Rozdział 17

203 16 6
                                    

Zmieszana usiadłam na krześle przed jego salą. To był jeden z takich momentów, kiedy kompletnie nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Schowałam twarz w swoich dłoniach, czując jak młody mężczyzna niepewnie przytula mnie do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu i głęboko westchnęłam.

- Łucja...? - odezwał się.

- Ja nie dam rady tam iść...

- Możesz tego później żałować... - oznajmił - Bądź co bądź to jest twój  ojciec.

Może miał rację?

- Wejdziesz tam ze mną? - zapytałam.

- Jasne - przytaknął.

Powoli wstałam z krzesła. Zamknęłam oczy, łapiąc za uchwyt od drzwi wejściowych do sali numer 23. Na pewno powinnam?

- Łucuś, słoneczko - powiedział zachrypniętym głosem - Jesteś...

Do moich oczu gwałtownie naszły łzy. Zacisnęłam usta, robiąc kilka kroków do przodu. Czułam obecność Kornela i chyba to dodawało mi odwagi.

- Słyszałam od twojego lekarza o wszystkim... - zaczęłam.

- To wszystko jest nieważne - uśmiechnął się, a po jego pomarszczonych policzkach zaczęły spływać łzy - Najważniejsze, że jesteś...

- A... a jak się czujesz?

- Dobrze, skarbeńku - skłamał - Dziękuję, że pytasz.

Zapadła cisza. Starszy mężczyzna obserwował mnie z uśmiechem, raz po raz ocierając swoją wilgotną twarz. Odwróciłam się w kierunku Kornela, który tylko mrugnął oczyma, jakby chcąc powiedzieć, że właściwie postępuję.

Zobaczyłam, że staruszek wyciąga do mnie swoją dłoń. Spojrzałam na jego pełną nadziei twarz. Zawahałam się.
Moja ręka powoli zaczęła przybliżać się do jego, aż w końcu poczułam, jak delikatnie ją ściska. Uśmiechnął się, całując moją dłoń swoimi drżącymi wargami.

- Ja tak bardzo żałuję - wyszeptał zdławionym głosem - Jesteś najpiękniejszym, co mnie w życiu spotkało.

- Wiem - westchnęłam, starając się opanować emocje - Ja naprawdę próbowałam ci wybaczyć...

- To nie ty powinnaś się tłumaczyć - przerwał mi - Zasłużyłem sobie na to wszystko...

- Nie mów tak...

- Ale taka jest prawda. Nigdy nie wybaczę sobie tego, ile przeze mnie wycierpiałaś.

Jego zaszklone ciemne oczy przeniosły się na młodego mężczyznę, który podszedł bliżej mnie.

- Opiekuj się nią - odparł - Nie pozwól jej skrzywdzić.

- Łucuś... - dodał po chwili.

- T-tak?

- Wiesz, że bardzo cię kocham?

- Przepraszam - usłyszeliśmy za sobą - Pacjent powinien odpoczywać...

- Oczywiście...

- Córeczko, przyjdziesz do mnie jeszcze, prawda?

- Nie wiem - odpowiedziałam. Nie chciałam go okłamywać. Tak naprawdę nie wiedziałam czy zdobędę się na to kolejny raz.

- Pamiętaj, że zawsze będę na ciebie czekał - uśmiechnął się.

- My musimy już iść... Trzymaj się...

Pokiwał głową odprowadzając mnie wzrokiem do wyjścia. Ostatni raz popatrzyłam na niego, posyłając mu blady uśmiech. Razem z Kornelem znalazłam się z powrotem na korytarzu.

- Łucja...

- Przytul mnie - przerwałam mu.

Bez pytań zrobił to, o co go poprosiłam. Wtuliłam się w niego, brudząc jego białą koszulę swoją rozmazaną maskarą...

Dochodziła dwudziesta druga. Powoli wracałam od mojej mamy do swojego mieszkania na Woli. Lubiłam z nią rozmawiać, zawsze dodawała mi odwagi. To głównie ze względu na nią starałam się przemóc, żeby wrócić do tego przeklętego szpitala. Wiedziałam, że ona by tego po prostu chciała.

- Łucja!

- Maciek? A co ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona, podchodząc do ławki przed moim blokiem, na której siedział.

- Kochanie... - objął mnie w pasie - Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu?

- Widocznie nie mam ochoty - odburknęłam, sprawnym ruchem strącając jego dłonie ze swojego ciała.

- Ej, kicia - uniósł brwi - O co ci chodzi?

- O nic - zignorowałam go, wchodząc na klatkę schodową.

- Nie zaprosisz mnie na górę?

- Nie.

- Łucja... - przyciągnął mnie do siebie, po czym przyparł do ściany - Miałem ciężki dzień. Z tego co widzę ty chyba też. Może poprawilibyśmy sobie razem  humor...

- Nie! - krzyknęłam - Mam tego dość! Dlaczego musisz być takim pieprzonym egoistą?!

- Egoistą? - prychnął śmiechem - Chyba nie powiesz mi, że tego nie lubisz?

- Ale ty mylisz pojęcia - pokręciłam głową - Zawsze tylko patrzysz jak mnie zaciągnąć do łóżka. Dlaczego nie weźmiesz mnie na jakiś spacer? Dlaczego nie pójdziemy na rynek? Nawet oglądając zasrany film przed kanapą nie czułabym się jak dmuchana lalka!

- Ale co ja poradzę na to, że tak na mnie działasz... - przybliżył się do mojej szyi.

- Ty naprawdę nic nie rozumiesz! - odepchnęłam go od siebie.

- Za to ty mnie rozumiesz - prychnął - Jak każdy ja też mam swoje potrzeby. Chyba się nie dogadamy.  Może to najwyższy czas, aby się rozstać - zawrócił ze schodów.

- Maciek! - wybiegłam za nim - Maciek, zaczekaj!

- Co chcesz?

- Nie możesz mnie zostawić - powiedziałam, czując jak do moich oczu napływają łzy.

- Mogę.

- Ale ja cię kocham! - objęłam go, gdy ten zrobił kilka kroków w tył.

- Jakbyś mnie kochała to nie mówiłabyś takich bzdur. Już wystarczająco dużo dowiedziałem się na swój temat od ciebie i tego twojego całego aplikancika. Oboje jesteście siebie warci.

- Skarbie, przepraszam - zaniosłam się płaczem - Ja tak nie myślę! Po prostu mój ojciec wylądował w szpitalu, ma cholerne problemy z sercem, w każdej chwili może umrzeć, a ja już nie wiem, co mam robić...

Popatrzył na mnie, chyba zastanawiając się, co powinien zrobić.
W końcu podszedł do mnie i kręcąc głową, przytulił mnie do siebie. Z całej siły wtuliłam się w niego, a moje łzy zaczęły wsiąkać w jego garnitur.

- Już dobrze - westchnął - Nie płacz.

- Nie gniewasz się na mnie?

- Nie - odparł - Tylko mogłaś od razu powiedzieć, że miałaś gorszy dzień, a nie robić mi jakieś sceny...

- Przepraszam - powtórzyłam.

- Dobra, nie ma o czym mówić. Pogadamy innym razem. Ja wracam do siebie.

- Maciek, zostań - poprosiłam.

- Po co?

- Bo nie chcę być sama - położyłam dłonie na jego szorstkich policzkach i delikatnie musnęłam jego usta.

- No nie wiem...

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz