Za późno.
Znowu za późno.
Nieważne jak bardzo się starał, zawsze było za późno.
Być może nie wiedział gdzie i co robił on, bo już go przy nim nie było, jednak i tak starał się go chronić. On sam dałby radę, ale ten drugi po prostu czuł potrzebę opieki nad nim. Bolało go zostawienie osoby, na której mu zależało. Oczywiście, nie powiedział mu tego.
Nie wyjawił, że od jakiegoś czasu zaczął coś czuć. To dziwne coś, pojawiające się zawsze, gdy on był obok. Nie wyjawił mu tego nigdy. Kiedy próbował - tchórzył. A po tamtym wydarzeniu nie było już okazji.
Bo znowu stchórzył i uciekł. Już nie tylko przed osobą na której mu zależało, ale przed całą przeszłością. Nie był wystarczająco silny by podejść do niego i wyznać to, co leżało mu na sercu.
Bał się. Najzwyczajniej w świecie obawiał się odrzucenia. Bo oni przecież uchodzili za wrogów, nie mógł go kochać.
Właśnie, czym było to uczucie? Czy on w ogóle był pewny, że chodziło właśnie o to?
Na pewno chciał spróbować. Chciał móc patrzeć na niego bez skrępowania, chciał móc go dotykać, chciał przestać udawać.
Bo on chciał spróbować go kochać.
I chyba żadne słowa nie opiszą tego, co czuł, gdy ujrzał go leżącego na ziemi, całego we własnej krwi. Nie ruszał się, nie dało się nawet ocenić, czy oddychał. Obszar wokół wyglądał jak pobojowisko, a on obawiał się najgorszego. Jednak w środku tkwiło małe światełko nadziei, które nie pozwoliło mu stać bezczynnie.
Nie dało się również opisać tego, jak bardzo pragnął być już u celu, podczas gdy biegł z nim na rękach, nie interesując się reakcją ludzi. Bo wtedy liczył się tylko on.
Gdy drzwi z hukiem słyszalnym pewnie na cały budynek, otworzyły się, a on wbiegł przez nie, wciąż go trzymając i rozpaczliwie wołając o pomoc. Nikt nie widział go wcześniej w takim stanie, więc przejęli się, nawet zanim zauważyli zakrwawionego na jego rękach.
Za nimi tworzyły się krwawe ślady, jednak nikogo to nie obchodziło. Pytali się, co się stało, jednak jedyne co on potrafił wtedy robić, to wołać o pomoc. Dodatkowo dziwiło ich to, że osoba z Agencji trzymała i tak bardzo martwiła się o kogoś, kto pracował dla Mafii. Ale nie zadawali już więcej pytań. Nie musieli.
Gdy drzwi do sali zamknęły się przed nim, a on nie mógł wejść do środka, jego współpracownicy podeszli do niego. Chcieli, naprawdę próbowali z nim porozmawiać, jednak on nie miał ochoty. Nie, gdy ta osoba leżała za ścianą i walczyła o życie.
Wyszedł. Opuścił tamten budynek i skierował się do miejsca, gdzie go znalazł. Chciał znaleźć coś, co należało do tamtej osoby i było dla niej ważne. Coś, z czego się śmiał chociaż tak naprawdę nie było jakieś najgorsze.
Gdy powrócił, mógł już go odwiedzić. Mógł wejść do środka, usiąść na krześle obok i po prostu być.
I siedział tam przez całą noc, chociaż inni chcieli żeby wypoczął. Nie zgodził się.
Oka nie zmrużył ani razu, jedynie wpatrywał się pusto w przestrzeń przed sobą. Dopiero rano znów zaczął kontaktować.
Gdy osoba na łóżku otworzyła oczy i ujrzała kogoś, kogo spodziewała się chyba najmniej, zapytała się jedynie czy to był naprawdę on.
A on pokazał mu kapelusz i powiedział, że się po niego wrócił. Uśmiechał się, chociaż oczy miał zaszklone. Martwił się, tak cholernie się o niego martwił.
I chociaż to nie była najlepsza pora, powiedział mu wszystko, co krył w sobie od ponad czterech lat. Wyznał, że po odejściu z Mafii było mu bez niego cholernie trudno. Zresztą, nawet gdy jeszcze tam pracował, ciężko było mu udawać wrogość względem osoby przed nim. Wyznał, że bał się o niego za każdym razem, gdy szedł walczyć. Wyznał, że mu na nim zależało.
I złożył obietnicę, że już nigdy więcej go nie zostawi.
Bo w końcu nie było za późno.
CZYTASZ
Bungou Stray Dogs | Oneshots
FanfictionZbiór oneshotów z Bungou Stray Dogs. Część opowieści będzie pisana na podstawie artów załączonych w mediach. Mam nadzieję, że się spodobają x)