~ Wszedłem na mine za ciebie,
czy to jest prawdziwe dla ciebie? ~Agresja. Mówią, że jest nagła i nieunikniona, mówią, że jest oznaką strachu i bólu skrywanego w sobie, ból ten kryje się w środku. Nie pokazuje się, do momentu wybuchu.
Minął spokojny miesiąc, wydawało się, że wszystko wróci do normy, nikt nas nie odwiedzał, Martinus zostawał częściej w domu, nie znikał na całe dnie, ani nawet na noce. Wszystko było jak powinno.
Jednak tego dnia coś się zepsuło.
Już na schodach zauważyłam odłamki szkła i potłuczonego wazonu, pierwsza myśl, jaka krążyła wokół mnie, to włamanie.
To było jednak coś całkiem innego.
Salon był wręcz zdemolowany, kanapa porozrywana jak stara bluza, szkło z wazonu, telewizora, a nawet okna, walało się po całym pomieszczeniu jak nic nie znaczące klocki.
Po środku tego bałaganu siedział blondyn, jego oddech był szybki i nierówny, oczy jarzyły się jasnym blaskiem, przypominającym blask świetlika lecącego w pochmurną noc.
Stałam bez ruchu, obserwując całe to zamieszanie, nie miałam pojęcia co mam powiedzieć, jak zareagować.
Jego wzrok nagle utkwił we mnie, był zimny i bezemocjonalny, zupełnie jak wzrok, którym patrzył na obcych.
Wstał gwałtownie, lecz zaraz potem równie gwałtownie usiadł, zaciskając palce na kawałku krzesła.
Chciałam podejść, a on zatrzymał mnie gestem dłoni, mówiącym wyraźnie nie podchodź, jestem niebezpieczny.
Zacisnęłam usta w linie, mimowolnie cofając się do tyłu, nie chciałam zostawiać go w takim stanie samego.
Nie miałam też jak mu pomóc.
Byłam kompletnie bezużyteczna, nie chciałam opuszczać, a z drugiej strony nie wiedziałam co robić.
— To mi się zdarzyło drugi raz. – wysapał, zapewne było mu ciężko mówić.
Kiwnęłam głową, podejmując z ziemi kawałek rozbitego wazonu, był ubrudzony czerwoną substancją. Krew.
Uniosłam wzrok na chłopaka, nie ruszał się, wyglądał jak by chciał powstrzymywać samego siebie przed jakimikolwiek ruchami.
— Sue, musisz natychmiast wyjść. – wyszeptał, na czworaka wycofując się, jasny kolor jego tęczówek zamienił się w mgnieniu oka na złoty.
— Nie zostawie cie tu. – nawet się nie ruszyłam, robiłam słusznie, czy skazywałam się na śmierć? Nie miałam pojęcia, ale wiedziałam, że nie mam zamiaru tak po prostu wyjść.
Przejechał ręką po podłodze, a po chwili dało się tam zauważyć trzy wgłębienia po ostrych pazurach.
— Widzisz to? – zadał mi pytanie retoryczne, wiedząc, że akurat na o patrze. — To się stanie, gdy nie wyjdziesz. – jego słowa bardziej przypominały powarkiwania, jego wilk musiał się wściekać.
Zamknęłam oczy, starając się przywołać w głowie jakiś przyjemny obraz, podobno wilki, tak samo jak psy wyczuwały emocje właściciela.
No właśnie, czy byłam jego właścicielką czy przyjaciółką?
Nie miałam czasu na takie przemyślenia, zdawało się, że zostało pare sekund do kolejnego wybuchu.
— Pomyśl o wodospadzie. – powiedziałam.
Tylko dlaczego akurat o wodospadzie?
— Huh? – nie rozumiał mnie, tak samo jak ja siebie samej, lecz mówiłam dalej :
— Spokojny szum wody. – wyszeptałam. – Śpiew ptaków i lekki wiatr.
Powoli zamknął oczy, wzdychając cicho, próbował się skupić.
Dasz radę pomyślałam.
Jednak tym razem sobie nie poradził, gwałtownym ruchem wyskoczył przez to, co pozostało z okna.
Okazał słabość, nie dał rady zapanować nad swoim wewnętrznym wilkiem.
To było najgorsze.
________________________________
Noo i udało mi się coś napisać c:
50 gwiazdek i dam kolejny :)
CZYTASZ
𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔠𝔞 - 𝔪.𝔤
FanficCzasami mamy wrażenie, że nie spotka nas nic lepszego jak i nic gorszego od tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nie jesteśmy sami na tym zniszczonym świecie i ja się o tym przekonałam, lecz wiele za późno. Kopiowanie książki zabronione.