Rozdział 65 (Nie)spodziewany obrót wydarzeń

40 1 0
                                    

Pov Aleksa
- Skąd wytrzasnąłeś jej szkatułkę z Egiptu? – zapytał z zaskoczeniem Dan, gdy siedzieliśmy razem na blacie w kuchni. Impreza trwała w najlepsze i mogłem odetchnąć z ulgą. Wszystkie stresujące momenty minęły. Ellie nie wydawała się rozczarowana moim prezentem, więc miałem nadzieję, że choć trochę jej się podoba. Trzymałem w ręku czerwony kubek jakiegoś napoju, który wręczono mi w drodze do kuchni. Nie wiedziałem nawet, kto mi go wręczył, ani co to mogło być.
- Masz odpowiedź we własnym pytaniu – zauważyłem ze śmiechem. Dan trzymał w dłoniach podobny kubek, ale wypełniony czymś, co śmierdziało alkoholem.
- Niemożliwe by była z Egiptu – odparł Dan, przypatrując mi się uważnie. Ostatnio często się na mnie patrzył – Daj spokój. Egipt jest w Azji.
- W Afryce – poprawiłem go, wybuchając śmiechem. Dan zdążył już wypić co nieco i zaczynał zachowywać się zabawnie.
- Jestem pewien, że w Azji – Dan zmarszczył brwi.
- Jestem pewien, że ktoś tu jest pijany – odparłem, mierzwiąc mu włosy.
- Nie jestem pijany, kotku – Dan puścił do mnie oko – Dopiero zamierzam być.
- Jutro tego pożałujesz – uśmiechnąłem się – Będziesz rzygać.
- Ja nie miewam takich zgonów – powiedział Dan z dumą – To tylko ty rzygasz cały dzień po dwóch piwach.
- Nie! – zaprzeczyłem z pasją – To nie były dwa piwa i nie rzygałem całego dnia.
- Powiedzmy – Dan uśmiechnął się szarmancko – W każdym razie, wróćmy do tematu. Nie mogłeś kupić szkatułki w Egipcie, bo cię tam nie było. Zauważyłbym chyba, gdybyś poleciał do Egiptu.
- Zdradzę ci sekret – pochyliłem się w jego kierunku – Zagiąłem czasoprzestrzeń. Poleciałem do Kairu, po czym wróciłem, a na świecie nie minęła nawet sekunda.
- Poważnie? – Dan wytrzeszczył oczy. Musiał być naprawdę wstawiony. Wybuchnąłem śmiechem, prawie rozlewając napój.
- NIE – rzuciłem, obejmując go ramieniem – Jesteś pijany.
- Nie jestem – Dan pokręcił głową.
- Czego stolicą jest Kair? – zapytałem, pochylając się, by spojrzeć mu w oczy.
- To proste – odparł Dan – Iranu.
- To proste – zgodziłem się, powstrzymując uśmiech – Jesteś totalnie pijany. Nie pij już lepiej tego, co masz w kubku.
Dan odstawił swój kubeczek i sięgnął ręką, by przyciągnąć mnie do siebie. To nie skończyłoby się dobrze, zważywszy na identyczny kubek w mojej dłoni. Wywinąłem mu się i zeskoczyłem z blatu.
- Co ty robisz? – Dan zmarszczył brwi – Czy właśnie przede mną uciekasz?
- Nie chcemy wylać cennego napoju – wyjaśniłem, odstawiając swój kubek na stół.
- Cennym napojem jest tylko i wyłącznie alkohol, natomiast to, co masz w kubku to jakieś siki – mruknął Dan.
- Wylać je na ciebie? – zapytałem, biorąc kubek i przechylając go niebezpiecznie w stronę mojego chłopaka.
- Ani się waż – wyszczerzył się Dan. Odstawiłem ponownie kubek i podszedłem do niego. Siedział wciąż na blacie, więc usta miał o wiele wyżej niż chciałbym. Złapałem go za kołnierzyk koszuli, by przechylić go bliżej siebie. Dan pochylił się w moją stronę, przykrywając moje usta swoimi. Owinął swoje nogi wokół mojej talii, unieruchamiając mnie w miejscu. Zerknąłem na boki, czy nie mamy żadnego świadka, a upewniwszy się, że kuchnia jest pusta, odważyłem się wsunąć dłonie pod jego koszulkę.
- Jesteś bardzo podniecający – mruknął Dan, gdy moje chłodne dłonie znalazły się na jego rozpalonych żebrach. Miał ślicznie wyrobione mięśnie brzucha. Mógłbym ja macać godzinami.
- Chyba chciałeś użyć innego słowa – szepnąłem, wciąż mając język w jego ustach.
- Nie, chciałem użyć dokładnie tego słowa – odparł Dan. Poczułem, że się uśmiecha. Zrobiło mi się trochę gorąco. Odsunąłem się raptownie i spojrzałem mu w oczy.
- Żadnego seksu – przypomniałem mu z lekkim zażenowaniem.
- Nie obawiaj się – Dan wywrócił oczami. Pogłaskał mnie po włosach, jakbym był małym dzieckiem. Może właśnie tak mnie widział. Boże, to chore. Wówczas robiłoby to z niego pedofila. O czym ja myślę?
- Nie obawiam się – zaprzeczyłem, kładąc dłoń na jego kolanie i pocierając je delikatnie.
- Boisz się, że zrobię coś głupiego, bo jestem lekko pijany? – Dan spojrzał na mnie całkiem przytomnie i poważnie.
- Jasne, że nie – nie rozumiałem, jak w ogóle mógł tak pomyśleć. Nie bałem się Dana w żadnym aspekcie.
- To dobrze – odetchnął Dan – Kontroluję się.
- A co by było gdybyś się nie kontrolował? – zapytałem z szarmanckim uśmiechem. A przynajmniej miałem nadzieję, ze to szarmancki uśmiech, a nie jakaś jego żałosna imitacja.
- Och, kochanie – Dan zrobił bardzo sprośny gest, na który wybuchnąłem śmiechem. Objąłem go w talii i przytuliłem się, starając się nie zwracać uwagi na zapach alkoholu, którego nienawidziłem. Dan umieścił swoje dłonie na moich plecach, co zawsze dawało mi dziwne poczucie bezpieczeństwa. Czasami wydawało mi się, że Dan w pewnym sensie daje mi to, co dawała mi mama za życia. To źle zabrzmiało, ale chodziło mi wyłącznie o ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Nie, że Dan był moją matką.
Chyba też byłem pijany, mimo że nic nie piłem.
- Co tam? – ktoś wszedł do kuchni. Po głosie nie rozpoznałem kto, więc raptownie oderwałem się od Dana. Znaczy, oderwałbym się, gdyby mi na to pozwolił. On jednak zezwolił mi jednie na odwrócenie się twarzą do gościa. Ramiona Dana nadal mnie oplatały, a on sam umieścił podbródek na czubku mojej głowy.
- Nic – odparłem automatycznie. Nienawidziłem, gdy ktoś zadawał pytanie „co tam”. Tak naprawdę nikogo nie obchodziło co u ciebie. Pytającym okazał się chłopak, którego znałem jedynie z widzenia. Był starszy ode mnie, więc w wieku Dana, ale nie chodzili do jednej klasy. Twarz gościa mignęła mi w pamięci i przypomniałem sobie, że widywałem go na zajęciach sportowych. Grał w siatkówkę (ale nie ze mną) albo koszykówkę. Nie mogłem sobie przypomnieć.
- Zawsze jest coś. Nigdy nie ma nic – chłopak uśmiechnął się do mnie, a raczej do nas i sięgnął po sok.
- Co cię tu sprowadza, Aidan? – zapytał Dan, którego głos brzmiał teraz zupełnie inaczej, niż gdy mówił do mnie. Zastanawiałem się przez chwilę, która wersja głosu Dana była prawdziwa: ta, którą odzywał się do mnie, czy ta, którą odzywał się do kolegów.
- Pragnienie – odparł Aidan, wskazując na sok – A was? Pożądanie?
- Trochę nam przeszkadzasz – mruknął Dan. Chciałem wyplątać się z jego objęć, ale skutecznie mi to utrudniał. Ach, dlaczego był taki silny?
- Poprzeszkadzam jeszcze trochę – powiedział Aidan z uśmiechem – Nudzi mi się.
- Aha – rzucił Dan, zacieśniając swój uścisk wokół mnie. Nie widziałem racjonalnego powodu ku temu.
- W poniedziałek gram w pierwszy składzie na turnieju siatkówki – powiedział Aidan wesoło – Alex, ty grasz chyba w drugim składzie?
- Ta – mruknąłem, a moje policzki lekko się zaczerwieniły. Bardzo chciałem zagrać w pierwszym składzie na tym turnieju. Uważałem, że jestem wystarczająco dobry. Nic w sporcie nie szło mi tak dobrze jak siatkówka. Byłem niemal pewien, że trener wybierze mnie do pierwszego składu, ale nie. Zostałem rezerwowym. To było tak upokarzające, że nikomu o tym nie powiedziałem. Nawet Danowi. Nawet Ellie.
- Grasz w drugim składzie? – zainteresował się Dan. W towarzystwie brzmiał o wiele bardziej trzeźwo, niż gdy byliśmy sami – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo to nic istotnego – odparłem szybko. Dan pozwolił mi wysunąć się ze swoich ramion i stanąć naprzeciwko Aidana, byśmy stali w kręgu i żeby każdy rozmówca widział twarz dwóch pozostałych. Tego wymagała kultura.
- To jest dość istotne – Dan zmarszczył brwi.
- Alex powinien grać w pierwszym składzie – odezwał się niespodziewanie Aidan. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem – Jest lepszy ode mnie.
- Nie – pokręciłem głową. Na pewno nie byłem lepszy od niego. Aidan potrafił przebić piłkę aż do przeciwległej ściany boiska. Ja miałem chwilami problemy, żeby w ogóle przebić piłkę.
- Tak – powiedział Aidan. Spojrzałem na niego uważniej. Czemu nagle stawał po mojej stronie? Żeby przypodobać się Danowi? Tak, to możliwe. Rzuciłem kątem oka na Dana, który wyglądał na zadowolonego.
- Bzdura – mruknąłem. To takie żenujące, gdy ktoś chwali cię, bo twój chłopak jest popularny i każdy chce mu się przypodobać. Aidan wcale nie uważał mnie za lepszego od siebie. Mogłem się tego spodziewać.
- Alex jest naprawdę dobry w siatkówkę – powiedział z dumą Dan.
- Wiem – zgodził się Aidan. Miałem tego dosyć.
- Fajna impreza – zmieniłem błyskawicznie temat – Dużo ludzi i w ogóle.
- Sami ją zorganizowaliśmy, pamiętasz? – prychnął Dan. Kiwnąłem głową, szukając jakiegoś tematu, który wcale nie będzie miał ze mną nic wspólnego. Aidan nalał sobie kolejną szklankę soku. Wątpiłem, żeby aż tak bardzo chciało mu się pić. Po prostu chciał stać tu z Danem, żeby potem mieć o czym opowiadać kolegom. Podniosłem wzrok na Aidana i o dziwo, nasze spojrzenia się przecięły. Musiał mnie obserwować od jakiejś chwili. Chciałem od razu odwrócić spojrzenie, ale coś mnie przyciągnęło w jego zielonych oczach. Nie były właściwie ładne. Były takie… Dziwne. Trochę wężowe. Przypominały mi zielone gady w terrariach. Odwróciłem od niego wzrok, ale jego wciąż pozostał skupiony na mnie. Zrobiło mi się trochę nieswojo. Zerknąłem na Aidana dyskretnie, ale ten nadal mnie obserwował. Kątem oka wychwyciłem spojrzenie Dana, który podążył za wzrokiem chłopaka i wyłapał, na co patrzył Aidan.
- Czemu się na niego gapisz? – powiedział gwałtownie Dan, zeskakując z blatu. Z jego głosu zniknęła nuta sympatii. Spojrzałem na niego karcąco. Nie było powodu, do takiej reakcji.
- Ma taką samą koszulkę jak ja – odparł swobodnie Aidan – Nie mam jej teraz na sobie, ale mam taką w domu. Łapiesz, stary?
- Nie – odparł Dan nieprzyjemnie – Nie gap się tak na niego.
- Dan! – zganiłem go – Uspokój się.
- Nie – powtórzył Dan, a potem wlepił spojrzenie w Bogu winnego Aidana – Kto cię tu w ogóle zaprosił?
- Ty? – Aidan wzruszył swobodnie ramionami. Nie wydawał się ani trochę spięty postawą Dana.
- Cofam to zaproszenie – warknął Dan.
- Dan! – złapałem go za ramiona, bowiem chciał ruszyć w kierunku Aidana – Ogarnij się w tej chwili.
- Nie będzie się na ciebie tak patrzył – odparł Dan.
- Przepraszam – odezwałem się do Aidana – Jest pijany i nie wie, co mówi.
- Rozumiem – powiedział wesoło Aidan – Każdemu się zdarza.
- Powinniśmy stąd iść, Danny – szepnąłem do chłopaka, próbując skierować go do drzwi.
- To moja kuchnia. Niech Aidan wyjdzie – zauważył Dan.
- To twoja kuchnia, ale mogę w niej przebywać – zauważył Aidan. Posłałem mu spojrzenie pełne dezaprobaty. Niech nie pogarsza sytuacji.
- Chyba ci się coś pomyliło – warknął Dan. Nie mogłem sobie przypomnieć, jakie dokładnie ma relacje ta dwójka – Alex, idź stąd lepiej, bo mu przywalę. Lepiej, żebyś nie oglądał tej krwi.
- Nie ma mowy – mruknąłem, zasłaniając częściowo Aidana sobą.
- Może to ja i Alex wyjdziemy, a ty zostaniesz? – rzucił wesoło Aidan. Czy dla niego była to zabawa? Chyba nie wiedział, co Dan może mu zrobić, gdy jest wściekły i pijany jednocześnie.
- To mój chłopak – przypomniał Dan Aidanowi. Czułem się tam nieco niepotrzebny, gdy tak gadali o mnie, jakby mnie nie było obok nich. Posłałem Danowi znaczące spojrzenie, ale mnie zignorował. Posłałem znaczące spojrzenie Aidanowi, ale również mnie zignorował. Co za typy.
- To twój chłopak, ale to nie oznacza, że nie mogą go przelecieć – zaśmiał się głośno Aidan. Wytrzeszczyłem oczy. Poczułem się trochę pusto, ale moje odczucia były niczym w porównaniu z Danem, który przez dwie sekundy patrzył się na Aidana całkowicie morderczo. A potem mu przywalił. Tak po prostu. To mnie otrzeźwiło i pozwoliło złapać Dana za rękę, przeszkadzając mu w dalszych ciosach. On jednak był zupełnie pochłonięty wściekłością. Niemalże nie zwracał na mnie uwagi.
- Stary, wyluzuj – Aidan złapał się za nos. Chyba już nie było mu wesoło – Żartowałem! Przecież wiesz, że jestem totalnie hetero!
- Przecież się śmieję z twojego przezabawnego żartu – warknął Dan, odsuwając mnie od siebie i zbliżając się znowu do Aidana – Nie śmieję się wystarczająco głośno?
- Stary, mówię, że żartowałem – jęknął Aidan – Nie bądź taki.
- Jeżeli natychmiast się nie uspokoicie, to… - nie miałem pomysłu co im zrobię (prawdopodobnie nic), więc złowróżbnie zawiesiłem głos. Żaden nawet nie spojrzał w moją stronę. Poczułem frustrację.
- Nigdy więcej nie mów tak do mojego chłopaka – wycedził Dan, łapiąc Aidana za poły kurtki – Nie patrz na niego w ogóle.
- Co jest z tobą nie tak? – pisnął Aidan, zerkając na mnie błagalnie. Westchnąłem i złapałem Dana za rękę, zaciśniętą na kurtce Aidana. Mój chłopak nie okazał mi żadnego zainteresowania. Zirytowałem się i uderzyłem go z pięści w łokieć. Spojrzał na mnie przelotnie.
- Dan, uspokój się – szepnąłem do niego całkowicie poważnie – Jeśli go natychmiast nie puścisz i nie wyjdziemy stąd, słowo daję, że pierwszy raz odkąd jesteśmy razem się na ciebie obrażę.
- Dlaczego? – zdziwił się Dan.
- Bo zachowujesz się idiotycznie. Aidan żartował – powiedziałem surowo.
- Nikt nie będzie tak o tobie mówił – powiedział Dan ponuro.
- To był żart. Zostaw go – pociągnąłem Dana za rękaw. Chłopak zmierzył Aidana morderczym spojrzeniem, ale posłusznie go puścił. Proszę, proszę. Dan się mnie właśnie posłuchał. Może robił się pantoflem? Splotłem swoje palce z jego i poprowadziłem go do wyjścia z kuchni.
- Przepraszam za niego – rzuciłem przez ramię do Aidana – Jak jest pijany to traci kontrolę.
- Nie jestem pijany – mruknął Dan – I nie tracę kontroli.
- Jasne – rzuciłem.
Zaprowadziłem nadąsanego Dana pod ścianę niedaleko kuchni, bo dalej nie dał się prowadzić. Oparł się o ową ścianę i zmierzył mnie wzrokiem pełnym dezaprobaty. Taksowaliśmy się wzrokiem przez kilka chwil. Skrzyżowałem ramiona na piersi i nie zamierzałem być ustępliwy.
- Co to miało być? – spytałem chłodno.
- Powiedział, że by cię przeleciał – przypomniał mi Dan.
- No tak i był to żart – odparłem.
- Nikt nie będzie tak mówił o tobie ani do ciebie – wzburzył się Dan. Wyglądał wówczas nawet uroczo.
- Rozumiem cię, Danny, ale nie możesz tak reagować – zauważyłem spokojnie – Wszystko można załatwić drogą konwersacji.
- No nie wiem, czy można konwersacją załatwić kolesia, który chce przelecieć mi chłopaka – rzucił Dan.
- Nie chciał – roześmiałem się wbrew sobie. Nie wyobrażałem sobie jak ktoś mógłby świadomie chcieć mnie dotknąć w taki sposób – Żartował sobie. Wiem, że te twoje reakcje są przesadzone, bo jesteś pijany, ale mimo wszystko, Dan, zachowuj się. Nie chcesz zniszczyć Ellie urodzin.
- Pewnie, że nie chcę – zgodził się Dan. Wyciągnąłem do niego rękę. Ujął ją.
- Doceniam, że mnie bronisz – powiedziałem cicho – Nawet, kiedy nie jest to konieczne.
- No chodź tu – przyciągnął mnie do siebie, a ja mu pozwoliłem. Otoczył mnie ramionami tak ciasno, że mogłem spokojnie oprzeć na nim ciężar swojego ciała. Nie był to jednak najlepszy pomysł, zważywszy na to, że był pijany. Moglibyśmy oboje się przewrócić. Położyłem mu głowę na ramieniu. Pachniał głównie alkoholem, ale mogłem jeszcze wyczuć zapach jego wody kolońskiej. Wiedziałem, jakiej używał, ale nie potrafiłem zapamiętać nazwy. Czasami mu ją podbierałem, o czym zapewne wiedział, ale nie zwracał na to uwagi.
- Wiesz, że czasami odbija mi na twoim punkcie – odezwał się Dan w moje włosy. Przez głośną muzykę ledwie go usłyszałem. Oderwałem się od niego, żeby spojrzeć mu w oczy. Był lekko zamroczony alkoholem, ale wiedziałem, że mówi to, co czuje.
- Wiem – kiwnąłem głową. Nie dodałem, że totalnie tego nie rozumiem – Mi odbija na twoim. To normalne.
- Przepraszam – mruknął – Wiem, że nie lubisz, jak się z kimś biję.
- Nie lubię – zgodziłem się. Pocałowałem go delikatnie w kącik ust.
- Jak piję alkohol to trochę mniej się kontroluje – przyznał – Na przykład teraz chcę cię pocałować.
- To nie jest rzecz, przed jaką musisz się kontrolować – zaśmiałem się.
- Przed takim całowaniem, jakie mam na myśli, zdecydowanie MUSZĘ się kontrolować – zauważył z mniej przytomnym uśmiechem.
- A… - mruknąłem – No to się kontroluj. Z całych sił.
- Może pójdziemy się napić, a potem udamy się do naszej sypialni i porobimy ciekawe rzeczy? – rzucił Dan z zawadiackim uśmiechem. Oho, wrócił pijany Dan. Widać nie mógł już utrzymywać całkowicie trzeźwego umysłu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie wiedziałem, kiedy Dan zaczął uważać swoją sypialnię za naszą sypialnię, ale zdecydowanie nie miałem nic przeciwko.
- Ty na pewno już nic nie wypijesz – zaoponowałem – Ja też nie. Ktoś musi trzymać cię jak jutro będziesz rzygał. Jeśli zaś chodzi o sypialnię, mam przeczucie, że ktoś właśnie uprawia tam seks.
- Jedynymi osobami, które mogą tam uprawiać seks, jesteśmy my – rzucił Dan – Idę ich wygonić.
- Nigdzie nie idziesz – rzuciłem i przytrzymałem go.
- Pozwól mi chociaż wciąć piwko z lodówki – poprosił Dan, robiąc do mnie swoje oczka pieska.
- Nie – powiedziałem nieustępliwie – Żadnego piwa.
- Ale ja wcale dużo nie wypiłem – zauważył Dan, chwiejąc się lekko na nogach. Teraz musiało go w pełni wciąć – Ja chcę więcej.
- Nie, nie. Już wystarczająco sobie wypiłeś – pokręciłem głową, trzymając go mocno za ramiona. Wychwyciłem ruch za plecami, więc automatycznie odwróciłem głowę. Ujrzałem Ellie i Chrisa, który wyglądał na tak wstawionego, jak Dan.
- Robimy jeszcze rundę – zadecydował Chris, klepiąc mojego chłopaka w plecy. Dan spojrzał na niego z zachwytem, po czym zerknął na mnie, jakby pytając o pozwolenie. Pokręciłem głową. I tak spróbował ruszyć do kuchni, w czym miał sojusznika w postaci Chrisa. Posłałem Ellie porozumiewawcze spojrzenie. Natychmiast przyparła swojego towarzysza do ściany.
- Już koniec – powiedziała nieustępliwie. Chciałbym posiadać tak nieustępliwy ton – Co robimy?
- Trzeba będzie ich zaprowadzić do pokoju – wzruszyłem ramionami.
- Co, przepraszam? – szepnął do mnie Dan. Położyłem mu palec na ustach. Mój chłopak zrobił nadąsaną minę pięcioletniego dziecka, któremu właśnie zabrało się lizaczka.
- Dobra, poradzisz sobie? – Ellie spojrzała na mnie niepewnie. Kiwnąłem głową.
- Idziemy, Danny, kochanie – zwróciłem się do niego łagodnie.
- Dokąd chcesz iść? – spytał Dan żałośnie.
- Do pokoiku na górze – powiedziałem spokojnie.
- Mówisz do mnie jak do dziecka – zauważył Dan – To ty jesteś tu dzieckiem. Uważaj na Chrisa, to stary pedofil z niepokojącymi zapędami.
- Prawda! – zaśmiał się Chris zza ramion Ellie.
- Idź, mi trochę zejdzie – powiedziałem do Ellie, która kiwnęła głową i zabrała Chrisa.
- No i co teraz, Danny? – rozłożyłem ręce.
- Jak to co? – Dan uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie z zaskoczenia. O nie, nie będziemy tak robić. Odsunąłem go na odległość kilku centymetrów, ale znowu spróbował mnie pocałować. Musiałem odsunąć się dalej, na co mi nie pozwolił, przyciągając mnie i całując po szyi.
- Przestań natychmiast – powiedziałem, próbując go odciągnąć. Samo całowanie mi nie przeszkadzało, ale naprawdę był pijany i powinien iść spać.
- Nie – odparł, dochodząc ustami do mojego obojczyka. Westchnąłem, próbując ponownie go odciągnąć.
- Dan, proszę cię – rzuciłem – Przestań. Pozwól mi zabrać się do pokoju. Jesteś pijany. Nie chcę, żebyś mnie całował, gdy nad sobą nie panujesz.
- Ale dlaczego? – powiedział Dan, nie przerywając czynności – Gdzie w tym zabawa?
- Proszę – poprosiłem, uderzając go w klatkę piersiową. Bez rezultatu – Daniel!
- Cicho – mruknął.
- Dan – nie chciałem tego robić, ale musiałem użyć ostatecznego sposobu – Boję się ciebie, gdy taki jesteś. Boję się, że spróbujesz coś mi zrobić.
Tak naprawdę tak nie myślałem ani nie bałem się go. Wiedziałem, że nigdy w życiu by mnie nie skrzywdził ani nie dotknął bez mojej zgody i chęci. Niemniej jednak musiał to powiedzieć, bo inaczej nie dotarłoby nic do jego otumanionego umysłu.
Moje słowa odniosły natychmiastowy sukces. Dan oderwał się ode mnie i odsunął aż na odległość wyciągnięcia ręki. Wydawał się przerażony. Szukał na mojej twarzy czegoś, czego na szczęście nie znalazł. Wiedziałem, że sprawdza, czy nie zrobił mi krzywdy. Poczułem wyrzuty sumienia, że go tak okłamałem, ale naprawdę nie miałem innego pomysłu.
- Przepraszam – powiedział szybko Dan – Przepraszam. Przepraszam.
- Nic nie zrobiłeś – podszedłem do niego i położyłem mu rękę na tym miejscu, gdzie pod żebrami biło serce – Wszystko w porządku.
- Nie chciałem… - zaczął Dan ze smutkiem – Nie zrobiłbym ci nic. Przysięgam. Na wszystko.
- Wiem – kiwnąłem głową – Pójdziesz ze mną na górę?
- Nie bój się mnie – szepnął Dan błagalnie.
- Nie boję się ciebie – powiedziałem spokojnie. Sięgnąłem po jego dłoń i ją ścisnąłem. Pozwolił mi poprowadzić się kilka kroków w stronę schodów. Ludzie ocierali się o nas i wpadali na nas, mrucząc jakieś przeprosiny. Dan wyglądał na lekko oszołomionego. Świetnie, przeze mnie będzie się zadręczał tym, że się go boję. Westchnąłem, przygotowując w myślach przemowę, którą udowodnię mu, że na pewno się go nie boję.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz