Rozdział pierwszy

2.2K 88 55
                                    

Nad Ba Sing Sei świeciło południowe słońce. Na ulicach miasta roiło się od ludzi, których nieustannie przybywało. Wśród nich znalazłam się i ja - mała, szara dziewczyna. 
Przeciskałam się przez tłum, chcąc jak najszybciej wrócić do domu. Nie miałam ochoty na bliższy kontakt z kimkolwiek z tej ulicy.

Kiedy wreszcie udało mi się wyrwać z tłumu, ruszyłam szybkim krokiem w stronę mojego mieszkania.

- Wreszcie w domu. - szepnęłam do siebie, gdy przekroczyłam pierwsze drzwi. Idąc po schodach nuciłam pod nosem nową melodię. - Powinnam ją zapisać, zanim znów zapomnę dźwięków.

Otworzyłam drzwi mojego mieszkania. Na powitanie, jak zawsze, wyszła Mariko, uśmiechnięta od ucha do ucha.

- Jak tam młoda? Coś nowego w tym jakże pięknym mieście? - spytała, jednocześnie tuląc mnie do siebie jak pluszową zabawkę.

- Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywała. - przewróciłam oczami. - A co ty taka uśmiechnięta?

Moja siostra zarumieniła się i odeszła ode mnie kilka kroków.

- No mów dziewczyno!

- Nie krzycz, mło... aa sorki. - zaśmiała się, cały czas czerwona na policzkach. - Już ci pokazuję.

Mariko opuściła kołnierz swojej tuniki. Na jej szyi lśnił zielony naszyjnik zaręczynowy ze złotym symbolem żywiołu ziemi.

- Niee... nie wierzę. - spojrzałam na siostrę ze zdziwieniem. 

- To uwierz! Hou wreszcie mi się oświadczył! - Mariko zaczęła skakać z radości.

- No to współczuję. - odpowiedziałam tylko i skierowałam się do mojego pokoju.

Pomieszczenie nie było za duże, jednak było moim małym królestwem, w którym nie musiałam udawać przed nikim wesołej i wiecznie uśmiechniętej Yuki. 
Rodzina mnie nie rozumiała. Siostra powtarzała wciąż, że jestem chodzącym workiem pesymizmu i smutku, a rodzice tylko współczuli, że nie chcę wydobyć z wnętrza siebie choćby namiastki szczęścia.
To nie tak, że nigdy się nie uśmiechałam. Bywały momenty, w których biła ode mnie radość, jednak z wiekiem jest ich coraz mniej. 

Usiadłam na podłodze. Oparłam głowę o regał i zamknęłam oczy. W głowie pojawił mi się obraz mojej siostry, zmierzającej w stronę podestu, na którym stał Hou. Oboje byli szczęśliwi i nie kryli swoich wielkich, szczerych uśmiechów.

- Biedna Mariko. - szepnęłam. - Teraz będzie żyła z jednym facetem do końca życia... 

Mimo, że zewnętrzna część mnie współczuła mojej siostrze, tak w środku, nagle coś pękło. Nigdy w życiu nie czułam się jak teraz. Nie potrafiłam nawet tego opisać.

Może kogoś mi brakowało? Przyjaciółki, której nigdy nie miałam? Siostry, która już niedługo odejdzie z domu? Kogoś... bliższego?

- Dobra, koniec! - krzyknęłam, odpędzając od siebie niepotrzebne myśli. 

- Dlaczego krzyczysz, Młoda? - przez drzwi mojego pokoju przeszła Mariko i usiadła obok mnie. - Coś się stało?

Spojrzałam na nią. W jej oczach było tyle ciepła, tyle miłości, którą mi ofiarowywała. 
Ona natomiast patrzyła w zimne, pozbawione uczuć, zielone oczy. 

- Wiesz, że możesz mi zaufać, Yuki. - uśmiechnęła się i przytuliła mnie do siebie. Tym razem odwzajemniłam uścisk, chowając głowę w jej ramionach. 

- Kiedy... kiedy odejdziesz z Hou... nie będzie cię przy mnie... - powiedziałam, wahając się kilka razy.

- Yuki! - Mariko zaśmiała się i zaczęła głaskać mnie po głowie. - Obiecuję, że zawsze będę przy tobie, nieważne jak daleka droga będzie nas dzielić. Jesteś moją siostrzyczką i zawsze będziesz w moim sercu. Nie zapominaj o tym.

ϟϟϟ

Wieczorem usiedliśmy do wspólnej kolacji. Rozmowa z początku opierała się na ekscytacji moich rodziców z faktu, że Mariko wychodzi za mąż, jednak po kilkunastu minutach wszyscy zamilkli. 

- Dzisiaj nauczyłam się nowej techniki tkania ziemi. - Mariko przerwała ciszę, uśmiechając się szeroko. - Nie było jakoś trudno, Mistrz Shan stwierdził, że jestem najzdolniejszą z uczniów.

Widziałam, że rodzice są bardzo dumni z mojej siostry. W sumie, cały czas biła od nich duma. Najstarsza, najlepsza i dodatkowo władająca ziemią. Tym wszystkim mogła pochwalić się Mariko, mimo młodego wieku.

- To na prawdę świetnie. - powiedziałam smętnie, dłubiąc pałeczką w jedzeniu.

- Yuki, bądź milsza dla siostry. - tata spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem. - Jeśli coś się stało, możesz nam o tym powiedzieć, przecież o tym wiesz.

Podniosłam wzrok znad miski. Cała rodzina wpatrywała się we mnie, w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Mam wam powiedzieć, co leży mi na sercu? - pokiwali głowami. - Mariko jest magiem ziemi. Wy też jesteście magami ziemi. A ja? Nie pasuję do was! Nie jestem taka, jak wy. Nie bije ode mnie radość i optymizm. Jestem zwykłą, szarą dziewczyną, którą wszyscy omijają. 

- Yuki, jeśli chodzi o to, że nie jesteś magiem, to... - Mariko próbowała mnie uspokoić.

- To co? - przerwałam jej, coraz bardziej poddenerwowana. - Kocham was, bo jesteście moją rodziną. Poza wami nie mam nikogo... ale tutaj nie pasuję!

Wyszłam z jadalni rozzłoszczona. Trzasnęłam tylko drzwiami pokoju i do końca dnia nie pokazywałam się rodzinie na oczy.

Wieczorem Mariko próbowała ze mną rozmawiać, jednak za każdym razem odchodziła po kilkunastu sekundach. Słyszałam, jak rozmawia o mnie z rodzicami. "Co mamy zrobić?", "Jak długo jeszcze będzie siedziała w pokoju?", czy "Dlaczego ona to tak przeżywa?" puszczałam mimo uszu. 

Zmęczona całym dniem, położyłam się na łóżku. 

- Yuki, ty zwykła, głupia dziewczyno. - powiedziałam cicho i zapadłam w sen.

ϟϟϟ

Szybka informacja

Ten fanfik nie będzie jakoś strasznie długi, chyba że spodoba mi się pisanie o historii Yuki.
Jak na razie piszę bez żadnego planu, dlatego niektóre sytuacje mogą wydać się... eee... kurde, brakuje mi słowa XD
zaraz...
NIEPASUJĄCE DO SIEBIE W CZASIE RZECZYWISTYM TEGO FANFIKA

Za wszelkie błENdy przepraszam. 
Jogurcik :))

Destiny || Avatar the Last AirbenderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz