Rozdział 1

25 3 2
                                    

Czy ona wreszcie skończy gadać? Siedzę tu już jakąś godzinę, na tej cholernie drogiej kanapie i wlepiam swój wzrok w obraz, który swoją drogą też był pewnie drogi, tak jak w każdą środę po lekcjach, od ponad czterech miesięcy, a i tak mam głęboko gdzieś, co ciekawego ma mi do powiedzenia i tym razem, ta szczupła blondynka, siedząca na przeciwko mnie. Nie to, żebym miała coś do blondynek bo sama nią jestem, ale ten cieniutki, jak kartka papieru głosik, zaczyna doprowadzać mnie do szaleństwa.

Heather White- to właśnie ja płaszczę swój tyłek u psychologa wraz z moją matką. Pewnie zastanawiacie się czemu chodzę do pani Smith, co? Spokojnie, nie musicie snuć żadnych dziwnych podejrzeń. Nie jestem chora psychicznie, nie mam depresji ani problemów z odżywnianiem się. Moja matka od niepamiętnych czasów zainteresowała się mną, gdy zauważyła, że nie posiadam żadnych życiowych kompanów, choćby nawet do nauki. Kojarzycie te sceny z amerykańskich filmów, gdzie nastolatki wpadają jak burza do domu wraz ze swoimi przyjaciółkami, by się uczyć na sprawdzian, bądź by zrobić projekt, nie? No właśnie, moja matka po obejrzeniu jednego z takich filmów, stwierdziła, że jest coś ze mną nie tak, bo nigdy w życiu, jak twierdzi, a tak naprawdę to od paru lat, przez próg naszego domu, nie przeszła ani jedna nastolatka, nie licząc jednej, która pomyliła domy. Teraz uważacie mnie za dziwaka i odrzutka społecznego. Pewnie po części macie rację. Mam 17 lat, a moim jedynym przyjacielem jest mój pies Martin. To nie tak, że nie chcę mieć znajomych, ale wolę nie mieć ich na razie w ogóle, niż mieć fałszywie uśmiechających się przyjaciół. Mój wygląd pewnie też nie zachęca do rozmowy, ale kurcze, żyjemy w 21 wieku, gdzie ludzie są wolni i mogą decydować sami o sobie. Dlatego ja, pomimo bycia w liceum, nie zrezygnowałam z legginsów i za dużych bluz, które przy innych nastolatkach pewnie nie wyglądają wcale najlepiej. Na pierwszym miejscu, w drodze do dobrego myślenia w szkole jest wygoda i tej zasady się trzymam. Możecie się już domyślić, że delikatnie różnię się od dziewczyn z mojej szkoły.  Nie wstaję rano, specjalnie dwie godziny przed ósmą, by nałożyć na siebie tonę tapety. Jeśli już jesteśmy przy wstawaniu do szkoły, to zawsze ledwo zdążam na pierwszą lekcję. Natura obdarowała mnie wielkim zamiłowaniem do spania.
Tak jak już wspomniałam, nie noszę też szmatek ledwo zakrywających moje krągłości ani nie ekscytuję się jak wariatka, wydaniem nowej kolecji torebek. Jestem sobą dzień w dzień, bo chyba właśnie o to chodzi w dzisiejszym świecie, by nie dać się rwącemu nurtowi społeczeństwa.

-Dziękuję za dzisiejszą sesję Heather- oznajmiła psycholog, tym samym kończąc nasze dzisiejsze spotkanie- mam nadzieję, że weźmiesz dzisiejsze rady do serca.

-Oczywiście pani Smith- uśmiechnęłam się sztucznie i z wyczekiwaniem patrzyłam na moją mamę, która zawzięcie grzebała w torebce. Odchrząknęłam, tym samym zwracając jej uwagę, że pora opuścić to pomieszczenie.

-Ah tak, przepraszam. Dziękuję pani Smith za spotkanie i za poświęcony nam czas. Mam nadzieję, że Heather wreszcie postara się coś zrozumieć- dodała patrząc na mnie wymownie.

-Oh! Pani White!- zawołała jeszcze za moją matką, gdy znajdowałyśmy się już na korytarzu-proszę pamiętać o moich zaleceniach i o mojej prośbie- dodała zaznaczając szczególnie ostatnią partię wypowiedzi. Ja nie wiedziąc o co chodzi, wzruszyłam lekceważąco ramionami i ruszyłam przed siebie, nie zważając na moją rodzicielkę.

To nie tak, że jestem wrednym samotnikiem. Nic nie mam do pani psycholog, ale uważam, że te sesje są mi zbędne.  Jeśli będę chciała zawiązać jakąś znajomość, to to zrobię i sądzę, że jest to troszeczkę denerwujące, gdy ktoś nieustannie cię do tego namawia.

Skończywszy spotkanie, matka odwiozła mnie do domu, czyli do miejsca, w którym chociaż trochę czuję się chciana, a sama znów pojechała do pracy. Moi rodzice mają kasy jak lodu, ale na szczęście nie zdecydowali się na kupno ogromnej i pokaźnej willi, tylko na przytulny rodzinny dom z wielkim ogrodem na tyłach.  Czasami nadal nie rozumiem czemu dokonali takiego wyboru, bo ciężko jest nas nazwać kochającą się rodziną. Jedyną osobą, która jest mi bliska to nasza gosposia. Pani Martha to starsza, kochana kobieta, która jako jedyna wprowadza do domu spokój i rodzinną atmosferę.

-Heather obiad!- krzyknęła, pewnie z kuchni Martha, gdy usłyszała mnie w progu domu.

-Już idę, tylko zdejmę buty. Pięknie pachnie już od wejścia.- odpowiedziałam spokojnie, ale na mojej buzi zaczął malować się sporych rozmiarów uśmiech.

Tak jak sądziłam, Martha krzątała się po kuchni, szukając odpowiednich składników na ciasto, które miało być gotowe na wieczorną kolację moich rodziców wraz z ich klientami za parę dni. Martha jest osobą, która kocha przygotowywać sobie składniki wcześniej, najlepiej dwa bądź trzy dni przed, aby być pewną, że niczego jej nie zabraknie podczas gotowania.

Mój tata od zawsze kochał pomagać ludziom i właśnie temu się całkowicie oddał. Prowadzi własną firmę prawniczą, która jak narazie całkiem dobrze prosperuje. Można by powiedzieć, że aż za dobrze bo spotkania z klientami bądź ich sprawy przenosi do domu, a mama pomaga mu w papierkowej robocie, gdy kończy swoją zmianę w klinice.

-Więc jak było na spotkaniu?- zagaiła mnie Martha, tym samym podając mi talerz z ciepłym posiłkiem.

-Bez zmian, mama nadal upiera się na te spotkania, pomimo tego, że i tak nic nie dają. Zaczyna mnie to już wręcz irytować, że na mnie tak naciska- westchnęłam rozdrażniona, zabierając się do jedzenia.

-Heather twoja matka, czy tego chcesz czy nie, martwi się o ciebie. A poza tym też chętnie zobaczyłabym jakąś koleżankę u twego boku -odparła delikatnie gosposia, wiedząc, że jest to dla mnie drażliwy temat i mrugnęła do mnie wesoło okiem.

-Jesteś pewna, że martwi się o mnie, czy o swoją nienaganną opinię, którą jej psuję bo nie mam znajomych i jestem uznawana za dziwną? Dobrze wiesz czemu ich nie posiadam i proszę nie zaczynajmy tego tematu. A poza tym, po co mi znajomi skoro mam ciebie jako swoją najlepszą koleżankę- powiedziałam spokojnie, starając opanować swoją złość.

-Wiem, wiem, ale przydałaby ci się osoba w twoim wieku bo ja już czasami za tobą nie nadążam. Smacznego słońce.-uśmiechnęła się subtelnie i odeszła, zostawiając mnie samą z obiadem.

I to by było tyle z naszej miłej pogawędki. Straciwszy apetyt odłożyłam talerz i pognałam do jedynego pomieszczenia w tym domu, gdzie czułam się naprawdę bezpiecznie i dobrze. Do swojego pokoju, gdzie od wejścia czekał na mnie Martin. To kudłate bydlątko sprawiało, że cała moja złość mijała. Wystarczyło popatrzeć w te duże, okrągłe, czarne ślepka i wszystko ustępowało.

-Cześć byczku- rzuciłam weselej- zepsułeś coś dzisiaj, czy byłeś wyjątkowo grzeczny?-zapytałam głaszcząc go i jednocześnie rozglądając się, mając nadzieję, że jakimś cudem udało mu się przespać te dwie godziny po zmęczeniu się na dworze i nie rozszarpał żadnej, choćby drobnej rzeczy.

Cisnęłam torebkę z książkami w kąt pokoju, nie dbając o to gdzie upadnie i rzuciłam się na swoje ukochane, duże łóżko. Odetchnęłam z ulgą, jednakże nie dane mi było odpocząć po męczącym dniu w szkole, a potem po wyczerpującej wizycie, bo ktoś na nowojorskiej ulicy zażyczył sobie wyprawić imprezę. Ludzie, jest środek tygodnia i w dodatku dopiero 5 p.m., a wam już imprezy w głowie.

-Ugh co za ludzie. Niewyrzyte małolaty-warknęłam pod nosem, przeklinając na organizatora tej domówki, ale w duchu zaśmiałam się z samej siebie, bo zachowuje się jak wredna, stara sąsiadka zza płotu, której wszystko przeszkadza.

Próbując zagłuszyć muzykę, którą pewnie wszyscy na osiedlu już słyszą, puściłam nowy sezon „Plotkary", wtulając się niebezpiecznie w poduszkę. Było mi tak wygodnie i miękko, że już po paru minutach oglądania, zapadłam w sen i nawet ta cholerna muzyka mi nie przeszkodziła.

—————
Hej!! I jak wrażenia? To moje pierwsze opowiadanie, więc wybaczcie mi, ale stresuje się 😂 mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej xx.

GiftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz