14🐍

10.8K 1.2K 393
                                    

- Skończone - powiedziała Jenna, otrzepując rękę o rękę po tym, jak wraz z Martinem postawiła na ziemi ciężką skrzynię wypełnioną workami z jedzeniem dla różnych zwierząt przy czymś w rodzaju zdemolowanej stodoły.

Dziewczyna westchnęła ze zmęczenia, przecierając czoło z potu. Czuła, jak niemal smażyła się w rzymskim słońcu i w duchu dziękowała sobie, że miała wysokiego kucyka, który dawał jej nieco ulgi. Martin stał obok niej bez koszulki, ujawniając wielki tatuaż ze skorpionem na swoim torsie i wyglądał na nieco mniej poruszonego upałem.

- Dzięki, Jen - mruknął, obdrzając dziewczynę pocałunkiem tuż obok ust, gdzieś w kąciku. - Jesteś silniejsza niż większość tamtych - dodał z zaskoczeniem i tu wskazał głową w kierunku oddalonego o kilkanaście metrów kamiennego domu, w którym Jenna wiedziała, że znajdowali się jego podwładni.

- A co, dziwisz się, że kobieta potrafi? - zapytała, zakładając ręce. Martin zaśmiał się, podchodząc do niej blisko.

- Gdyby to była jakaś inna kobieta, to bym się dziwił - przyznał z dziwnym uśmieszkiem. - Ale to ty, więc nie. Fascynuje mnie to w tobie.

- To też prawda, że śmieszą mnie te wszystkie paniusie w sukieneczkach i płaszczykach, co łażą po ulicach, krzyczą i myślą, że coś wskórają - powiedziała Jenna z pogardą. Była jedną z niewielu kobiet, które dumnie i pewnie decydowały się na chodzenie w spodniach, w dodatku od zawsze wykonywała prace, które w zamyśle były dla mężczyzn.

- Ale u was już przeszło prawo głosowania dla kobiet, nie? - zapytał Martin, a jego ciężki, włoski akcent przypomniał Jennie, że przecież żyli w zupełnie innych państwach.

- Ta, ale tylko głosowania - odparła Jenna, opadając ciężko na skrzynię. - Ale gdybym chciała zostać premierem, to niezbyt.

- A chciałabyś? - zapytał wciąż rozbawiony Martin, siadając obok niej. Jenna popatrzyła na niego z irytacją.

- Nawet gdybym chciała, to nie mogę - burknęła, kopiąc butem o piasek.

- Nie denerwuj się, Jen, ty akurat możesz wszystko - powiedział Martin, obejmując ją ramieniem. - Gdzie teraz lecisz?

- Chcę wykupić kilka zwierząt z rąk przemytników - odparła Jenna z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem. - Podobno szajka jakiegoś goblina, jak mu tam... Gnarlen... Gnarlug...

- Gnarlak? - zapytał Martin, unosząc brwi.

- O, to - powiedziała Jenna, podnosząc z ziemi butelkę wody, gdyż nie mogła już wytrzymać z pragnienia.

- Zaraz - chcesz się z nim targować? Z goblinami? - zapytał takim tonem, jakby uważał, że jego rozmówczyni zupełnie postradała zmysły. - Oszalałaś?

- Widziałeś kiedyś, jak się targuję? - zapytała Jenna nieco oburzonym tonem, odkładając wodę na bok. Była wtedy gotowa wykłócać się z Martinem o swoje umiejętności, jednak on nie wyglądał na złego, a wciąż zszokowanego

- Jenna, ale mówimy o goblinach - argumentował. - Ty chyba zwariowałaś. Idę z tobą.

- Nie traktuj mnie jak damę w opałach, Martin - syknęła zdenerwowana Jenna, wstając gwałtownie.

- Ale Gnarlak to gangster, rozumiesz? - kontynuował Martin, również podnosząc się ze skrzyni.

- Tak jak ty - odparła Jenna z uśmieszkiem, kładąc mu dłoń na policzku. Brunet mimowolnie też się uśmiechnął, dając jej niesamowitą satysfakcję.

- Jenna, ja teraz nie żartuję - powiedział Martin, próbując spoważnieć, co ciężko mu szło.

- A wygląda, jakbyś jednak to robił - odparła, nadal się z niego śmiejąc. - Poradzę sobie sama, mój drogi - dodała i już chciała zacząć odchodzić, ale Martin złapał ją swoją silną ręką za nadgarstek.

- Nie ma w ogóle takiej opcji - powiedział stanowczo i władczo, wykorzystując to, że był o ponad pół głowy wyższy od niej. - Zabieram chłopaków i idziemy wszyscy razem. Ten facet jest niebezpieczny, zresztą jak większość goblinów.

Jenna zaśmiała się. Patrzyła na Martina z niedowierzaniem - mężczyzna, którego bały się całe Włochy, teraz martwił się o nią jak matka o dziecko, chcąc wysłać z nią szajkę równie niebezpiecznych ludzi. Jednocześnie ją to bawiło, a jednocześnie wyjątkowo jej się to podobało.

- Czyli naprawdę jestem jedyną słabością Szakala? - zapytała zadowolona dziewczyna, na co jej rozmówca westchnął.

- Cholera, Jenna. Jesteś jedyną osobą, której ufam - wyznał Martin, najwyraźniej bijąc się sam ze sobą. - Nie pozwolę, żeby ten palant Scamander cię znowu zgarnął, albo żeby Gnarlak cię odstrzelił, rozumiesz? - powiedział cicho.

Zanim Jenna w ogóle zdążyła mu odpowiedzieć, Martin odwrócił się w stronę kamiennego domku, przed którym pojawiło się dwóch mężczyzn (dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy).

- Matteo, Alessandro, zbierać się, reszta też - zawołał stanowczo Martin, zupełnie innym głosem niż tym, którego używał do rozmowy z dziewczyną. - Idziemy z Jenną.

Teraz, sześć lat po tej rozmowie, Jenna wiedziała, że słowa Martina były stuprocentową prawdą, o czym przekonała się na własnej skórze. Teraz wiedziała też, że bez jego wsparcia mogła źle tam skończyć, a obecnie jej wsparcie praktycznie nie istniało. Dlatego też nie wierzyła sama sobie, gdy szła z Newtem, Jacobem, Queenie i Porpentyną do pubu o nazwie Ślepa Świnia, gdzie mieli spotkać się z Gnarlakiem. Cała sytuacja wydawała się jej wręcz absurdalna, ale postanowiła już tego nie kwestionować - mentalnie wciąż przygotowywała się na dobitne A nie mówiłam.

Wejście do pubu zdobił plakat z blondwłosą dziewczyną spoglądającą w lustro. Porpentyna i Queenie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, a następnie wyjęły swoje różdżki, by przemienić ich zwyczajne stroje w eleganckie suknie. Jenna zrozumiała, że zrobiły to zapewne dlatego, że w tamtym miejscu obowiązywały ścisłe zasady.

Porpentyna spojrzała wymownie na Ślizgonkę, a ta przewróciła oczami. Wyjęła nieśmiałka ze swojej kieszeni i posadziła na lewej dłoni, po czym niechętnie sięgnęła po różdżkę i przejechała nią od czubka swojej głowy aż do butów. Jenna nie nosiła spodni tylko wtedy, gdy musiała się ukrywać, jednak wciąż tego nie znosiła. Jej wygodne ciuchy zamieniły się w czarną, błyszczącą sukienkę, a kucyk w idealne, ciemne loki obwiązane czarną opaską. Zaklęcie dodało jej też nieco makijażu.

- Och, śliczna - powiedziała Queenie, spoglądając z zachwytem na sukienkę, na co Jenna nie odpowiedziała. Brunetka wyczarowała sobie dodatkową kieszeń w przedniej części stroju i delikatnie wsadziła do niej nieśmiałka.

- To dla ciebie, mały - powiedziała do kreatury, uśmiechając się na kilka sekund.

Na to wszystko wielkimi oczami patrzył Jacob - bo, naturalnie, magia nadal robiła na nim ogromne wrażenie - ale także Newt. Nie widział Jenny w czymś podobnym do sukni od czasów Hogwartu, gdy musiała nosić spódnicę od mundurku. Teraz wyglądała zupełnie inaczej, a Scamanderowi po cichu podobała się bardziej. Nic jednak nie powiedział, ignorując ciepło napływające do policzków, po czym poprawił różdżką własną muchę.

- Miejmy to już za sobą - poprosiła Jenna, na co Porpentyna zapukała w ścianę.

~
Dla jasności historycznej: w Wielkiej Brytanii prawo głosowania dla kobiet weszło w 1918, a prawo kandydowania w 1928. Rozmowa Jenny i Martina toczy się około 1920.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz