133.

380 35 47
                                    

Przez kilka długich sekund w camperze panowała głucha cisza. - Wszyscy cali? - Maciek ocknął się jako pierwszy i odpiął pas. Rzucił szybkie spojrzenie na Lisę, która tylko uniosła dłoń i przeszedł na tył. - Lisa?! - Kuba zerwał się i przepchnął się przez Maćka, który widząc krew na jego twarzy próbował go zatrzymać. - Nic jej nie jest. Kuba! - złapał go za ramię, ale siła z jaką brat go odepchnął spowodowała, że opadł na wolny fotel. - Co to, kurwa, było? - Krzysiek jako pierwszy odzyskał głos i roztarł klatkę piersiową. - Musiałem. Jakiś idiota jechał czołowo. Musiałem. - Maciejka przetarł twarz dłońmi, próbując się uspokoić. 

- Jesteś cała? Lisa? - spanikowany potrząsnął ramieniem dziewczyny, która nagle otworzyła oczy i wzięła gwałtowny oddech, jakby właśnie wynurzyła się z wody. - Na pewno? - kilkukrotnie zacisnął w pięści drżące dłonie i odpiął jej pas. Kiwnęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Serce biło jej tak szybko, że od szumiącej w uszach, szybko tłoczonej krwi, zrobiło jej się niedobrze. - Muszę wyjść. - jakby na autopilocie wstała i podążyła śladem reszty, która wyszła już z campera, aby ocenić ewentualne szkody. - Mało brakowało. - usłyszała Adama, a może Foresta, który zerknął na odległość między drzewami w którą wjechał Maciek. Szła przed siebie, pokonując pole, dopóki nie znalazła się wystarczająco daleko. - Kuba, chodź tutaj. - tym razem Kondracki zatrzymał młodszego Grabowskiego i złapał go za brodę, przyglądając się rozbitemu łukowi brwiowemu. - Nic jej nie będzie. Chyba, że zobaczy cię takiego. - pchnął go na schodki od pojazdu i przyjął od Anki apteczkę. Pozostali zaczęli rozmawiać z jakimś kierowcą, który zatrzymał się, żeby sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. - Wytrzymasz. - Krzysiek zdezynfekował rozcięcie i przyłożył czysty gazik, aby zatamować krwawienie. - Podasz mi kamerkę? Wszystko powinno się nagrać. - Maciek zwrócił się do dziewczyny, która stała w drzwiach campera. Kierowca, który co prawda słabo mówił po angielsku, wezwał policję oraz podał numer rejestracyjny wozu, który ewidentnie stwarzał zagrożenie na drodze. - Nie potrzebujemy karetki? - Forest gestem poprosił kierowcę, aby chwilę poczekał i zwrócił się do reszty. - Chyba jesteśmy cali. To nie wygląda na głębokie i chyba plastry wystarczą. - Kondracki pozwolił, aby Kuba sam przytrzymał nowy gazik i zakleił go plastrem. Zerwał się ze schodków i podbiegł do żony, siedzącej na ziemi. - Lisa, mów do mnie. - padł przed nią na kolana i położył dłonie na jej ramionach. Przesunął wzrokiem po jej twarzy, jakby szukał jakichkolwiek ran czy siniaków, ale nic nie znalazł. Wyraz jej twarzy był spokojny, ale widział, że próbuje uspokoić oddech. On sam cały w dalszym ciągu trząsł się, bo gwałtowne wybudzenie się z koszmaru przez krzyk brata, a później bolesne zderzenie ze ścianą spowodowały, że mózg podsunął mu najgorsze myśli. Jakby cały ten sen nie był tylko podświadomym wytworem wyobraźni, a prawdą. Zwiastunem najgorszego. Za każdym razem, kiedy dziewczyna wychodziła gdzieś na dłużej, była z daleka od niego lub spotykała się z osobami, których nie tolerował nawiedzały go te przeklęte koszmary. Co prawda nie miał już ich od długiego czasu, a psychiatra zmniejszył nawet dawkę leków, które w połączeniu z terapią wydawały się przynosić pozytywny efekt. Do dzisiaj. Zobaczenie Lisy i Bastiana, ramię w ramię, ponownie wywołało podświadomy lęk przed utraceniem jej. 

Wziął jej twarz w dłonie i przesunął kciukami pod oczami. - Dzieciaku. - mruknął, całując ją przy tym w czoło. Wpatrywał się w nią jak w obrazek, czekając aż w końcu otworzy oczy lub odezwie się. Widział jak rozchyliła usta i długo wypuściła powietrze. - Wszystko ok? - zapytał po raz kolejny i zacisnął palce na jej ramionach. Skinęła głową i spojrzała na niego. - Krwawisz. - przełknęła głośniej ślinę i starła kciukiem stróżkę jeszcze sączącej się krwi. - Nie miałeś pasów, spałeś. - zaczęła palcami badać jego ramiona, unosząc jego ręce, jakby sprawdzając czy nic go nie boli. Nie protestował. Pozwolił jej unieść koszulkę, kiedy oglądała jego plecy i brzuch. - Jestem cały. - uspokoił ją, ale odetchnął z ulgą, że dziewczyna wydawała się być tylko w szoku. - Nie uderzyłaś nigdzie głową? - od razu zaprzeczyła, z resztą zgodnie z prawdą i obejrzała się za siebie. - A pozostali? - zapytała, ale z daleka nie widziała dużego zamieszania, wiec wywnioskowała, że wszystko w porządku. - Każdemu tylko pasy dały popalić. - pochylił się do niej i przesunął wargami po jej policzku, trafiając na miękkie usta. - Wszystko mi przeleciało przed oczami. - wyszeptała, nie przerywając przy tym delikatnego pocałunku. - Maciek w ostatniej chwili odbił. - czuł, że musiała to z siebie wyrzucić, więc jej nie przerywał, tylko przyciągnął do siebie. - Gdyby nie miał gdzie... i tak cud, że nie skończyliśmy na drzewie. - poczuł słony smak pojedynczych łez, które uroniła, gdy emocje zaczęły z niej schodzić. - Na szczęście jest dobrym kierowcą, a my nie byliśmy na górskiej trasie. - wsunął ciepłe dłonie pod jej koszulkę i uspokajająco gładził skórę. Trącił nosem jej i przygryzł wargę, nieco ją odciągając. - Ale będziemy jechać przez góry. - wykrztusiła wyraźnie zaniepokojona dalszą częścią podróży. - Wtedy upewnię się, że żadne z nas nie leży w łóżku, tylko bezpiecznie siedzi w fotelu z zapiętym pasem. Ok? - wpatrywała się w niego szerokimi oczami, ale w końcu kiwnęła głową i mocniej wpiła się w jego usta, tym razem zdecydowanie pogłębiając pocałunek. 

- Policja jest na miejscu. Chcieliby z tobą zamienić kilka słów. Poza tym przyda się, żebyś robiła za tłumacza, bo ich angielski nie jest na dobrym poziomie. - odsunęli się od siebie, kiedy Krzysztof stanął nad nimi. - Już idę. - przetarła jeszcze twarz dłonią i złapała się wyciągniętej ręki Kuby, który wstał jako pierwszy. - Chcesz jakieś przeciwbólowe? - Kondracki zerknął na przyjaciela, który ocierał ślady krwi wilgotną chusteczką. - Przeżyję, dzięki. - mruknął, opierając się o bok campera. Nie spuszczał wzroku z Lisy, która w towarzystwie Maćka rozmawiała z funkcjonariuszami. Widział jak przez moment na jej twarzy pojawił się grymas, ale zachowała zimną krew. Po kilku kolejnych minutach stanęła przed Kubą i mocno objęła go ramionami. - Spowodował wypadek kilka kilometrów dalej. Nie żyje. - powiedziała w końcu, gdy odsunęła się. - Wezwą nam pomoc, żeby wyciągnąć nas na jezdnię. - dodała jeszcze i zaczęła przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu papierosów, bo poczuła, że musi natychmiast zapalić. Słyszała jak reszta zaczęła żwawo dyskutować o całym zajściu i samym kierowcy, ale nie chciała się w to włączać. - Poczęstujesz mnie? - Kuba zasłonił swoją sylwetką słońce, rzucając cień na siedzącą pod drzewem dziewczynę. Bez słowa podała mu zapalniczkę i papierosy. Oparła głowę o jego ramię, gdy usiadł obok niej i w miarę spokojnie zaciągała się używką. - Mam do ciebie prośbę. - odważył się ją zagadnąć, kiedy pstryknęła petem w dal. - Jasne, mów. - zachęciła go skinieniem głowy i usiadła przodem do niego, kładąc przy tym dłonie na jego udach. - Nie oddalaj się ode mnie za bardzo ok? - złapał ją za rękę i splótł palce z jej. - W jakim sensie? - zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc co mężczyzna ma na myśli. - Przecież między nami wszystko w porządku. Co cię martwi? - ścisnęła jego dłoń, wyraźnie zaniepokojona jego słowami. - Bardziej chodzi mi o to, że chciałbym cię mieć na oku. Nie zwiedzisz tego, gdy cię tak pilnuję, wiem. Ale możesz? - poprosił, a w jego głosie wyczuła te niepewność, która nie zwiastowała niczego dobrego. - O co chodzi? - przysiadła na piętach, badając wzrokiem jego twarz. - Po prostu... możesz? - westchnął i zabrał na chwilę dłoń, żeby się podeprzeć i wstać. - Jasne, ale chciałabym wiedzieć o co chodzi. A może o kogo, o Bastiana? - poszła jego śladem i wstała spod drzewa, zaraz tuląc się do boku mężczyzny. - Nie, po prostu. Jakoś to mi bardziej uświadomiło, że życie to tylko chwile. I wszystko można stracić w ciągu sekundy. Po prostu nie oddalaj się, ok? - w tym momencie błagał już po prostu, a czuł się z tym fatalnie. To on miał być podporą dla niej. - Nie martw się, nie będę. - posłała mu ciepły uśmiech i wspięła się na palce, żeby go pocałować. - Pomoc drogowa już jest, wracajmy do nich. - ścisnęła jeszcze jego dłonie i pociągnęła go w kierunku campera. 

——-

Dziękuję Wam! 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz