List do bliskiego nieznajomego.

64 12 16
                                    

Do Todda Andersona.

Wiem, iż możesz nie kojarzyć mojej skromnej osoby, jednakże pozwolę sobie zadedykować ten list właśnie do Ciebie. Dlaczego? No cóż...

Dobra, nie będę więcej owijać w bawełnę. Pisze do Ciebie, ponieważ dotychczas nie mogę pogodzić się ze śmiercią Neila Perry'ego. Tak, tego, który zajmował ważne miejsce w naszych życiach.

Poznałam się z młodym Perry'm dwa lata temu. Nasze spotkanie było przypadkowe, teraz nawet obawiam się, że nie było nam potrzebne.

Ale dlaczego Ci o tym mówię? To raczej nie powinno Cię interesować.

Przepraszam,  nie zabrzmiało to przyjemnie.

Jednakże, czy Ty pogodziłeś się z jego śmiercią? Do tej pory mam wyobrażenie samobójstwa Perry'ego. Tego Perry'ego, najszczęśliwszego człowieka jakiego kiedykolwiek miałam okazję poznać.

Jak widzisz, ja się nie pogodziłam.

Jednakowoż, do czego dążę? Chciałabym spotkać się z Tobą oraz z innymi "Umarłymi Poetami". Wiem, nie znasz mnie i masz prawo tego nie aprobować. Jednak mam nadzieję, że zgodzisz się.

Czekam na Twoją odpowiedź.

Pij soki z życia.
Twoja bliska nieznajoma.

***

Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła nadzieję. Wiedziała, że tym sposobem nie przywróci Neila do życia, ale chciała chociaż raz poczuć wsparcie w tej makabrycznej sytuacji. Nie, nie mogła porozmawiać o tym z rodzicami. Ojciec też miał problemy (niedawno stracił pracę), a matka nie wiedziała, że chłopakowi coś się stało. Kobieta bowiem bardzo lubiła Perry'ego, miała okazję go poznać podczas jednych wakacji. A ona nie miała serca informować swojej matki o jego samobójstwie.

Wzięła głęboki wdech.
- Teraz albo nigdy - szepnęła do siebie, po czym otworzyła klatkę z gołębiem. Przywiązała mu karteczkę z listem do szyi i podeszła do okna - leć tam, gdzie zawsze.

Puściła zwierzę wierząc, że dotrze do celu. Nigdy nie sądziła, że jeden zwykły gołąb, którego dostała od dziadka może być taki przydatny.

Rozglądnęła się po pokoju. Było tam ciemno  i brudno. A przecież tak dbała o porządek... To właśnie wtedy sobie uświadomiła, że nie wychodziła na zewnątrz od niespełna dwóch miesięcy. Dopiero wtedy, gdy już miała na cokolwiek nadzieję, zrozumiała, iż popadła w tzw. hikikomori.

- Muszę sie wziąć w garść... - szepnęła. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale musiała spróbować. Przecież Neil nie chciałby zobaczyć jej w takim stanie.

Gdzie się podziała ta grzeczna,  ułożona i ambitna uczennica? Gdzie się podziała ta  poważna, dojrzała i ostrożna dziewczyna? Gdzie się podziała ta śliczna, pomocna i inteligentna przyjaciółka? Gdzie się podziała stara ona? Ona, która namiętnie czytała tomiki poezji oraz podręczniki od historii, której ulubionym greckim bóstwem była Ananke?

Ona? Leżała, płacząc codziennie za pewnym zmarłym aktorem, porzucając swe wszystkie marzenia i cele dla żałoby, przez którą przechodziła. Straciła wszystko. Wszystkie przywileje, reputację i zapał do dalszej pracy. Nienawidziła siebie za to, ale inaczej nie potrafiła działać. Nie potrafiła radzić sobie z tak ciężkimi emocjami.

Dlatego, gdy zrozumiała w jakim beznadziejnym stanie i położeniu jest, postanowiła wrócić do dawnej siebie.

Chociaż wiedziała, że cechy znane z epoki romantyzmu, które niedawno nabyła, już zawsze będą przeszkadzać jej starej osobowości.

l e t t e r s   || Dead Poets' Society ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz