06. hontō no yume

288 24 2
                                    

Walka trwała od wielu godzin. Mimo pomocy Minato i shinobi Liścia, wrogie siły atakowały zaciekle, nie przestając zabijać. Byliśmy wymęczeni, lecz doskonale wiedzieliśmy, że to właśnie ten dzień, w którym zakończymy wojnę. To było pewne. „

– Sakura, wszystko w porządku? – Naruto podbiegł do mnie widząc jak opieram się kolanami o mokrą, umazaną w krwi ziemię. Oddychałam ciężko trzymając się za serce. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień będzie inny. Czułam to całą sobą.

– Mną się nie przejmuj, poradzę sobie – zapewniłam łapiąc przyjaciela za bark, gdy ten chciał pomóc mi wstać.

– Kiepsko wyglądasz, powinnaś odpocząć – zrugał mnie wpatrując się w moje oczy. Po raz pierwszy dostrzegłam w nim tą powagę i odpowiedzialność, która na co dzień nie gościła na jego twarzy. Napawał mnie dumą.

– Naruto... Będzie dobrze. Czuję to – powiedziałam mu szczerze, na co chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha przyznając mi rację.

Wróciliśmy do walk, a ja w tłumie chciałam dostrzec Itachiego. Szukałam go wzrokiem, jednak nigdzie nie mogłam odnaleźć czarnowłosego. Wiedziałam, że muszę to zrobić. Potrzebowałam jego widoku, by móc utwierdzić się z przekonaniu, że to już koniec. Koniec wojny i powrót do normalności. Mojej normalności, która różni się od wszystkich. Koniec oznaczał nowy początek, próbę połączenia wiosek i krajów, które od lat toczą ze sobą konflikty.

Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos należący do osoby, którą tak bardzo chciałam zobaczyć. Itachi stanął obok mnie, a jego twarz umorusana była w krwi. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak wiele cierpienia i śmierci musimy ponieść, by móc dążyć do zgody. Jak wiele musimy poświęcić, by żyć tak jak chcemy.

– Szukałam cię... – Złapałam go za ramiona przyglądając się jego twarzy. Wpatrywał się we mnie intensywnie, kładąc powoli opuszki swoich palców na moim policzku.

– Jestem tutaj – szepnął nie odwracając ode mnie wzroku.

– Uda nam się, przeczuwam to. – Itachi posłał mi uśmiech słysząc moje słowa. Skinął delikatnie głową na zgodę po czym oboje ponownie rzuciliśmy się w wir walki, która rozgrywała się na skrajach Amegakure. Deszcz potęgował obraz śmierci, która rozgrywała się na polu przed nami.

Pokonywałam kolejnych atakujący ninja, mając już dość widoku krwi. Nie do końca potrafiłam zrozumieć, dlaczego w dzień sądu ostatecznego jestem tak.. rozemocjonowana. Wydarzenia zdawały się mieć podwójną wartość, a na widok bliskich osób moje serce wypełniał strach o ich życie. Przecież doskonale wiedziałam, że jesteśmy silni. Praktycznie niezwyciężeni. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Przeczuwałam, że coś się wydarzy.

Odwróciłam głowę w lewo i wtedy to zobaczyłam. Dojrzałam jak sam Takenao Konoe, przywódca Wioski Ukrytej w Trawie, wbija swój miecz prosto w Yahiko. Krzyknęłam zrozpaczona i w kilka sekund pojawiłam się przed mężczyzną i podcięłam mu gardło trzymając w dłoni jeden z czarnych odbiorników.

– Yahiko, wszystko będzie dobrze, obiecuję. – Pochyliłam się nad ciałem pomarańczowowłosego, któremu stróżka krwi pociekła z ust. Patrzył na mnie uśmiechając się ciepło, a na moich policzkach pojawiły się gorzkie łzy.

– Sakura.. Los zdecydował, że to nie ja zobaczę zmianę tego świata, ale mam nadzieję.. nadzieję, że wraz z Nagato i Konan dokonacie tego, czego ja nie potrafiłem.. – wyszeptał po czym kaszlnął srodze wypluwając na moją twarz sporą ilość krwi. Próbowałam zatamować ranę, jednak była zbyt rozległa jak na moje możliwości. Byłam przegrana.

– Nie możesz nas zostawić, słyszysz? – jąkałam między łzami dotykając zakrawioną dłonią policzka mojego brata. – To wszystko jest dla ciebie. To twoje plany i marzenia, do których razem dążymy.. Marzenia.. w których musisz być obecny, bracie.. – schyliłam się w stronę mężczyzny słysząc w oddali krzyk Konan.

hontō no yume // itasakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz