Tego dnia było tak upalnie, że mimo iż byłem ubrany w jasne ciuchy to pot spływał ze mnie tak, że roztopił mi nawet żel na włosach. Moim głównym celem było odwiedzenie przyjaciela, który trafił do szpitala dzień wcześniej, z dziwnym atakiem, który ciężko mi było jakoś szczegółowo określić, czy nazwać. Ci lekarze pewnie by to jakoś zdefiniowali. Dla mnie było to po prostu rzucanie się, jak po szałwii. Z pewnych powodów ten szpital nie kojarzył mi się dobrze i nigdy nie chciałbym do niego znowu trafić jako pacjent. Wracając bardziej do tematu - wszedłem do szpitala, znalezienie Mateusza nie było takie proste, tym bardziej, że sam miał wyłączony telefon, a recepcjonistka nie chciała mi powiedzieć gdzie leży, bo "Nie byłem członkiem rodziny pacjenta." Gdy wypytałem personel i mniej-więcej wiedziałem gdzie może leżeć osoba, której szukam usłyszałem strzały. Dokładnie znałem ten dźwięk i nie mogłem pomylić go z petardami, ani niczym innym. Schowałem się w męskiej toalecie. Wybrałem tą lokację, ponieważ drzwi do tego miejsca były najbliżej. Nigdy nie szkoliłem się pod kątem ataków. Umiałem obsługiwać broń długą i krótką, nic poza tym, i nie miałem pojęcia co mam w takiej sytuacji robić, jak z niej wybrnąć lub gdzie się chociaż schować. Gdy strzały i krzyki trochę ucichły miałem chwilę na zastanowienie się co dalej zrobić. Nie wiem czemu, ale coś podkusiło mnie, żebym sprawdził czy na suficie są dziury po kulach. Tak, wiem, że w szpitalach nie przeprowadza się ćwiczeń antyterrorystycznych, ale w takich okolicznościach i pod wpływem takich emocji, jak mi wtedy towarzyszyły ciężko jest myśleć racjonalnie. Wychylając się zza drzwi usłyszałem głos dwóch ludzi, krzyczących, żebym się położył i założył ręce za głowę. Nie miałem wyboru i wykonałem polecenie. Serce podeszło mi do gardła tak, że nie wiem już, czy głośniejsze było dla mnie jego bicie, czy krzyki napastników. Spojrzałem w lewo i zobaczyłem sylwetkę na tle okna w końcu korytarzu. W tym momencie przestałem nawet widzieć kolory. Uświadomiłem sobie, że jeśli któryś z nich podejdzie i znajdzie rewolwer to najprawdopodobniej zginę. To, co wykrzyczałem do nich było po prostu szybką reakcją, jakimś wynikiem działania mechanizmu obronnego.
-Chcę do was dołączyć, mam broń!
Faktem jest, że po poinformowaniu ich o tym, że posiadam broń też mogli mnie zabić, ale czy miałem jakieś inne wyjście? Dla mnie była to ostatnia deska ratunku i nie mogłem inaczej wyjść z tej sytuacji niż po prostu zaryzykować. Odebrali mi rewolwer, zasłonili oczy i z dźwigniami na obie ręce zostałem zaprowadzony do pokoju, gdzie przebywały, jak mi się zdaje, osoby przewodzące całym atakiem. O dziwo przeżyłem to i nawet zgodzili się, żebym dołączył. Za zostanie ich negocjatorem przystali nawet na to, żeby wypuścili jedną osobę. Zwrócono mi broń i przy "eskorcie" jednego z zamaskowanych terrorystów poszedłem po Mateusza. Mimo iż miałem swego rodzaju umowę z napastnikami to mijając świeże trupy na korytarzach nie czułem się za grosz bezpiecznie, a w połączeniu z smrodem juchy rozbryzganej na ścianach miałem wrażenie, że za chwilę zemdleję. Nie mogłem jednak dać po sobie poznać, że się boję, a drżenie rąk usiłowałem zamaskować szybkim i agresywnym krokiem. Mateusz nie zgodził się na opuszczenie budynku. Stwierdził, że są osoby, które zdecydowanie bardziej potrzebują wyjść. Znalazłem więc ciężarną kobietę. Odprowadziliśmy ją na dół, ale teren szpitala opuściła już sama. Od tego momentu czułem się już nieco pewniej, ale dalej wiedziałem, że nie jest do końca bezpiecznie. Po powrocie dostałem kartkę z listą żądań, a za pół godziny miałem zejść z powrotem do wyjścia z czterema innymi napastnikami w celu przedstawienia żądań negocjatorowi z policji. Ja naprawdę nie chciałem wtedy z nimi współpracować w żaden sposób, a na tym etapie tym bardziej. Nie miałem jednak wyboru i nie zadając pytań wziąłem kartkę. Widniały na niej między innymi 2 miliony dolarów amerykańskich i bezpośrednia negocjacja z prezydentem w celu opuszczenia państwa. Całość miała być spełniona w ciągu doby, w przeciwnym wypadku zostaliby rozstrzelani wszyscy pacjenci i personel szpitala. Po wymianie zdań i przekazaniu przeze mnie informacji dowodzącemu zostało nam tylko czekać. Z czasem zachciało mi się lać - normalna rzecz. Poszedłem więc w stronę SORu, gdyż to była jedyna toaleta, której położenie znałem. Tak, to ta, przy której zostałem złapany. Po drodze jednak do pokoju do obsługi monitoringu wciągnęła mnie jedna z pielęgniarek i szepnęła, że na SORze jest wyjście, którego pilnuje tylko jeden członek grupy terrorystycznej. To była jedyna opcja na wydostanie się z opresji i pomóc komuś jeszcze. Nie miałem zamiaru jej przegapić. Zauważyłem na jednym z monitorów, że idzie w naszą stronę terrorysta. Wychyliłem się i oddałem niecelny strzał. Kolejny cud uchronił mnie od śmierci przez serię z karabinka szturmowego. Zdążyłem się schować zanim wspomniany morderca wcisnął spust. Następne trzy strzały oddałem wyciągając tylko rękę za ścianę i celując patrząc w obraz z kamery. Wtedy pierwszy raz w życiu zabiłem człowieka. Nie miałem z tego powodu nigdy wyrzutów sumienia, czułem nawet, że zrobiłem dobrze zabijając tą gnidę. Jedyne czego żałowałem to to, że nie mogłem sprawić mu bólu zanim go zabiłem. Chwyciłem kobietę za rękę i pobiegliśmy w stronę wyjścia. W bębenku zostały mi tylko 2 pociski i musiałem celować ostrożnie, ponieważ miałem jeszcze jednego przeciwnika do pokonania. Nie miałem przy sobie więcej pocisków. Nie byłem przygotowany na wojnę. Miałem tylko odwiedzić przyjaciela w szpitalu. W końcu stało się - prawie całkowicie prosty korytarz, a na drugim końcu stała moja ostatnia przeszkoda. Nie spodziewał się ataku od środka. Kula wbiła się w tył jego czaszki, po czym wylatując z drugiej strony zrobiła dziurę w oszklonych drzwiach, które natychmiast po wystrzale pokryte zostały krwią zbira. W końcu dane nam było opuścić budynek i uciec. Do dziś mam w rewolwerze tą jedną kulę, która została nie wystrzelona tego dnia. To nie jest przypadek, że została jedna kula. Ona po prostu czeka na odpowiedni moment. Wierzę, że jeśli coś się jeszcze kiedyś nie daj Boże stanie to ta jedna kula jest szczęśliwa i pomoże znowu mi lub komuś innemu wyjść z opresji.
CZYTASZ
Rewolwerowiec
ActionProtagonista wbija do szpitala w celu odwiedzenia przyjaciela. Jego plany drastycznie zmieniają się, gdy placówkę opanowuje grupa terrorystyczna.