Nadchodził wschód słońca, gdy wspólnie zadecydowaliśmy, że pora na chwilę odpoczynku. Rozbiliśmy obóz na pograniczu Kraju Ognia zbliżając się coraz bardziej do granic Kraju Błyskawic, gdzie naszym zdaniem udał się Utakata. Shisui udał się na łowy, by upolować rybę do zjedzenia, Itachi zajął się rozpaleniem ognia, a ja wspięłam się na najbliższe drzewo, by móc z góry przeczesać cały teren. Mój rinnegan mógł dostrzec rzeczy, na które większość osób nie zwróciłaby nawet uwagi, widziałam czakrę oraz ukryte bariery, choć i moje oczy względem wielu przeciwności losu były niepomocne, dlatego skrycie szanowałam użytkowników Sharingana oraz ich moc. Sam proces zdobycia i opanowania tego kekkei-genkai był w sobie tak wielce trudna, że doskonale zdawałam sobie sprawę jak dużo wykwalifikowani użytkownicy dōjutsu musieli poświęcić i wycierpieć, by wznieść się na wyżyny.
Świat szedł do przodu jednak zbyt dużo starych przekonań i zachowań niósł za sobą zamiast spojrzeć jasno w przyszłość.
– Lubisz patrzeć na świat z góry – stwierdził Itachi pojawiać się bezszelestnie obok mnie. Uśmiechnęłam się lekko wpatrując w widok przed nami. Las rozciągał się we wszystkie strony świata, a jedyną rzeczą, która oddzielała zielono-niebieską mieszankę była rozległa rzeka płynąca niedaleko.
– Moja przyjaciółka zawsze staje na najwyższych obiektach, by móc objąć wzrokiem cały obszar... wtedy ma wrażenie, że go chroni – powiedziałam myśląc o niebieskowłosej.
– Posiłek jest już gotowy – rzekł po chwili czarnowłosy przerywając ciszę i zniknął mi z pola widzenia. Błyskawicznie poszłam za jego przykładem i zmaterializowałam na dole zaraz obok moich towarzyszy.
– Smacznego! – zawołał krótkowłosy i zaczął pochłaniać swoją porcję ryby. Zjadłam swoją porcję i musiałam przyznać, że oboje mężczyzn ma talent do gotowania.
– Dobrze gotujecie – pochwaliłam ich, gdy zbieraliśmy wszystkie swoje rzeczy, by ponownie wyruszyć w drogę.
– To nic takiego. – Machnął ręką Shisui i posłał mi uśmiech. – Jestem pewny, że to dla ciebie prościzna.
– Mylisz się, jestem beznadziejna. – Zaśmiałam się widząc zdziwioną minę krótkowłosego. – Uwierz mi, nie potrafię gotować – przyznałam się szczerze i ponownie się zaśmiałam z miny Uchihy.
– Spokojnie, przy nas się nauczysz. – Pocieszył mnie. – Szczególnie Itachi ma do tego smykałkę – dodał i po chwili ponownie wyruszyliśmy w podróż.
Minęły trzy tygodnie od kiedy wspólnie wyruszyliśmy na misję. Coraz lepiej poznawałam dwoje towarzyszy i coraz bardziej pałałam do nich sympatią. Przebywanie w ich towarzystwie było dla mnie miłą odskocznią, w dodatku oboje byli naprawdę inteligentni, zgadzali się w poglądach, jednak osobowości posiadali całkowicie inne.
Shisui Uchiha to rozgadany pozytywista. Często mnie rozśmiesza i ma niekonwencjonalne spojrzenie na świat jak i ludzi. Podchodzi do życia z ogromną ambicją i ostro krytykuje nieuczciwość. Jest nieufny co zalicza go do grona osób, które nie lubią tłoku.
Itachi Uchiha... jest przystojny i myśląc o tym od razu poczułam zażenowanie swoją osobą. Umiem odczytywać emocje jak i osobowość innych ludzi, a pierwsze co przyszło mi na myśl o Itachi to, że jest przystojny. Owszem jest, ale to nie jego jedyna zaleta. Długowłosy mężczyzna jest wyrozumiały i cierpliwy, szczególnie jeśli chodzi o Shisuiego oraz jego zaczepki względem jego osoby. Uwielbiałam przysłuchiwać się ich potyczkom słownym jak i przyglądać się ich głębokiej relacji, która była widoczna gołym okiem. Wyczułam w nim również głęboko zakorzeniony patriotyzm przemawiający przez wszystkie jego czyny. Prócz tego był rozsądny i tak bardzo... uroczy. Obserwując go miałam niesłychane wrażenie, że ten mężczyzna ma w sobie to coś. Nie potrafiłam tego nazwać, ale wiedziałam, że nie jest on zwykłym shinobi.
CZYTASZ
hontō no yume // itasaku
Fanfictionfanfiction narutowskie - itasaku w czasach shinobi; sakura haruno nie widziała świata poza amegakure. należała do akatsuki, broniła swoją wioskę i wraz z rodzeństwem czuwała nad innymi. gdy zamieszkała w konoha, jej życie się zmieniło. spotkała itac...