10

3.7K 259 82
                                    

Wydąłem dolną wargę, podczas gdy Zahir po raz czwarty rozdawał talię kart. Burknąłem niezadowolony, kiedy ten mały urwis uśmiechał się zwycięsko, wiedząc, że wygra kolejną partię.

— Poddaję się! — wybuchem w końcu, gdy odrzucił ostatnią swoją kartę na stół. — Jakim cudem on ciągle wygrywa? Oszukujesz!

— Wcale nie — zaśmiał się brunet i wystawił do mnie język, następnie zbierając wszystko i chowając do pudełka. — Pauline, kiedy będzie kolacja?

Szatynka otarła czoło i odetchnęła. Spojrzała na chłopcami, aby unieść kąciki ust. Odłożyła mop do wiadra i podeszła do nas, wycierając dłonie w swój fartuszek.

— Znów wygrałeś?

Jęknąłem niezadowolony, przez co Pauline zaśmiała się cicho, co brzmiało całkowicie uroczo. Przyłożyłem dłonie do twarzy zrezygnowany, nie miałem pojęcia, jak on to robił, był o wiele ode mnie młodszy! Miałem za sobą setki takich gier, a wygrał ze mną czterolatek. I to cztery razy z rzędu!

— Tak! Neil wcale nie jest najlepszym graczem.

— Wypraszał sobie, jestem doskonały w niektórych rzeczach — powiedziałem od razu.

— Na przykład w jakich?

Ugryzłem się a język i rozejrzałem niezręcznie po salonie. Uczucie, które zaczęło zbierać się w moim brzuchu było dziwne, poczułem momentalnie pustkę w żołądku. Co ja tak właściwie umiałem? To byłoby żenujące, a nawet jest, skoro Zahir potrafi tyle rzeczy, podczas gdy ja byłem już na studiach i nie potrafiłem robić niczego konkretnego.

Westchnąłem zrezygnowany i oparłem głowę o zagłówek kanapy. Nie miałem siły, odechciało mi się wszystkiego.

— Hej, Neil... — mruknął Zahir i po chwili wspiął się na moje kolana, następnie łapiąc moją twarz w dłonie i potrząsając nią. — Zasmuciłem cię? Nie możesz być smutny, sam tego nie lubisz.

— Jest w porządku, mały, po prostu...

Odwróciłem wzrok i przetarłem oczy. Już powoli moje nowe soczewki przestawały być takie idealne. Z naprawdę daleka kontury zlewały się w całość i gdybym siedział na końcu auli, na pewno nie miałbym pojęcia, co zapisuje profesor na tablicy.

— Co się stało?

— Nic, byłeś głodny, może pomożemy Pauline w zrobieniu czegoś? — zmieniłem temat i brunet spojrzał na mnie podejrzanym wzrokiem, jednak ostatecznie kiwnął głową z uśmiechem.

Zaraz po kolacji, gdy wybiła dziewiętnasta, do drzwi zadzwonił dzwonek. Zmarszczyłem brwi i podałem szatynce ostatnie talerze, które szybko schowała do zmywarki i zabrała w odpowiednie miejsce mop. Poprawiłem na ramionach czarną bluzę, którą; tak ubrałem, aby nie było mi aż tak zimno i nie zawiodłem się, a jeszcze lepiej, czułem dziwny sposób i miałem poczucie bezpieczeństwa, dzięki zapachowi mojego mate. Na pewno było to coś w rodzaju wody kolońskiej i lawendy, której woń roznosiła się praktycznie po całym domu.

Podszedłem szybko do drzwi i otworzyłem drewnianą powłokę, za którą ujrzałem szatyna podobnego mojemu wzrostowi. Uśmiech z jego twarzy zniknął, gdy tylko mnie zobaczył i przesłaniał od góry do dołu, przez co się wzdrygnąłem.

Obcy Alfa.

— Em, dzień dobry? — przywitałem się niepewnie i przepuściłem mężczyznę w drzwiach, aby nie marznął.

— Dzień dobry, jesteś..?

— Niall — przywitałem się szybko z uśmiechem podałem szatynowi dłoń, którą niepewnie ujął, ale ku mojemu zaskoczeniu, zamiast nią potrząsnąć, przyłożył ją do warg i pocałował jej wierzch. Zaczerwieniłem się i uśmiech zszedł z moich ust. Nie byłem w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu, więc nie szarpałem się, bo hej! Kto w tym wieku jeszcze się tak wita?

Defect of vision I&II | Ziallam ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz