Bitewny, przesiąknięty szkarłatem martwych ciał oraz przykryty gruzami poległych domów, krajobraz, wydawał się tak niezwykle piękny zza gorącej ściany, w której uwięziony był jasnowłosy chłopak. Wszechobecna rzeź pozostawiała suchy posmak w ustach każdego, komu udało się przeżyć, natomiast błękitnooki widział w niej coś więcej niż stertę trupów owiniętych w, utkany z kamiennej włóczki, szal. Jeszcze zanim znalazł się w środku realizowania swojego planu, patrzył w stronę swojego najlepszego przyjaciela z uśmiechem, a jego serce rozpierała duma spowodowana świadomością, czego zdołali dokonać. Przywołana wcześniej rzeź była dla niego niepoprawnym arcydziełem, powstałym z oddania przez ludzi swoich żyć w imię dobra sprawy. Dlatego uśmiechał się, wiedząc, że tego dnia przyjdzie mu umrzeć tak, jak dziesiątkom innych żołnierzy.
Języki ognia muskały jego, z każdą chwilą słabnące, ciało. Zamknął oczy, czując jak traci oddech, ale nie poddawał się; chociaż podświadomość chłopaka nakazywała mu odwrót, a organizm przeraźliwie wrzeszczał, że nie da rady za długo utrzymać go przy życiu, nie puszczał linki. Armin Arlert nie uciekał. I dlatego nie przegrywał.
Mógł poczuć lodowaty podmuch śmierci, który owiewał wrażliwe miejsca na skórze błękitnookiego; jego ciało zostało poddane nagłym skokom temperatury. Z jednej strony parzył go gorąc pary, a z drugiej chłodne, wręcz w tej chwili pożądane, poczucie odpływania mroziło krew w żyłach. Tańczenie na granicy życia i śmierci przychodziło mu z pewnym trudem, ale wiedział, że to jeszcze nie czas na umieranie; musiał wytrzymać. I wytrzymywał, pozwalając śmierci obijać się o jego boki, łaskotać odsłoniętą, płonącą skórę, kąsać gardło, zabierając możliwość oddychania i przenikać przez klatkę piersiową, powodując spowolnienie oraz nieregularność bicia serca. Inaczej mówiąc, pozwalał się zabijać; powoli, brutalnie, bez cienia nadziei na przeżycie i z pełną tego świadomością.
Chociaż wszystko działo się stosunkowo szybko, Arminowi wydawało się, że minęły wieki odkąd muskał podeszwami butów skaliste wzniesienie na którym przyszło mu pożegnać się z najważniejszym, zaraz po dziadku, mężczyzną w swoim życiu. Mimo to, że nie powiedział mu wprost, co zaplanował, wiedział, że szatyn uświadomił sobie, do czego to wszystko zaczęło zmierzać. Żałował, że nie mógł zobaczyć wyrazu twarzy chłopaka – ściskało go serce za każdym razem, kiedy nagłe przypływy świadomości ciskały o niego niczym głaz, tym samym - tylko w przenośni - otwierając mu oczy na fakt, że już nigdy się nie zobaczą; nie porozmawiają, nie ujrzą razem oceanu. W tej jednej chwili odrzucił wszystkie złe myśli i oddał się przyjemnym, przepełnionym radością i śmiechem wspomnieniom. Nie odczuwał bólu już tak, jak wcześniej, kiedy odciążył swój organizm, skupiając się na wyobrażeniu sobie dzieciństwa. Małe, kręte uliczki, oświetlane rażącym w oczy słońcem. Zaciszne miejsce pod drzewem, gdzie uczył się czytać. Płaty, nazywane schodami, po których biegał z wesołym wyrazem twarzy. Pokorna, uśmiechnięta twarz dziadka. Wszystko to, co odeszło, zaczęło wydawać się jasnowłosemu tak odległe i nieosiągalne, że wręcz zapomniał, iż naprawdę miało miejsce.
CZYTASZ
as free as the ocean ― armin arlert one-shot.
Fanfiction◂ ❚ ⊱ꕥ⊰ ❚ ▸ armin nosił w sobie odwagę tysięcy żołnierzy. ━━━━━━ ✦ takajakreszta 2019 ✦ one-shot ✦ angst ✦ some eremin