Loki zupełnie nie przejmował się moim losem. Kiedy upewnił się, że stoję na dwóch nogach ruszył przed siebie rzucając tylko pod nosem ,, idź za mną,, -zabawny bożek.Nie wiem co zrodziło się w jego chorej łepetynie, miałabym po prostu za nim sobie iść jakby nigdy nic? Oczywiście to chciałam najpierw zrobić, bo miasto którego ulicami właśnie szliśmy nie przypominało niczego co kiedykolwiek widziałam. Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy i mądrym byłoby słuchać jego poleceń, bo on przynajmniej wie gdzie idzie. Ale jeżeli mam jakąś szansę na ucieczkę od niego to to jest ten moment, który może się nie powtórzyć. Może i miałam jeszcze bardzo dużo do nauczenia się, ale niektóre sprawy już zrozumiałam. Nie poddam się jak bezbronne dziecko.
Skręciłam w najbliższą z uliczek i zatopiłam się w tłumie.
Szłam szybko kamienistymi uliczkami (czy my nadal żyjemy w XXI wieku?) cały czas odwracając się, skręcałam co i rusz w któreś rozwidlenie. Jeżeli mnie złapie, nie skończy się dobrze.Mimo strachu przed złapaniem i pośpiechu nie mogłam nie zwrócić uwagi na piękno tych małych, ale jakże cudownych uliczek. Kamienice wzdłuż nich były kolorowe i odrestaurowane, między jedną, a drugą stroną rozwieszone były lampiony lub łańcuchy podobne do tych choinkowych. I chociaż nie było ciemno wrażenie było pozwalające. Dodatkowo co jakiś czas natrafić można było na stragany, którym jako dach służyły przewiązane u góry kolorowe tkaniny, a sprzedawane produkty wyglądały jak z obrazka. Owoce były soczyste i barwne, duże, ale wyglądały przy tyn naturalnie, nie sprzedawano badziewnych zabawek tylko produkty przeznaczone do konsumpcji. Wszelkiego rodzaju miody i świeże mleko, które zachecało do wypicia, a także ( co przez zapach niezbyt mi się podobało) mięso i ryby. Jeżeli wyobrażaliście sobie kiedyś urokliwe miasteczko odcięte od technologii i rozwoju to to miejsce było idealne.
W końcu, kiedy uznałam jeden ze straganów, w którym dla odmiany sprzedawano wszelkie wyroby piekarnicze jak chleby, bułki i wiele innych, za godny zaufania i wystarczająco daleko od miejsca z którego uciekam, przystanęłam. Rozejrzałam się za kimś kto tam pracował. W końcu dojrzałam starszą miło wyglądającą panią, w stroju ludowym postanowiłam, że u niej spróbuje swoich sił.
Kto pyta nie błądzi prawda? No cóż, to jedyne na co mogłam liczyć.- Dzień dobry -zaczęłam opanowana, myśląc o wszystkich lekcjach z Brucem- może mi Pani powiedzieć co to za miasto?
- Siennaheim- jej oczy, ktore zeszły zaćmą, lustrowały moją twarz.
- Ma Pani telefon? Proszę, musi mi Pani pomóc, porwał mnie mężczyzna którego nawet nie znam, nie jestem stąd, nie wiem nawet jak się stąd wydostać.
- Telefon? Nie wiem o czym mówisz drogie dziecko. Dlaczego chcesz się stąd wydostać? Powinnaś być wdzięczna, że przyprowadził Cię właśnie tutaj.
- Wdzięczna? Wdzie... nie ważne. - pokreciłam głową i odeszłam nic więcej nie mówiąc.Dalsza rozmowa z nią nie miała sensu. Oddaliłan się od tego przeklętego straganu i znów skręcałam w randomowe uliczki. Muszę znaleźć wyjście z tego koszmaru. Nie próbowałam z nikim rozmawiać, skoro ta kobieta tak się zachowywała wolałam nie próbować dalej. Nagle poczułam szarpnięcie i ktoś wciągnął mnie do jednego z zaułków po czym uderzył moim ciałem o ścianę. Jęknęłam z bólu.
- Kim jesteś i co tu robisz? - wysyczala dziewczyna, sprawczyni tego zamieszania. Chociaż zamieszaniem dla mnie, bo kompletnie nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
- Umiesz mówić?
- Czego chcesz?- warknęłam.
Uniosła pięść do góry, a ja klatka po klatce widziałam jak zbliża ją do mojej twarzy.Niespodziewanie z ziemi wystrzeliły łodygi i w przeciągu sekundy oplotły jej nogi i ręce, zaczely zbliżać się do szyji, spanikowałam, nie marzyło mi się zabijanie kogoś w biały dzień.
Widziałam jak ledwo łapie oddech, łodygi ściskały ją tak mocno jakby chciały z niej wycisnąć siły życiowe. Próbowałam się skupić i powstrzymać ten teatrzyk, ale nawet jedna nie zwolniła.Tak szybko jak przyszły tak szybko odeszły. Nagle wszystkie jak za dotknięciem magicznej różdżki opadły bez życia. Czarnowłosa dziewczyna łapala szybko oddech.
-Przepraszam, nic Ci się nie stało? Przepraszam przepraszam...
-Ty...dobra jest...chociaż... prawie mnie... udusiła. - Zignorowała moje przeprosiny. Kiedy miałam jej odpowiedzieć ktoś inny się odezwał.
- Mam już dość ratowania Cię Lizzy.
Odwróciłam się, kiedy tylko usłyszałam jego głos. Tiaa, świetny plan. Loki opuścił dłoń, którą z małą pomocą magii pewnie uśmiercił moje łodygi.
Chciałam żeby to jego ścisnęły rośliny, i nie przestały. Dureń.- Powiedz mi czemu uciekłaś?-spytał i zajrzał mi prosto w oczy. Jego piękne zielone oczy patrzyły prosto w moje pospolite. Mogłabym patrzeć w nie godzinami, zgniła zieleń w najpiekniejszym odcieniu jaki kiedykolwiek widziałam. W nich zatopione były gwiazdy, które błyszczały.
- Uciekłam. - zachichotałam jak kilkuletnie dziecko złapane na gorącym uczynku.
- Tak, dlaczego? - Kiedy to mówił nie odezwałam wzroku od jego idealnie skrojonych ust, wąskich w pięknym odcieniu wyblakłego różu.
- Bo jesteś głuuupi - czknęłam co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
- I taki przystooojny- przejechałam rękami po jego torsie.
- I umięśnionyyy - ścisnęłam jego ramię na potwierdzenie. Jego ciało skryte pod asymetrycznym strojem musiało być idealne, te wszystkie mięśnie ouch.
- Ale dałeś mi uciec, wogole Cię nie obchodzę - tym razem moja mimika włączyła tryb naburmuszonego dziecka.Przez jego twarz przemknął grymas.
Przybliżyłam się do niego aż nasze twarze dzieliły milimetr, aż jego czarne włosy zaczęły łaskotać mnie po czole.
- Przysiegnij, że już nigdy mi nie uciekniesz. - Mogę mu wszystko obiecać co tylko zechce.
- Przysięgam!!! -krzyknęłam rozbawiona i wyrzuciłam ręce w górę.Powietrze zatańczyło wokół nas. Loki od razu odsunął się ode mnie, zresztą ja od niego też. Wszystkie wcześniejsze myśli i słowa wyparowały, a ja poczułam się jakbym właśnie wzbudziła się z transu.
- Bardziej byś się wkurzyła gdybym nie pozwolił Ci uciec, poza tym stąd nie da się tak po prostu zwiać. A zabawa w kotka i myszkę nie należy do moich ulubionych. -wzruszył ramionami i chciał iść, ale ja nie zamierzałam kończyć rozmowy szczególnie, że miał dość dobry humor skoro raczył mi odpowiedzieć.
- Nie da się? - złapałam go za ramię.Mężczyzna podniósł rękę najwyżej jak mógł i po paru sekundach wleciał w nią czarny ptak z pomarańczowym dziobem. Kos. Usłyszałam chrzęst, Loki złamał ptaku kark, nie nadążam z tym człowiekiem. Następnie zamachnął się i wyrzucił jego ciało do góry. Przeleciało parę, a potem paręnaście metrów i kiedy myślałam, że kompletnie nic się nie stanie lub po prostu spadnie mi zaraz na głowę, jego truchło zaczęło się przypalać. Nie chciałam tego oglądać, ale pocieszała mnie myśl, że ptak nawet tego nie czuję. Czyżby Loki miał serce? Kiedy wszystko co było ptakiem zmieniło się w czarny proszek, ktory rozwiał wiatr przez kilka sekund byla widoczna kopuła, która wygladem przypominała bańkę mydlaną. Lekko zaswieciła się i znów wróciła do swojej przezroczystej postaci.
- Nie da się. Chyba, że chcesz spróbować.°
°
°
Nie wiem dlaczego obrazek w mediach jest poziomo, nie mogę tego zmienić 🥺
Ale przedstawia on portugalską Lizbone, której uliczki doskonale pasują do mojej wyobrażonej wersji miasta z opowiadania.
(Zdejcie robione przeze mnie)Ten rozdział jest troche krótszy, uznałam, że wystarczajaco dużo sie wydarzyło jak na jeden rozdział.
Pytania, problemy, pochwały, narzekania zostawcie w komentarzach.
Konstruktywna krytyka- czekam.
No haters zone✌️
Takie litery budujące słowo czynią je ważnym bądź są to jej myśli lub głos wewnętrzny.
Zapraszam do dalszego czytania i dziękuję, że przeczytaliście ten 🎆
CZYTASZ
Ergo | •Loki• |
Fanfic,,Spojrzałam mężczyźnie głęboko w oczy, a ten wypuścił wiązkę niebieskiego światła prosto we mnie. Nabrałam ostatniego w życiu oddechu.'' > Moja pierwsze opowiadanie bądźcie wyrozumiali< { Okładka by @Wuzurek}