Odcinek 101

516 64 42
                                    


Wygasiwszy ekran swojej komórki, Takao z westchnieniem odłożył telefon na kuchenny blat i spojrzał, zrezygnowany, na dopiero co umyte naczynia, teraz poukładane schludnie na metalowej suszarce.

Naprawdę zazdrościł Kuroko tych wakacji. Podczas gdy Tetsuya ma szansę polenić się pod puchatą kołdrą w klimatycznym pensjonacie albo zabawić się na śniegu w towarzystwie swoich braci, on, Kazunari, musi egzystować... cóż, po prostu sam ze sobą.

Do tej pory nie było to takie trudne. Ale wszystko zmieniło się w dniu, kiedy jego najlepszy przyjaciel, w którym przez ostatnich kilka lat kochał się na zabój, i z której to miłości – jak sądził – zdołał wyleczyć się jakiś czas temu, niejaki Midorima Shintarou... pocałował go.

W usta.

Z języczkiem.

Choć minęły już ponad dwa tygodnie, czarnowłosy niezwykle przeżywał tamto wydarzenie. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem nikt nie zauważa jego dziwnego zachowania; tego, że nie słuchał, co się do niego mówiło, tego, że podskakiwał lekko za każdym razem, gdy ktoś go zawołał, tego, że wrzucał do pralki dopiero co wyprane ubrania...

Wszystko to przez tamten wieczór, który dla Takao zdawał się nie mieć końca, który wydarzał się każdego dnia...

Usta Midorimy były lekko wilgotne i zdawały się być odrobinę nabrzmiałe, jakby zielonowłosy dopiero co skończył całować się z kimś innym – ze swoim cholernym chłopakiem, Akashim, na przykład. Kazunari był tak zaskoczony tą nagłą pieszczotą, że, zupełnie zdumiony, początkowo zamknął oczy i po prostu oddał się mu. Uchylił wargi, a wówczas język Midorimy wślizgnął się chytrze do wnętrza jego ust i rozgościł w nich, jakby był u siebie. Czarnowłosy czuł wyraźnie jego szorstkość i zaskakującą gibkość; na myśl o tym, co jeszcze potrafi robić ten język poczuł, że jego ciała zalewa najpierw dreszcz, a potem podejrzanie przyjemne ciepło, którego nie doświadczył chyba nigdy wcześniej.

Był tak zszokowany, że pozwolił, by ta słodka chwila trwała o wiele za długo. Minęła minuta, dwie, a usta Midorimy nie odrywały się od warg czarnowłosego, a i jego nie wykazywały najmniejszej chęci ucieczki. Same zdawały się zachęcająco rozchylać, kusiły nie tylko Shintarou, ale i samego Takao. Sprawiały wrażenie, jakby chciały obiecać mu wieczne, idealne połączenie...

W końcu pocałunek został przerwany, ale ciężko było stwierdzić, który z mężczyzn się do tego przyczynił; zarówno Takao jak i Midorima odsunęli się nieznacznie w tym samym momencie, rozdzielając wargi, które zdawały się być obojętne na ich rozkazy.

Oboje otworzyli oczy – dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że je zamknęli – i przez chwilę bez słowa patrzyli sobie głęboko w oczy. Takao tonął w trawiastej zieleni spojrzenia Midorimy, Shintarou zaś pochłonął płynny topaz. Moment ten jakby miał nie mieć końca, jednak ostatecznie Kazunari pierwszy wybudził się z tego dziwnego amoku i, odwróciwszy zawstydzony wzrok, podniósł się z poduszki i, stąpając ostrożnie, nieufny względem własnego ciała, poszedł do łazienki i zamknął się w niej na dobrych piętnaście minut.

Kiedy wyszedł, Midorimy już nie było. Pozostały po nim jedynie puszka piwa, zapach szamponu do włosów i ciężka atmosfera wypełniona poczuciem winy za niewyobrażalny błąd.

Teraz, po dwóch tygodniach, niewiele się zmieniło. Żaden nie odezwał się do drugiego i choć Kazunariemu wydawało się to jak najbardziej właściwe, to jednak czuł ogromny smutek. Miał wrażenie, że na tamtym spotkaniu coś ważnego dobiegło końca, nie dając w zamian czemuś nowemu się rozpocząć. I nie chodziło tu o romans, czy o związek.

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz