Rozdział 1

9 1 0
                                    


       - Pańska reszta, proszę bardzo. – odezwał się starzec podając srebrne monety mężczyźnie naprzeciwko. – Jesteś kupcem lub podróżnikiem? Nie widuje Ciebie tu często, może raz na miesiąc. – ciągnął spokojnie układając warzywa na swoim stoisku.

- Nie, mieszkam niedaleko. Po prostu mieszkam sam. – odezwał się tajemniczy jegomość. Jego głos był niski i nieco zachrypiały, twarz zasłaniała kaptur, jednak można było się dopatrzeć zarostu, był dość wysoki, ale nico się garbił. U pasa po lewej miał przytwierdzone fiolki z niezidentyfikowanymi substancjami a po prawej saszetkę w której najprawdopodobniej były Golie którymi zapłacił za jedzenie, zaś zaraz obok znajdowała się pochwa ze sztyletem.

- Ach, rozumiem. – staruszek westchnął - Wszystkiego starcza na długo bo jesteś samotnikiem. Jednak polecałbym znaleźć przynajmniej jakąś dziewkę, życie samemu może cię kiedyś przytłoczyć. – uśmiechnął się w stronę tajemniczego mężczyzny, jednak ten tylko kiwnął lekko głową i odszedł.

      Szedł ścieżką powolnym krokiem, ale nie takim który przedłużyłby jego wędrówkę. W koło tętniło życie, szarzy ludzie żyli swoim tempem nie martwiąc się o nic. W stronę straganu warzywnego tamtego starca szła kobieta z trojgiem dziećmi, a w niewielkiej odległości za nią młody mężczyzna prowadził bawoła z wiadrami wody na grzbiecie. Okapturzonego mężczyznę mijali różni ludzie, niektórzy zerkali na niego i szeptali, innych zaś nie obchodził i zajmowali się swoimi sprawami. Wieś ta była zupełnym przeciwieństwem stolicy Królestwa Północnego, tutaj nikt się nie spieszył, mimo widocznej biedy i gorszych warunków życia, wieśniacy brali z życia garściami, szczególnie dzieci. Pod niektórymi domami dało się zauważyć zagłębionych w lekturze dziewczynki lub chłopców, gdzie indziej trochę starsi urządzali pojedynki na miecze, widać było że pragnęli zostać rycerzami, na nich zaś wzdychały dziewczęta siedzące na trawie, otoczone przyborami do szycia. Temu wszystkiemu sprzyjał lekki wiosenny wiatr i delikatne promienie słońca.

       Mężczyzna obserwował bacznie otoczenie, jednak nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów by nie straszyć bardziej ludzi wokół. Gdy wychodził już z terenu wioski był już zachód słońca, idąc w stronę lasu oddalonego o jakiś kilometr zauważył grupkę dzieciaków nieopodal, chłopcy byli zebrani w krąg i coś wykrzykiwali, zaś obok dwie dziewczynki płakały z przerażenia, przyjrzał się dokładnie w czym rzecz i zauważył, że na ziemi w środku kręgu leżał skulony chłopczyk zakrywając jak tylko może delikatne części ciała kiedy jego prześladowcy okładali go kijami lub kopali. Mężczyzna ruszył dalej przegryzając wargę, nie chciał się mieszać, jednak w chwili kiedy z wargi poleciała krew odwrócił się i ruszył szybkim krokiem w stronę grupki dzieciaków.

- Co wy robicie? – chwycił jednego za kołnierz – Pięciu, dodatkowo starszych na młodszego chuderlaka? Nie wstyd wam gnojki? – Wszyscy spojrzeli na niego ze strachem i zdziwieniem w oczach, jednak zaraz potem odezwał się najwyższy z nich blond chłopak ze złośliwym uśmiechem na ustach.

- A ty kto? Bohater? – syknął – To nie twoja sprawa, smarkacz sam zaczął, więc chcemy go nauczyć szacunku do starszych. – Mężczyzna podniósł brew i spojrzał na blondyna.

- Szacunku do starszych? Kiedy sam go nie masz? Nie kpij sobie ze mnie! – podniósł głos jednak chwile potem go ściszył i spiorunował ich wzrokiem. – Wynoście się stąd, albo pożałujecie wy niewychowane chłystki. Już! – Chłopcy upuścili kije, a z kpiącej miny na twarzy młodocianego nie został nawet cień.

- Chodźcie, wynosimy się stąd. Tutaj sam plebs nie znający swojego miejsca się kręci. – Chłopak splunął pod buty przybysza, jednak ten nawet nie drgnął tylko obserwował jak jeden za drugim go mijali. Gdy wszyscy już odeszli zwrócił się do pobitego chłopca.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 11, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Szalony SzlachcicWhere stories live. Discover now