Tydzień przed terminem oddania referatu z historii, obok mojej szafki stał ciemnoskóry chłopak, ten sam od którego dostałam pamiętny prezent w postaci kija ze szmatą. Tym razem w rękach trzymał podłużną paczkę opakowaną różowym papierem w gwiazdki. Wolno podeszłam do niego i udając,że go nie zauważam wyciągnęłam klucz z plecaka. Chłopak zakaszlał chcąc zwrócić moją uwagę, niedoczekanie pomyślałam nie mam zamiaru niczego przyjmować od Daniela, od tygodnia się nie widzieliśmy i nie narzekałam.
-Ile Smith ci płaci za pracę kuriera? - zapytałam zatrzaskując małe metalowe drzwi
-Mam dla ciebie paczkę od niego- powiedział, pomijając moje pytanie
-Nic od niego nie chcę- założyłam ręce na piersiach i rozejrzałam się dookoła, na końcu korytarza zauważyłam wściekły wzrok Amandy Morton, no tak chłopak jest przyjacielem Daniela, a teraz przynosi mi różową paczuszkę, dziewczynie za którą Smith tydzień temu latał po korytarzu, nawet taka idiotka połączyła fakty. Widocznie w tej szkole nie ma idiotów bo cały korytarz wlepiał we mnie ciekawskie ślepia. Czy oni nie mają własnego życia, czułam się jak w jakimś reality, każdy obserwował mój ruch, czy wezmę podarunek, odmówię, co powiem, może znów zrobię awanturę.
-Daniel powiedział,że to coś ważnego- namawiał mnie coraz bliżej podsuwając pudełeczko
-Jakby było to coś ważnego, sam by tu przyszedł-powiedziałam szybko, zanim pomyślałam o czym mówię, przecież ja nie chciałam żeby do mnie przychodził, nie chciałam go oglądać, a tym bardziej rozmawiać
-Ma trening, ja też więc proszę cię nie rób mi problemów, jeśli się spóźnię trener powyrywa mi nogi z dupy - spojrzał na mnie litościwie
-Co mnie to obchodzi trzeba było nie przyjmować funkcji sługi wielmożnego króla- rozpoczęłam swój słowotok, chłopak westchnął, wywrócił oczami i wepchnął mi w dłonie prezent, zanim się zorientowałam jego już nie było. Tak zachowałam się egoistycznie, on naprawdę mógł mieć problemy, ale ona też nie grał fair, niech cię szlag Smith, znowu jestem na językach całej szkoły.
Całą matematykę, spoglądałam ukradkowo na jaskrawo różowe pudełko wystające z mojego plecaka, ukradkowo też spoglądałam też na już morderczy wzrok Amandy, ona zapewne tak samo jak ja zastanawiała się co jest w środku, znając brązowookiego mogło to być wszystko i tego się obawiałam.
Dzwonek ogłaszający przerwę obiadową był najlepszym momentem by to sprawdzić , powiedziałam Alex by czekali na mnie z Gabem na stołówce, ja podążyłam w kierunku toalet, szybko wbiłam się do jednej z kabin i otwarłam torbę. Wyciągnęłam powoli paczkę i obejrzałam dokładnie dookoła. Była niechlujnie owinięta, no muszę to przyznać paskudnym papierem, od razu widać tu męską rękę, założę się, że cała drużyna futbolowa głowiła się w szatni jak opakowuję się prezenty. I gdy już miałam zamiar rozerwać tą misterną konstrukcję, drzwi mojej kabiny się gwałtownie się otworzyły, a w progu stała Amanda z ironicznym uśmiechem.
-To chyba moje złociutka-wyciągnęła dłoń w moją stronę, dzięki czemu dokładnie przyjrzałam się jej szponom, znowu obleciała mnie myśl, że dziewczyna chętnie przeorałaby mi nimi twarz
-Nie wydaje mi się - odparłam, chowając pudełko za plecy-dostarczono to mnie, jakoś trudno nas pomylić
-Alice Williams proszę po dobroci, oddaj mi to pudełko-powiedziała zupełnie spokojnie, jednak jej wyraz twarzy nie był zupełnie normalny, kto by pomyślał, ona ze złości zielenieje !
-Amando Morton mówię zupełnie poważnie nie oddam ci pudełka-pokręciłam głową
-Ty mała żmijo, myślisz, że Daniel coś do ciebie czuję ?-rozpoczęła natarcie słowne, które chociaż miało mnie obrażać, nie zadziałało, jej słowa spływały po mnie jak po kaczce -jesteś tylko zabawką, chcę wzbudzić we mnie zazdrość nic więcej, on kocha mnie rozumiesz , mnie !-ostatnie słowa wręcz wywrzeszczała mi do ucha

CZYTASZ
I need your love
Teen FictionAlice od zawsze kochała książki, kochała dwójkę swoich różnych jak dwa płatki śniegu przyjaciół, kochała też swoją zwyczajną niczym nie wyróżniającą się pozycję w szkole. Do czasu gdy to ON prawie jej nie zabił, oj zabił to wielkie słowa, potrącił...