IX. Tespis

1.4K 102 103
                                    

   Noc była chłodna. Usiane gwiazdami, bezchmurne niebo wisiało nad miastem, dumne i majestatyczne, jakby wiedziało, że Paryż, pomimo swoich pięknych, rozświetlających ciemność świateł, nie może się mu równać. Szum samochodów, razem z przyjemnym powiewem, wpadał do pokoju przez otwarte okno. Do lata pozostało mnóstwo czasu, jednak temperatura nie miała tak niskiej wartości, jakiej można by się spodziewać po kwietniowej nocy. Właściwie pogoda sprzyjała amatorom nocnych spacerów, zwłaszcza tych, którzy uwielbiali ten jedyny w swoim rodzaju chłód. Niby chłód, a jednak tak kojący. Szczególnie dla umysłu.

   – Lubisz gwiazdy, Chloé? – zagadnęła Marinette, wyrywając ją z rozmyślań.

   – Co? Och... Tak, bardzo lubię – odparła trochę zmieszana.

   Tamtej nocy, kiedy po raz pierwszy znalazła się na tarasie, opatulona kocem i wypatrująca gdzieś między budynkami czerwonego kostiumu Biedronki, zrozumiała, jak dobrze się czuje wśród wszechobecnego spokoju; sama pośród gwiazd. Lubiła wtedy myśleć, bo miała wrażenie, że słyszą one wszystko, co dzieje się w jej głowie, a mimo to nie reagują w żaden sposób. To z jej strony mogło wydawać się nieco niemądre, ale naprawdę wierzyła, że słuchają każdego niewypowiedzianego słowa i nie oceniają nikogo. Dlatego pokochała gwiazdy.

   – Są piękne, prawda? – powiedziała Marinette, podchodząc do okna, przy którym siedziała.

   – Skończyłaś już? – Chloé szybko powróciła myślami na ziemię.

   – Główną część tak. Zobacz. – Podeszła do swojej maszyny do szycia, spod której wyjęła coś, co wyglądało na uboższą wersję tuniki z jej rysunku. – Jeszcze sporo trzeba zrobić, żeby jakoś wyglądało, ale to w większości kwestia detali.

   Chloé skrzywiła się lekko, co nie uszło uwadze Marinette.

   – Spokojnie – zaśmiała się. – Na koniec będzie wyglądać w porządku.

   – Wierzę ci na słowo – mruknęła córka burmistrza, choć po wyrazie jej twarzy można by sądzić, że nie jest całkiem przekonana.

   – Ale dziś już więcej nie robię! – Przeciągnęła się mocno. – To co teraz? Chcesz iść spać?

   – Nie, chyba jeszcze nie. A Ty?

   – Też nie bardzo – odpowiedziała z uśmiechem. Przetarła oczy palcami. – Ale chyba to pozmywam – stwierdziła, mając na myśli swój delikatny, niemal niewidoczny makijaż.

   Córka burmistrza zacisnęła wargi, rozmazując pozostały na nich błyszczyk. Też chyba powinna to zmyć...

   – Chcesz iść ze mną? – zapytała Marinette, najwyraźniej odgadując jej myśli. Chloé wzruszyła ramionami, ale poszła za nią.

   Chwilę później przepychały się nad umywalką, usiłując powstrzymać śmiech. Na szczęście Tom i Sabine nie spali jeszcze, więc fakt, że owo powstrzymywanie niezbyt im się udawało, nie był większym problemem.

   W końcu uspokoiły się nieco i zajęły tym, po co przyszły. Chloé zaraz po tym, jak wytarła twarz, z przyzwyczajenia rozpuściła włosy. Sięgnęła po leżącą na półce szczotkę, ale w porę się zreflektowała. Miała przecież swoją w torebce. Już chciała po nią pójść, gdy dostrzegła, że Marinette przygląda się jej ostrożnie.

   – Co? – zapytała ze zdziwieniem.

   – Nie, nic... – Szybko odwróciła wzrok i wlepiła go w swoje odbicie w lustrze. – Ja nie rozpuszczam włosów na noc – dodała, licząc, że jest to jakieś usprawiedliwienie.

Jej największa fanka || Miraculous [Chloénette]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz