II. Plan

1.7K 131 130
                                    

   Pozostałe dni przerwy świątecznej zleciały błyskawicznie i w końcu nadszedł pierwszy dzień szkoły w nowym roku. Zrobiło się cieplej, śnieg zniknął równie szybko, jak się pojawił, i wcale nie zapowiadało się, żeby miał spaść następny. Paryż zdawał się już przygotowywać do wiosny, a jasne, choć nieszczególnie ciepłe promienie słońca pozytywnie wpływały na samopoczucie mieszkańców. Wszyscy zdawali się jacyś tacy radośni i szczęśliwi, nawet uczniowie, pomimo tego, że musieli wracać do nauki. Z tego powodu nie byli co prawda zbytnio zadowoleni, ale pogoda zrobiła swoje.

   Niezmiernie zadziwiające jednak było to, że z powrotu do codzienności najbardziej zdawała się cieszyć Chloé Bourgeois, która, jak powszechnie wiadomo, potrafiła znaleźć powód do narzekania dosłownie we wszystkim. Tymczasem szła korytarzem z dumnie uniesioną głową, krokiem pewnym i równym, z uśmiechem, na którego widok większość osób przezornie schodziła jej z drogi, zastanawiając się, komu tym razem się oberwie od córeczki burmistrza.

   Wszystkim jakoś zgodnie się kojarzyło, że zadowolona Chloé nie może oznaczać niczego dobrego, a tak bardzo zadowolona Chloé już na pewno oznacza coś złego.

   Sabrina człapała za nią, niepewnie się rozglądając i przyciskając do piersi jej białą torebkę. Swoją własną miała zawieszoną na ramieniu, ale najwyraźniej nie miała ona dla niej tak wielkiego znaczenia jak własność Chloé. Wzrok Sabriny przeskakiwał płochliwie z otaczających ich ludzi na córkę burmistrza i z powrotem. Ona również nie wiedziała, dlaczego Chloé jest w takim dobrym nastroju i tak jak pozostałych niepokoiło ją to. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Zamyśliła się nad tym tak bardzo, że nie zauważyła, kiedy dziewczyna się zatrzymała, i wpadła na nią.

   – Ojej! – pisnęła z przestrachem. – Przepraszam, Chloé!

   Oczekiwała jakiejś nagany albo prychnięcia, jakim Chloé raczyła ją, gdy uznawała, że nie jest warta, by otwierać do niej usta, jednak zamiast tego stało się coś, co jeszcze nigdy nie miało miejsca.

   – Nic nie szkodzi – odparła córka burmistrza, nie zwróciwszy jednak na nią szczególnej uwagi. Wciąż uśmiechała się z satysfakcją, stojąc w progu klasy i patrząc na coś, czego Sabrina nie mogła zlokalizować. Takie zachowanie przerażało ją jeszcze bardziej, dlatego poczęła zerkać na Chloé z ukosa częściej, zastanawiając się, co też zamierza ona zrobić. Kiedy w końcu weszła do klasy, Sabrina bez słowa poszła za nią. Nie skierowała się jednak do swojej ławki w pierwszym rzędzie, tylko minęła ją i stanęła przy drugim stoliku po przeciwnej stronie.

   Na początku żadna ze znajdujących się tam osób nie dostrzegła jej. Marinette i Alya były pochłonięte rozmową z siedzącymi przed nimi Nino i Adrienem. Musieli dyskutować o czymś bardzo zajmującym, jednak Chloé nie miała zamiaru czekać, aż skończą. Odchrząknęła. Cztery pary oczu w jednej chwili zwróciły się na nią.

   – Cześć, Chloé. – Adrien odezwał się jako pierwszy.

   – Cześć, Adrieński – odparła, ale jej spojrzenie nie zatrzymało się na nim dłużej niż na sekundę. Nie o niego dzisiaj chodziło. – Dupain-Cheng – zwróciła się do Marinette wciąż z tym samym zadowolonym uśmiechem.

   – Czego chcesz, Chloé? – warknęła Marinette, marszcząc ze złością brwi. Nawet nie próbowała udawać miłej.

   – Ja? Niewiele. – Choć trudno w to uwierzyć, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Chciałabym porozmawiać. Zakładam, że znajdziesz dla mnie chwilę po lekcjach, hm?

   Coś w jej spojrzeniu sprawiło, że Marinette dreszcz przeszedł po plecach. Wzdrygnęła się niemal niezauważalnie.

   Ona wie – pomyślała. – Pamięta.

Jej największa fanka || Miraculous [Chloénette]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz