem powolutku przeniosłam dłoń na twarz Charliego, chłonąc każdy jej szczegół, każdy pieg, pieprzyk i bliznę. Odkryłam, że najwięcej piegów miał na nosie — były malutkie, brązowe i przypominały odpryski farby. W okolicy lewego oka znalazłam nieregularną, prawie że już bladą bliznę, i zaciekawiłam się jej historią. Potem moją uwagę przyciągnęły promienie słońca tańczące na policzkach i brodzie pokrytej już porannym zarostem, i wreszcie usta, które nawet teraz miałam ochotę pocałować, ale na razie ograniczyłam się do obrysowania ich palcem.

To aż dziwne, że Charlie się jeszcze nie obudził. Nawet mi to odpowiadało, bo mogłam mu się bezkarnie przyglądać, nie narażając się na spłonięcie pod wpływem jego spojrzenia. Oczy Charliego miały w sobie intensywność i jednocześnie niosły całą gamę emocji. Nawet jeśli starał się utrzymać kamienną twarz, one zawsze go zdradzały. Za każdym razem, gdy w nie patrzyłam, widziałam ciepło, pod którym kryły się pokłady uwielbienia, arogancji i pożądania. W połączeniu z zabójczym uśmiechem sprawiały, że moje ciało zamieniało się w galaretkę, zdane wyłącznie na jego litość.

Najbardziej przerażało mnie nawet nie to, że w jego obecności uczucia — i ciało — wymykały mi się spod kontroli, ale że nie miałam nic przeciwko temu. Oddawanie Charliemu kontroli nad sytuacją przychodziło mi z dziwną łatwością, chociaż zazwyczaj się przed tym wzbraniałam rękami i nogami — zawsze musiałam wszystkiego przypilnować osobiście i nie znosiłam niespodzianek. Zgadywałam, że powodem tego odmiennego stanu rzezy był fakt, że Charlie samą swoją obecnością zapewniał mi dziwne poczucie bezpieczeństwa i stałości, jednocześnie mnie zaskakując swoją spontanicznością. Za każdym razem, gdy na mnie patrzył, jego wzrok zdawał się mówić: „Zaufaj mi. Ze mną jesteś bezpieczna i nic ci się nie stanie". Nie wiedziałam, kiedy ostatni raz komuś aż tak mocno zaufałam i byłam za kimś gotować wskoczyć w ogień, nawet jeśli te intensywne uczucia mnie przerażały. Nie ufałam ani im, ani sobie, więc musiałam zaufać Charliemu i mieć nadzieję, że wie, co robi — za nas oboje.

Doszłam do wniosku, że mogłabym się tak budzić codziennie, z ramionami Charliego otaczającymi moją talię, w kokonie relaksu i spokoju. Zazwyczaj gonił mnie czas i od razu po obudzeniu się musiałam się zwlec z łóżka, bo zawsze miałam dużo do zrobienia, a doba była jakaś taka krótka, więc poranne lenistwo było dla mnie luksusem, na który rzadko sobie pozwalałam. Było dobrze dla odmiany odpocząć i się nigdzie nie spieszyć.

Charlie nagle otworzył oczy, a ja zamarłam z dłonią uniesioną w powietrzu. Wiedziałam, że mam przechlapane, gdy z jego twarzy zniknęła senność i spojrzał prosto na mnie. Obrócił nas płynnym ruchem tak, że znalazłam się na plecach, a on nade mną, opierając ciężar ciała na rękach po moich obu stronach. Nawet nie dał mi czasu na odsapnięcie, tylko pochylił się i mnie pocałował. Tyle wystarczyło, żeby przebudzić motyle w moim brzuchu. Oddałam pocałunek, usiłując przyciągnąć Charliego jeszcze bliżej i przy okazji czochrając mu włosy, już i tak wystarczająco zmierzwione od snu. Poczułam, że się uśmiecha w moje własne usta, ani na moment nie zaprzestając całowania, i się zarumieniłam jeszcze bardziej. Pocałunek był leniwy i jednocześnie gorący i idealny i sprawił, że chciałam błagać o więcej, zwłaszcza gdy dłoń Charliego zmieniła miejsce i zakradła się pod moją koszulkę. Byłam aż nazbyt świadoma jego dotyku na mojej bardzo nagiej skórze oraz kwitnącego na niej ciepłego szlaczku. Wkrótce również usta Charliego przeniosły się w inne rejony mojego ciała — co mnie początkowo rozczarowało i wyraziłam swoją dezaprobatę pomrukiem niezadowolenia — i zaczęły powolną eksplorację szyi, wszystkich jej skaz i słabych punktów. Charlie zatrzymał się tam na dłuższą chwilę, całując wrażliwą skórę, podczas gdy ja już jęczałam z rozkoszy, całkiem bezwstydnie. Charlie jeszcze nawet nie przesunął się w okolice dolnych partii mojego ciała, a już udało mu się sprowadzić mnie do stanu przypominającego galaretkę. Miałam wrażenie, że tworzy w swojej głowie mapę mojej skóry i celowo zatrzymuje się na dłużej w miejscach, których samo dotknięcie wprawiało mnie w ekstazę. Boże, nawet nie miałam pojęcia, ile mam słabych punktów.

niemądrym tekstem | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz