XXIII. Koniec z dyplomacją

1.3K 248 58
                                    

Obrócił głowę w stronę urządzenia, czując się zobowiązanym do uniesienia zdobionej kwiecistymi motywami słuchawki. Jednak gdzieś z tyłu umysłu szeptał głosik racjonalizmu, przypominający mu o niestabilności, w której obecnie się znajdował. To nie był stan godny mężczyzny - a przynajmniej to usłyszałby od swojego ojca - to z pewnością nie był stan godny detektywa, którego nazwisko było jednak dość powszechnie znane. Nocna rozmowa z Ronanem dała mu nieco do myślenia, więc teraz próbował pogodzić się z faktem swojej cielesności i budowy nerwowej mózgu. Miał prawo do emocji, miał prawo do rozsypki. Nie zajmował się tą sprawą samotnie i miał najświętsze prawo na moment, w  którym mógłby się poskładać i przeorganizować. Patrząc z perspektywy dobra dochodzenia, najlepiej byłoby, gdyby zrobił to jak najszybciej, póki jeszcze zdawał sobie sprawę z tej przykrej konieczności. 
Właśnie dlatego odwrócił wzrok i skierował go na notatki, czując zbyt duże zażenowanie, by ponownie spojrzeć na Jacka.  Odgórnie założył, że telefon dotyczył sprawy i tego postanowił się trzymać. Z resztą z nikim innym i tak nie miał ochoty rozmawiać, a już szczególnie ze swoją matką, która mogłaby przecież dzwonić do niego w sprawie spotkania rodzinnego. Jebany zlot czarownic, jakby nie miał innych problemów.
– Nie odbierze pan? - zapytał Jack
– Nie. Chyba, że zadzwoni jeszcze raz. 
– Ach...
Minęło kilka sekund, nim w powietrzu ponownie zawisła cisza, a Surre wyprostował się i z zaciśniętym gardłem oczekiwał wznowienia melodii. 
Nie doczekał się. 

Spędzanie z Bertrandem tak wielu samotnych godzin było równie kojące, co niezręczne. Niezaprzeczalna chemia, idąca w parze z piętrzącymi się niedopowiedzeniami, doprowadzały detektywa do narastającej irytacji. Ostatnio faktycznie mocno zwolnili, utemperowali się wzajemnie, a Surre uciekł w cień własnych zmartwień. Aczkolwiek wcześniej - a już szczególnie przed zaręczynami olbrzyma - było między nimi doprawdy... gorąco. Wtedy jednak zabawa w kotka i myszkę dodawała swojego rodzaju pikanterii, gdy przebywali ze sobą zbyt długo sam na sam. Leon odnosił wrażenie, że Jack jest od krok od złapania go, przyciśnięcia do ściany i rozcałowania. A po zaręczynach - i jak widać niestety również po ich zerwaniu - w powietrzu zamiast napięcia seksualnego, wisiała niezręczność, podzielna chęć wykonania pierwszego ruchu, który z pewnością byłby absolutnie fatalny. Dotychczasowe ramy, granice i pruderyjność runęłyby  na rzecz odkładanego na później uczucia. Surre miał wrażenie, że każda kolejna godzina ich do tego zbliża i sam nie był pewien, czy bardziej go to ekscytuje czy przeraża. Pomimo swoich chęci, zniecierpliwienia i chorobliwego wręcz utęsknienia za odrobiną ciepła, pozostawał mężczyzną o psychice niestety dość kruchej, a przynajmniej do tego stopnia doprowadzonej. Jego lędźwia z pewnością nie miałyby nic przeciwko nagłemu zbliżeniu, zderzeniu się z gorącem, które ukoiłoby zmarznięte ciało. Jednak mózg, organ niezaprzeczalnie odpowiedzialny za jego decyzje i odruchy - czego nie można by powiedzieć o niektórych mężczyznach - prawdopodobnie zacząłby bić na alarm. Był doskonale świadom swoich ograniczeń oraz faktu, że przypuszczalny partner musiałby pochwalić się ogromną cierpliwością i jeszcze większą afekcją, aby być w stanie obalić mury, którymi Surre się otoczył. Pewne rany wciąż krwawiły w jego umyśle, nawet jeśli te na ciele odeszły już w zapomnienie. Właśnie dlatego nie był pewien, czy pomimo szczerych chęci jest sens w podjęciu próby nawiązania relacji nieco bliższych. Nigdy nie myślał o sobie jako o kimś wartym bezinteresownej miłości. 
Więc może lepiej pozostać w cieniu i nic nie zmieniać, pławiąc się w bezpiecznej izolacji?

Surre odpowiedział na swoje wewnętrzne pytanie poprzez ciężkie westchnienie. Infantylnym i egoistycznym było siedzenie na dupsku i rozmyślanie o swoich sprawach sercowych, kiedy morderca mógł właśnie obserwować swoją kolejną ofiarę. Nierozważnie było dokładać sobie problemów, kiedy miał ich wystarczająco wiele, aby podjąć decyzję o pozostaniu w domu. Pomimo pewnej świadomości tych spraw, nie potrafi jednak przestać rozmyślać nad tym co między nimi było i czy w ogóle coś jest. Gdyby był trochę bardziej pijany, na tym etapie pewnie zapytałby Jacka w prost.
To oznaczało, że powinien się przy nim pilnować.

Ironia przekwitu | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz