Słuchawki

6 1 0
                                    

Nie jestem zboczony na punkcie muzyki, żeby przez cały czas jej słuchać i udawać, że tylko ona sprawia mi największą przyjemność, dając mocny pretekst, byście mogli bez skrupułów, nazwać mnie muzycznym zombie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie jestem zboczony na punkcie muzyki, żeby przez cały czas jej słuchać i udawać, że tylko ona sprawia mi największą przyjemność, dając mocny pretekst, byście mogli bez skrupułów, nazwać mnie muzycznym zombie. Wszak cisze lubię nawet bardziej. Ale gdy wychodzę z domu, jadę do pracy, lub muszę przebywać w większym gronie ludzi, a wiem, że nie nawiążę z nimi żadnego kontaktu, to prawie zawsze w uszach mam słuchawki. Zwariowałbym już dawno, gdybym wystawiał się na przypadkowo podsłuchane rozmowy i muzykę, która mnie nie interesuje.
A tak, bez narażania się na wysłuchiwanie głupot, pozostaję ze sobą prawie sam na sam, pogrążam się w myślach, fantazjach lub spokojnie czytam książkę. Muzyka płynie tylko dla mnie, stanowi pancerz od otaczających mnie spraw ludzkich, wyrażanych głosem. Tak jak wspomniałem, muzyki słucham przede wszystkim, kiedy wychodzę z domu.


Gdybym miał jakichkolwiek znajomych, to zapewne dziwiliby się, że moje słuchawki są tak bardzo zdezelowane, posztukowane i zaklejone w wielu miejscach taśmą izolacyjną. Lubię słuchać muzyki na dobrych słuchawkach, a te które posiadam, są najlepsze. Mam do nich nieopisany sentyment i wiąże się z nimi wiele wspomnień. Dlatego lutuje co jakiś czas odpadające kabelki, a wkurzam się przy tym niemiłosiernie. Kiedyś to były porządne, miedziane kabelki, robiło się z nich haczyki do procy, a te obecne, delikatne żyłeczki, szkoda gadać. Babie lato prościej byłoby ze sobą polutować niż ten miedziany puszek. Dmuchnąć porządnie i znika w niebycie.

Przetestowałem różne słuchawki, ale większość z nich, już po paru sekundach wyrzucałem niezadowolony do śmietnika. Nie spełniały wymagań. Jakichkolwiek. Nic w nich nie było słychać. Te, które mam od kilku lat, zapewniają mi komfort dosłyszenia w utworze wszystkich instrumentów i smaczków.


I zdarzyło się pewnego jesiennego dnia, że wychodziłem z domu do pracy na nocną zmianę. Pięć minut miałem do ostatniego busa. Przez przypadek, na podłogę upadł mi telefon, a chcąc go ratować, pociągnąłem mocniej za trzymany kabel i urwałem przylutowaną słuchawkę. Zakląłem siarczyście nie raz i nie dwa, wiedziałem bowiem, że nie mam czasu, żeby cokolwiek poradzić i dokonać naprawy. Rzuciłem się do szafki, w której trzymam inne, nieużywane słuchawki i wybrałem te, których jeszcze dokładnie nie sprawdziłem. No trudno, jutro czeka mnie naprawa, ale przynajmniej teraz, pomimo, zapewne kiepskiej jakości odsłuchu, odetnę się jednak od przykrego ględzenia o nudnej egzystencji współpasażerów.


Doczłapałem na niewielki dworzec, zapłaciłem kierowcy za bilet, ciężko siadłem w fotelu i począłem rozplątywać kabelki. Podłączyłem do gniazda telefonu nowe słuchawki. Na wyświetlaczu pokazała się odpowiednia ikona. Włączyłem „Somewhere In Time" Iron Maiden. O cholera, straszna bieda, ale przynajmniej coś tam słychać.

Po pięciu minutach zdenerwowanie tylko się wzmogło... Cóż za kiepskie, kioskowe słuchawki! Kto to może kupować? A przecież one się sprzedają! Kto ich zatem używa? Może diskopolowce lub hiphopy? Długo rozmyślałem nad tym zagadnieniem, krzywo uśmiechając się pod nosem i obrażając niemożebnie fanów innych gatunków muzyki. Czy to jest muzyka, a oni jeszcze ludźmi? Nie sposób tak słuchać muzyki. Ale co począć?

SłuchawkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz