38. Niszczycielskie płomienie.

129 19 7
                                    

{EMMELINE}

PIĄTEK, 23 MAJA

     Wcisnęłam do plecaka dwie koszulki, jeansy, kilka par majtek, biustonoszy i skarpetek, grubszą bluzę i dopchnęłam to szalikiem. W drugiej kieszeni wydzieliłam miejsce saszetce z kilkoma kosmetykami i mini apteczce, w której znajdowały się najpotrzebniejsze środki pierwszej pomocy. Obok nich spoczywała masa batonów energetycznych i butelka z filtrem. Na dnie zmieściłam też portfel z dokumentami i pieniędzmi – kieszonkowym od Briana i Corrine. W najmniejszej kieszeni trzymałam paszport, śrubokręt, scyzoryk i mały nożyk. Wszystkie te przybory podwędziłam z szopy ogrodnika kilka dni temu. Byłam już chyba całkowicie spakowana. Więcej raczej nie dałabym rady unieść.

     Spierdalałam stąd.

     Zarzuciłam plecak i nałożyłam kaptur na głowę. Byłam gotowa, ale z drugiej strony nie czułam się pewnie w tej sytuacji. Niby wszystko sobie uważnie przekalkulowałam, ale miałam wrażenie, że w moim planie może zaraz pojawić się jakaś luka. Byłam świadoma, że nie wszystko mogłoby się potoczyć, jak chciałam, ale musiałam zaryzykować. Dla Susannah.

    Podeszłam po cichu do drzwi i przyłożyłam ucho do drewnianej powierzchni. Zwykle pilnowało mnie dwóch gliniarzy, którzy, zdaniem kretyńskich władz Mabsfield, mieli uchronić miasteczko przed moim ewentualnym atakiem. Naprawdę, był to idiotyczny pomysł, ale społeczeństwu wydawało się, że tyle wystarczy, by zapewnić im bezpieczeństwo. Tej nocy chciałam im wszystkim jednak udowodnić, że ze mną nie było żartów. Ucieczka z tego cholernego domu mogła być świetną okazją ku temu.

    Nasłuchiwałam cierpliwie przez dwadzieścia minut, aż w końcu do moich uszu dotarł odgłos kroków. Jeden z gliniarzy ruszył spokojnie do toalety. W ciągu tygodni zrobiłam stosowne obserwacje – ta dwójka pilnowała mnie w nocy co trzy dni i dwa razy w tygodniu w dzień. Mniej więcej poznałam ich zwyczaje. Jeden z nich wychodził do toalety zawsze o pierwszej w nocy, drugi o trzeciej. Nie rozmawiali ze sobą i nie wyglądali na przyjaznych. Jeden z nich był raczej prostym chłopem, który nie potrafił myśleć abstrakcyjnie i skutecznie przewidywać, za to ten drugi był bardziej bystry. Wybrałam więc moment, w którym głupszy ruszył do toalety, a ten drugi został na warcie. Musiałam tylko odczekać chwilkę, by upewnić się, że toaletowy glina w końcu trafił do celu. Wtedy sięgnęłam po metalowy kosz na śmieci, który stał spokojnie w moim pokoju.

    Czułam przyspieszone bicie serca i wiedziałam, że miałam tylko jedną szansę, by się im wyrwać spod opieki. Chwyciłam pewnie za kosz, odetchnęłam i szybko otworzyłam drzwi, rzuciwszy się na prawo. Czułam zbierającą się w moich trzewiach moc, a siły dodało mi zaskoczone spojrzenie gliniarza. Nie spodziewał się niczego. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, a wszystko działo się w błyskawicznym tempie, za którym oboje chyba nie nadążaliśmy. Z całej siły uderzyłam go koszem na śmieci w szczękę. Był to wymierzony cios, aczkolwiek nie byłam pewna, czy posiadałam siłę, by móc go skutecznie znokautować. Od kilku dni badałam punkty witalne w ciele człowieka i rozważałam, w jaki sposób mogłabym pozbawić przytomności dorosłego faceta, policjanta. Nie miałam pojęcia, czy na pewno mi się to uda, ale teraz miałam dowody, że byłam w stanie to zrobić. Chwilę po uderzeniu gliniarz leżał na ziemi, a ja zastanawiałam się, kto ich szkolił. Przecież w tej miasteczkowej policji pracowały same ciapy.

    Szybko odstawiłam kosz do pokoju i nie zawracając sobie głowy zamykaniem drzwi od pokoju, popędziłam w stronę klatki schodowej. Biegłam na palcach, chcąc choć w minimalnym stopniu zamaskować swoją obecność. Powinnam w zasadzie zdjąć buty i przebierać nogami w skarpetkach, ale nie miałabym czasu ich ponownie założyć. Cała sekwencja, która miała teraz nastąpić, powinna zająć mi zaledwie kilka minut. Nie mogłam marnować tego czasu na bzdury.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz