Ostrzegę może zawczasu, że raczej to długie.
W każdym razie...
...zapraszam.
Skrzypiący pod jej stopami śnieg błyszczał delikatnie w blasku ulicznych latarni. Gdzieś tam, z okolicznych sklepów, dobiegały śmiechy i głośne rozmowy, a światełka porozwieszane na wszystkich możliwych słupach rozjaśniały ciemność, jakby miasto usiłowało za wszelką cenę walczyć z nocą. Mijające ją co chwilę grupki ludzi, którzy ani trochę nie wyglądali na zmęczonych, wprawiały ją w coraz to gorszy humor.
Być może dlatego, że pośród nich wszystkich to właśnie ona była sama.
Zatrzymała się przy jakiejś podświetlonej wystawie, mimo że sklep był już zamknięty. Na beżowych poduszeczkach i w wyściełanych atłasem pudełkach leżały równo ułożone kolczyki, naszyjniki czy bransoletki wykonane z różnych drogich metali i błyszczących kamieni. W domu miała takich wiele; ojciec pilnował, żeby nie zabrakło jej kosztownych błyskotek. Uważała jednak, że biżuteria za szybą, ta, której nie mogła nazwać oficjalnie „swoją", jest znacznie piękniejsza i cenniejsza niż ozdoby leżące gdzieś w szufladach w jej dużym, przestronnym pokoju. Wydawało się, jakby wszystkie przedmioty ginęły w ogromie tego domu – jakby raz gdzieś wrzucone nie miały już znaczenia. Czy to dlatego wciąż chciała czegoś nowego?
Czy to dlatego tak bardzo pociągały ją rzeczy, których nie mogła mieć?
Oderwała wzrok od szyby, zirytowana własnymi myślami. Przecież nie było rzeczy, których nie mogła dostać! Jej ojciec, piastujący zaszczytny urząd burmistrza Paryża, nigdy nie dopuściłby do sytuacji, w której jego ukochana córka nie otrzymałaby tego, czego chciała. Ten człowiek gotów był nawet całą szkołę zamknąć tylko z powodu jednego jej słowa! Zrobiłby dla niej absolutnie wszystko, przez co ona miała go za najlepszego rodzica na świecie. Każdego dnia, o każdej porze, zawsze i wszędzie...
Tylko nie dziś i nie tutaj.
Dzisiaj – a może już jutro? – miała nadzieję przywitać nowy rok wraz z rodzicami, a oni tymczasem zajmowali się tylko swoimi sprawami. Ojciec oczywiście zasypany papierami siedział w biurze, a matka znów przebywała na jakimś wyjeździe, tak że Chloé już nawet się nie interesowała, gdzie właściwie jest. Wróci za jakiś czas, po czym ponownie gdzieś pojedzie i tak w kółko, jak na piekielnie szybkiej, wywołującej jedynie niesmak karuzeli. A Chloé, choć raczej nie wierzyła w przesądy, słyszała, że podobno z osobą, z którą spędzi się Sylwestra, spędzi się również cały przyszły rok, dlatego miała nadzieję, że tę przepowiednię – czy była prawdziwa, czy nie – uda jej się wcielić w życie. Gdzieś tam głęboko w środku wierzyła w to bardzo mocno, nawet nie do końca zdając sobie z tego sprawę.
Potrząsnęła głową, skręcając obok wysokiej, starej kamienicy. Nie powinna myśleć o takich rzeczach. Jak mogła zapomnieć o swojej najważniejszej zasadzie? Przecież pragnienie czegokolwiek, czego nie można kupić za pieniądze, było pozbawione sensu.
Bo skoro nie mogła czegoś dostać za pieniądze, prawdopodobnie nie miało to żadnej wartości.
Jej rozmyślania przerwała salwa śmiechu mijającej ją akurat grupki przechodniów.
Trzeba było zrobić jakąś imprezę – pomyślała. – Że też zawsze jestem taka zapominalska!
Choć tak naprawdę nie chciała przyznać nawet przed samą sobą, że zarezerwowała ten wieczór dla matki i ojca, którzy wystawili ją w ostatniej chwili. Wolała nie myśleć o tym ostatniego dnia roku.
CZYTASZ
Jej największa fanka || Miraculous [Chloénette]
FanfictionChloé spędza Sylwestra samotnie, włócząc się po Paryżu. Nagle jednak natyka się na Biedronkę i przypadkiem odkrywa jej tożsamość. Postanawia szantażować Marinette, aby ta robiła wszystko, co jej Chloé rozkaże, w zamian za nieujawnienie jej sekretu...