Narodziny płynnych pragnień

185 12 2
                                    

To był spokojny dzień, późna popołudniowa pora. Zachodzące za horyzont słońce wraz z chmurami tworzyło na niebie niezapomniany krajobraz nad skromnymi budynkami miasteczka Folre. Mimo iż takie widoki należały tutaj do sytuacji niemal codziennych o tej porze roku, mieszkańcy w większości z błogim, szczęśliwym spokojem obserwowali to boskie dzieło malowane na sklepieniu nieba. Ulice miasta były wieczorami niemal całkowicie opustoszałe. Jedynym co zakłócało, przeraźliwą wręcz ciszę były sporadyczne uderzenia pchniętych wiatrem śmieci lub nieczęste popiskiwania bezdomnych psów i kotów. Miasto tak żywe za dnia zdawało się w mgnieniu oka zapadać w głęboki sen jak tylko słońce chyliło się ku zajściu. Po ulicy zdawał się iść, całkowicie odcięty od reszty świata, młody chłopiec. Średniej długości, blond włosy z odbarwionymi od farb, błękitnymi końcówkami, opadały na zaspaną twarz i podkrążone oczy dziecka. Jego gładka, blada cera była w wielu miejscach poplamiona różnymi kolorami farby, już dawno zaschniętymi. Ręce chłopaka natomiast zdawały się należeć do kogoś zupełnie innego. Jakby ręce kilkunastoletniego dziecka zostały zastąpione tymi należącymi do starego, zmęczonego życiem malarza, nie mającego już siły zmywać kolejnej, zaschniętej warstwy farby. Ubrany był w niewyjściowy, biały fartuch który ze swoją pierwotną bielą nie miał wiele wspólnego. W ręku natomiast kurczowo trzymał płócienną torbę wypełnioną pustymi do połowy puszkami farby.

- Gdzie się wybierasz sieroto? - młodzieniec usłyszał dobiegający z naprzeciwka głos jednego z miejscowych chuliganów.

Mimo iż całe miasto kładło się do snu, jego mroczna strona dopiero zaczęła otwierać oczy. O wiele starszy od bezbronnego dzieciaka na środku ulicy, palący papierosa zabranego ojcu, rzucający szyderczym krzykiem do każdego napotkanego przechodnia, Pelope Benaro, pochodził z okrytej złą sławą rodziny wzbudzającej strach w reszcie mieszkańców. Chłopiec który mimowolnie stał się kolejnym celem wypaczonego światopoglądu Pelope, spuścił głowę i zacisnął mocniej rękę którą trzymał torbę z farbami, liczył na to, że chociaż tym razem uda mu się ominąć młodego Benaro i jego szajkę złożoną z chcących się szybko dorobić, wyrzutków społeczeństwa. Niestety nikomu nie było dane wrócić spokojnie do domu. Jak tylko blondyn podszedł do oprycha na odległość wyciągniętej ręki, ten natychmiast szarpnął jego ramię wyrywając mu torbę i rzucając ją na ziemię, rozlewając zawartość znajdujących się w środku puszek.

- Nie dosłyszałeś cioto? - Pelope podniósł chłopca za rękę i z całej siły uderzył kolanem w jego brzuch, rzucając go prosto w kałużę rozlanych farb.

Blondyn zwymiotował. Leżał w kałuży trzymając się za brzuch a do oczu napłynęły mu łzy. To nie był pierwszy raz kiedy go tak traktują, z każdym dniem posuwając się do coraz gorszych rzeczy. Nie minęła chwila a zbir szarpnął młodzieńca za włosy i kopnął w twarz, drugi raz wpychając go do kałuży wymiocin i farb w której teraz dodatkowo znalazła się krew z poturbowanego nosa chłopca.

- Jesteś tak samo upośledzony jak twój pieprzony tatulek. - powiedział szyderczym głosem Pelope gasząc papierosa na policzku chłopca. - Odwaliło mu bo nie chciał mieć takiego bachora jak ty, cała wasza rodzina to banda niedorozwojów, dobrze że zdechli.

Młody Benaro odpalił kolejnego papierosa, po czym odwrócił się zostawiając swoją ofiarę na ulicy.

- Nie mów tak... o moim ojcu... - do uszu gangstera doszedł cichy głos.

Chłopak, ledwo wstrzymując płacz, usiadł i pełnym żalu wzrokiem spojrzał na Pelope. Zbir nie czekając długo podszedł do chłopca chcąc skatować go do granic możliwości, nie dbając o to czy jego ofiara przeżyje. Chwycił go mocno za kołnierz i wyszarpał z kałuży szykując się do wyprowadzenia ciosu. Poturbowany blondyn spanikował, instynktownie zacisnął pięść i wyprowadził cios. Chłopak niestety nie dosięgnął swojego oprawcy. Zamiast tego mimowolnie uwolnił tajemniczą moc towarzyszącą mu odkąd pamięta. Z ręki chłopca niczym duch uwolniła się niemal przeźroczysta ręka dosięgając celu i miażdżąc twarz Pelope jednym potężnym ciosem. Dla młodego blondyna owa ręka nie była niczym dziwnym, odkąd pamięta zdarzało mu się przypadkowo uwalniać te duchowe kończyny na krótką odległość od jego ciała. Nie wiedział czym są ale wiedział że nie chce tym nikomu zrobić krzywdy, nawet komuś takiemu jak Benaro, jednak jego silne emocje i strach o własne życie same podyktowały drogę widma duszy chłopca. Młodzieniec dopiero po chwili zorientował się co zrobił i pełnym strachy wzrokiem spojrzał się na wijącego się na ziemi, krwawiącego i duszącego się Pelope. Chłopiec korzystając z okazji natychmiast uciekł z miejsca zdarzenia zostawiając rozlane farby oraz konającego oprycha na pastwę jego przerażonej szajki która, tak samo jak ich niedoszły szef, nie była zdolna do zobaczenia tajemniczej umiejętności chłopca.

JoJo's Bizarre Adventure [FanFiction] Cog CageOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz