– Dobra, teraz cicho – pouczyła je Chloé, stąpając ostrożnie po dywanie, którym wyłożono korytarz. – Mimo że hotel jest tatusia, nie możemy przeszkadzać gościom...
Marinette uniosła brwi.
– Jesteś zaskakująco miła dla tych gości – zauważyła, jednak nawet nie starała się zachowywać szczególnej ciszy. Wykładzina wystarczająco tłumiła odgłos kroków, a Marinette nie mówiła na tyle głośno, żeby można ją usłyszeć za drzwiami pokoi. Uważała, że wcale nie muszą robić takich podchodów, ale Chloé najwyraźniej była w swoim żywiole. Skradała się jak rasowy superszpieg.
Kiedy przylgnęła do ściany tuż przez załomem korytarza, Marinette musiała zakryć usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem. Z rozbawieniem obserwowała, jak Chloé z najzupełniej poważną miną zbiera się, by wyjrzeć za róg. Dupain-Cheng podeszła do niej ostrożnie i nachyliwszy się konspiracyjnie, szepnęła:
– Jeśli chcesz tam zajrzeć, powinnaś przykucnąć.
Chloé przeszedł dreszcz, gdy ciepły oddech musnął skórę na jej szyi. Zerknęła na Marinette, a wyglądała na lekko wystraszoną.
– Tak? – Jej głos drżał odrobinę. – Dlaczego?
Marinette starała się wyglądać na nierozśmieszoną tym wszystkim, a mówiąc, nadała szeptowi tajemniczej i nieco niepokojącej nuty.
– Pomyśl tylko – odezwała się, otwierając szerzej oczy, jakby usiłowała pokazać, że wierzy w to, co mówi. – A jeśli ktoś naprawdę czyha na nas za rogiem? Może teraz stoi w korytarzu i myśli podobnie jak my?
– Naprawdę? – Chloé przełknęła ślinę. W holu oświetlonym jedynie niewielkimi lampkami, żeby nie panowały tam zupełne ciemności, poczuła się nagle mało bezpiecznie. Wiedziała, że nie może tam spotkać nikogo poza gośćmi hotelu, i na dodatek to nie był pierwszy raz, kiedy wybrała się na nocną eskapadę, a jednak wystarczyło kilka niepozornych słów, by straciła pewność siebie. Dziesiątki, o ile nie setki razy wyglądała zza tego zakrętu w ten sposób, lecz dopiero teraz przyszło jej do głowy, że ktoś naprawdę mógł tam być.
Marinette, widząc jej zdezorientowanie, kaszlnęła cicho, maskując w ten sposób śmiech. Nie mogła się powstrzymać, by nie ciągnąć dalej.
– Naprawdę! – Pokiwała gorliwie głową. – Jeśli tak wyjrzysz, od razu mu się pokażesz. A chodzi o to, żebyś ty widziała jego, a on ciebie nie.
– Ale – Chloé zerknęła nerwowo na zakręt – jak to zrobić?
– Słuchaj... – Marinette rozejrzała się konspiracyjnie dookoła, jakby ściany mogły podsłuchiwać. – Przede wszystkim musisz się schylić...
– Schylić? – zdziwiła się Chloé.
– Tak właśnie. Schylić. – To mówiąc, przykucnęła, a córka burmistrza niemal bezwiednie poszła w jej ślady. Była tak skupiona na jej słowach, że nawet nie zauważyła, jak Marinette wymienia porozumiewawcze spojrzenia z Tikki. – Bo widzisz, osoba wypatrująca innych osób odruchowo robi to na poziomie mniej więcej swoich oczu. Jeżeli wychylisz się nisko nad ziemią – złapała ją za ramię i pociągnęła jeszcze odrobinę w dół – to jest mniejsze prawdopodobieństwo, że cię zobaczy. Po prostu nie będzie się tam ciebie spodziewał.
– Serio? – Chloé uniosła brwi, słysząc rzecz na pozór oczywistą, a na którą jednak sama by nie wpadła.
– Serio. – Marinette pokiwała głową z powagą. – Sprawdź sama. – Pchnęła ją lekko naprzód, tak że córka burmistrza wylądowała na czworakach. Choć w całej tej nocnej atmosferze hotelu obleciał ją strach, powolutku przysunęła się do krawędzi ściany. Wzięła głęboki wdech, lecz pilnowała się, by nie zrobić tego za głośno, po czym ostrożnie, milimetr po milimetrze, wychyliła się zza rogu.
CZYTASZ
Jej największa fanka || Miraculous [Chloénette]
FanfictionChloé spędza Sylwestra samotnie, włócząc się po Paryżu. Nagle jednak natyka się na Biedronkę i przypadkiem odkrywa jej tożsamość. Postanawia szantażować Marinette, aby ta robiła wszystko, co jej Chloé rozkaże, w zamian za nieujawnienie jej sekretu...