17. Największy skarb

6.8K 595 252
                                    


Louis

*****

Jedno wyjście na kawę z Harrym później zamieniło się w kilka wypadów. Mężczyzna dzwonił niemalże codziennie. Często też zapraszał mnie gdzieś na obiad czy zwykłą rozmowę przy herbacie. Na początku czułem się przytłoczony jego ciągłym towarzystwem. Później jakoś do tego przywykłem.  Harry był bardzo pozytywną osobą z mnóstwem energii. Na mój widok zawsze się uśmiechał. Potrafił poprowadzić tak rozmowę, że jeszcze nigdy nie byłem znudzony. Mogłem śmiało powiedzieć, że zielonooki stał się w pewnym sensie moim przyjacielem. Przez te tygodnie poznałem go bliżej.

Aidenowi się to nie podobało. Gdy tylko czuł zapach innej Alfy, denerwował się. O ile on sam rozumiał sytuację i potrafił się opanować, wilk wewnątrz niego szalał. Jego Alfa nie tolerowała Harry'ego i uważała go za konkurenta, co było śmieszne. Kochałem tylko Aidena. Harry był jedynie przyjacielem, nikim więcej. Zupełnie zapomniałem o tym, co między nami zaszło do czasu, aż nie pojawiły się pierwsze nudności. Strasznie chorowałem i połowę czasu spędzałem pochylony nad muszlą klozetową. Kiedy mój stan nie poprawił się po jednym dniu uznałem, że nie jest to zwykłe zatrucie pokarmowe. Podejrzewałem, że mogłem być w ciąży. Nie chwaliłem się tym Harry'emu, gdyż nie miałem potwierdzenia. Dwa razy odwołałem nasze spotkanie w kawiarni, a raz nawet po prostu się rozłączyłem i przerwałem rozmowę telefoniczną, gdyż nie zdążyłbym dobiec do toalety.

Teraz leżałem na kanapie przed telewizorem i czekałem aż mój Alfa wróci z pracy. Znów nie czułem się za dobrze. Nie byłem w stanie przygotować obiadu ani zrobić prania. Tylko leżałem, by znów nie zwymiotować. Nie jadłem dziś nawet śniadania bo wiedziałem, że i tak wylądowałoby w toalecie.

Słysząc pukanie do drzwi westchnąłem i jeszcze bardziej zwinąłem w kulkę. Miałem nadzieję, że ta natrętna sąsiadka z naprzeciwka da sobie spokój i odejdzie. Dość często pożyczała ode mnie takie rzeczy jak szklanka cukru czy papier do pieczenia. Gdy pukanie nie ustąpiło, zmusiłem się do zejścia z kanapy. Ruszyłem do drzwi, mając zamiar dość niemiło odprawić kobietę, lecz to nie ona była za drzwiami.

- Hej - powiedział Harry, przestępując z nogi na nogę.

Ręce miał za plecami, ale udało mi się dostrzec, że trzymał mały bukiet kwiatów. Dokładniej przepiękne, niebieskie fiołki.

- Cześć - odezwałem się w końcu. - Nie powinieneś być w pracy?

Zadałem pytanie, odsuwając się od drzwi, by mógł wejść do środka. To wtedy wręczył mi bukiecik kwiatów. Podziękowałem, a na twarzy pojawił się szczery uśmiech. Kochałem kwiaty, a od Stylesa dostałem już parę takich bukietów. Taki prezent poprawiał mi nastrój.

- Aiden wspominał, że zachorowałeś - wyjaśnił, podążając za mną do salonu. - Chciałem cię odwiedzić wcześniej, ale ciągle miałem jakieś spotkania poza miastem i nie byłem w stanie, dlatego przyszedłem dziś. Chyba cię nie obudziłem, prawda? - zapytał wystraszony.

- Odpoczywałem - odparłem jedynie, odkładając kwiaty do wazonu w którym stały już lekko zwiędnięte frezje.

Po chwili usiadłem na kanapie, a mężczyzna zrobił to samo. Spoglądał na mnie uważnie, a ja starałem się udawać, że wcale tego nie widzę. Zastanawiałem się czy zaproponować mu kawę lub herbatę, lecz jako pierwszy zabrał głos.

- Słodki - powiedział, nabierając dużo powietrza w płuca.

- S-słucham?

- Twój zapach - odparł niemal od razu. - Stał się słodszy, tak myślę. Czy... minęło już kilka tygodni, czy to możliwe...

Sweet but not mine ~Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz