Rozdział 19

219 16 9
                                    

Po kłótni z Maćkiem cały weekend przeleżałam w domu. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, a już na pewno pojawiać się w pracy, jednak równo z nadejściem poniedziałku byłam do tego zwyczajnie zmuszona.

Leniwie weszłam po schodach na piętro, gdzie znajdował się mój gabinet. Już tutaj usłyszałam niezidentyfikowane hałasy dochodzące ze środka.

- Kornuś!

- Ale...

- Nie ma żadnego "ale"! Jak ty w ogóle odżywiasz się w tej Warszawie?

- Normalnie...

- Pewnie ciągle tylko jakieś hamburgery i kewaby!

- Kebaby.

- Kewaby czy kebaby, wszystko jedno.

- Dzień dobry - postanowiłam przerwać toczącą się dyskusję. Obecna tam kobieta pochylająca się nad zmarnowanym Kornelem zmierzyła mnie wzrokiem, aż w końcu posłała mi szeroki uśmiech.

- Dzień dobry!

- Cześć, Łucja - westchnął mężczyzna.

- O, a więc to jest ta twoja Łucja!

- Mamo!

- Mój syn wiele mi o pani opowiadał - kontynuowała - Łucja to, Łucja tamto...

- Mamo!

- Naprawdę? - roześmiałam się - W takim razie bardzo mi miło.

- Ja nie wiem jak wy żyjecie w tej Warszawie - pokręciła głową, kładąc mi dłoń na ramieniu - Jedno chudsze od drugiego.

- Mamo, przestań... - jęknął stażysta.

- Taka ładna dziewczyna, a taka chudzinka! Wy teraz wszystkie myślicie, że tylko taka skóra z kośćmi podobają się chłopcom...

- Ja...

- A oni to lubią sobie czasami złapać, jak jest za co...

- Mamo, wystarczy! - wtrącił zażenowany mężczyzna.

- Niestety, to nie moja wina - oznajmiłam, z trudem zachowując poważną minę - Mam taką przemianę materii.

- Dziecko, ty po prostu nic nie jesz - poprawiła mnie kobieta - Synku, masz, przywiozłam ci tu z domu domowe wyroby. Zjecie sobie razem z Łucją.

- No dziękuję, ale nie trzeba było...

- Oj trzeba, trzeba!

- Mamo, nie chcę cię wyganiać, ale ja jestem w pracy...

- Ah, tak, oczywiście - pocałowała go w policzek - Mój dorosły synuś.

- Do widzenia pani - powiedziałam rozbawiona.

- Pa, kochanie - pomachała mi ręką i zostawiając kilka reklamówek na biurku Kornela zniknęła za drzwiami. Nie mogąc się powstrzymać wybuchnęłam śmiechem, spoglądając na Zielińskiego.

- Przepraszam cię za nią...

- Przestań - pokręciłam głową - Masz kochaną mamę.

- Czasami aż za bardzo - zachichotał.

Niebawem nadeszła pora lunchu. W dobrych nastrojach wyszliśmy przed Interpol, skąd mieliśmy zamiar jechać do pobliskiej kawiarenki.

- Łucja!

Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się jak zawsze elegancko ubrany mężczyzna z teczką w ręku.

- A co ty tutaj robisz?

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz