Samotność

9 0 0
                                    

Ludzie są tak blisko, a jednocześnie daleko... Zbliżają się, a jednocześnie oddalają... Chcą pomóc, a nas ranią... Pragniesz pomocy, a ją odpychasz w każdy możliwy sposób... Samotność w takich chwilach wydaję wspaniała i bez wad...


5 tygodni przed wypadkiem

Cloe zaprzestała prób kontaktu ze mną... Nie dziwię się jej... Choć miałam taką cichą nadzieję, że chociaż ona mnie zostawi...

Zdążyło mi wagarować co nie szło z aprobatą mojej mamy... Co do ojca czułam jak go tracę... Jest co raz dalej... Widzimy się raz, może dwa razy dziennie. Gdy nasz kontakt wzrokowy się spotyka on po chwili go urywa przy tym raniąc moje serce... Pragnę by mnie przytulił mnie jak w tedy, gdy zdarłam sobie kolana podczas nauki jazdy na rowerze... Powiedział że będzie dobrze i do wesela się zagoi... Chcę by pustka w sercu została wypełniona... Ale jak to się może stać jeśli jestem sama? Nie potrafię ukazywać uczuć... Trener próbuje mi pomóc... Dopytuję co u mnie, jak w domu... Próbował dowiedzieć się dokładnie o znaczenie wcześniej wypowiedzianych przezemnie słów, ale ja milczę. Czuję że buduję mur wokół siebie i wszyscy wokół próbując go przekroczyć tylko go umacniają...

Myślę tylko o tym że umieram... nie zostanę policjantką, nie będę mieć dzieci, nie wezmę ślubu z jakimś przystojnym lekarzem... Nie zaplanuje swojego domu i nie będę patrzeć jak dorastają w nim moje dzieci a może nawet wnuki... Nie będę parzyć herbatki, gdy sąsiadka przyjdzie na plotki obgadywać innych... Czuję że wszystko mnie ominie... Czuję wściekłość, ból i jednocześnie pustkę...

Z moich rozmyślań wyrywa mnie dźwięk telefonu... Dlaczego zapomniałam go wyciszyć?

Podchodzę do niego i odbieram bez patrzenia na ekran z napisanym rozmówcą.

Ja zwykle milczę co do najwyżej nie pasuje mojemu rozmówcy bo przerwał tą ciszę...

- Halo? Blue... Ja cię przepraszam... Nie wiem co się dzieje, ale... Nie jesteś sama... - Słyszałam głos Cloe...  Była załamany a ja czułam tylko wewnętrzną potrzebę wyprowadzenia ją z błędu....

- Cloe... - Mówię zachrypniętym głosem...nie mówiłam nic od kilku godzin. - Mylisz się... - Przyjaciółka przerywa moją wypowiedź...

- Nie, Blue! Zawsze możesz na mnie liczyć! Nie zostawię cię nigdy!

- Masz rację... Ty mnie nie zostawisz, ale ja już to zrobiłam. - Rozłączyłam się i poczułam satysfakcję? Czuję że zrobiłam jak należy... Jeśli będę sama moja śmierć będzie taka jak ja... Pozbawiona emocji wobec  wszystkich kiedyś bliskich mi osób.

Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam zrobić coś co kiedyś uważałam za coś niezwykle głupiego... Teraz wydawało się to tak możliwe do zrobienia... Tak błache... Tak niezwykle proste... Tak przyciągające i hypnozujące...

Weszłam do łazienki i podeszłam do szafki pod umywalką... Wzięłam do ręki jedną z wymiennych żyletek ojca i... Wyszłam z łazienki.

Siedzę na łóżku w pokoju z żyletką w ręce, którą przykładam do nadgarstka z pół godziny... Pokusa jest tak niezwykła, że jedyne co robię to dokładnie wpatruje się moje żyły i żyletkę... Gdyby ktoś mnie obserwował zadzwonił by do psychiatryka.

Postanowiłam w końcu zrobić delikatne nacięcie... Wpatrywałam się jak malutka struszka krwi spływa po moim nadgarstku i kapie na moje panele... Pragnę więcej... Chcę więcej.... Gdy miałam zrobić kolejne nacięcie z transu obudził mnie dźwięk telefonu... Wyrzuciłam żyletkę gdzieś w kont pokoju i podbiegłam do mojego wybawcy...

Nieodebrane połączenie od Trener...

Postanowiłam oddzwonić nie zwracając na moją naciętą rękę.

- Halo? Blue.... Chciałem się zapytać jak się czujesz? - Wiecznie to samo pytanie...

- Już lepiej... - Odzywam się co wywołało u mnie nie małe ździwienie.

- Chciałbym porozmawiać z tobą i twoimi rodzicami... Twoje słowa - Przerywam mu.

- Były prawdziwe - Mówię bez emocji. - Rodzice nic panu nie powiedzą, a ja... Nie potrafię. - Załamywał mi się głos.

- Blue... Chcę zrozumieć i ci pomóc... - Tłumaczy.

- Uratuję mi pan życie?! Zapewni mi pan że przeżyje?! - Krzyczę.

- Nie. - Mówi chłodno... - Ale mogę ci pomóc się poskładać... Widzę że jest ci ciężko i choć nie rozumiem co się u ciebie dokładnie dzieję... Chcę ci pomóc. - Mówi spokojnie.

- Nikt nie zatrzyma zegara odmierzające go nasz czas z bliskimi. Nikt, nawet pan, ksiądz, czy lekarz. Umieram... - Rozłączam się..

Dosłownie padam na łóżko i zasypiam słysząc powiadomienia mojego telefonu...

Czas To Śmierć (Mocne Poprawki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz