Prologue

3 0 0
                                    

Obudził się. A w zasadzie nie do końca "obudził". Zginął. Jeszcze o tym nie wiedział, ale jego umysł już odrzucił tę informację. Zanim jeszcze dowiedział się o swojej własnej śmierci utknął pomiędzy światami. Zagubiona dusza, która już za życia nie mogła pogodzić się z istnieniem śmierci i nieuchronnym zbliżaniem się do niej.

Opuścił zniszczony pojazd, powoli zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Wypadek, któremu uległ, z pewnością nie należał do łagodnych.

Dotknął dłonią czoła, by po chwili zauważyć na niej krew. Gdy spojrzał na resztę swojego ciała dostrzegł wiele głębokich ran, z których także sączyła się bordowa ciecz. Przerażony swoim stanem nie czuł jednak żadnego bólu, co było pierwszą rzeczą, która go zaniepokoiła.

Może to adrenalina? Może jest zwyczajnie zbyt zszokowany i dlatego nic nie odczuwa?
Szybko przestał się nad tym zastanawiać, gdyż uświadomił sobie, że przed wypadkiem nie był w aucie sam.
Owszem, on był kierowcą, ale miał ze sobą kilku pasażerów - przyjaciół, z którymi wspólnie jechał nad jezioro.

Zajrzał do zniszczonego samochodu, a jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej i mocniej. W środku nie było nikogo.
Rozejrzał się wokół. Pusto. Żadnego pojazdu, ani żywej duszy, mimo, że była to jedna z najbardziej obleganych dróg.

Spanikował. Czy przyjaciele przeżyli? Uciekli bez niego? Nie, to niemożliwe, przecież nie zostawiliby go w takim stanie.
Więc co się tak naprawdę wydarzyło?

Wyjął telefon z kieszeni, który o dziwo w dalszym ciągu był sprawny i nie miał żadnych uszkodzeń.
Odblokował go.
Brak zasięgu.

- Kurwa. - schował urządzenie do kieszeni w spodniach i nie oglądając się za siebie zaczął biec w kierunku miasta. W kierunku, jakby się wydawało, cywilizacji.

Biegł tak przez dobre kilka minut, po pustej ulicy, która jeszcze parę godzin temu była zakorkowana, aż w końcu dotarł między budynki.
Począł dzwonić domofonem do losowych mieszkań, pukać do każdych drzwi, lecz nie dostawał odpowiedzi. Podniósł głowę. Chmury na niebie nie poruszały się. Nie było żadnego wiatru, powietrze było chłodne i gęste.
Wbiegł z hukiem do okolicznego sklepu.

- Halo, jest tu kto? - krzyczał. - Cholera, ktokolwiek?

Mimo, że sklepik ten był otwarty, nie znalazł w nim nikogo, nawet ekspedientki.
Obiegł market po raz kolejny i gdy znów nie napotkał ani żywej duszy wybiegł na drogę.

Spojrzał na zegar znajdujący się na ratuszu i ku jego zaskoczeniu, sekundnik stał w miejscu.
Pomyślał, że może to umysł płata mu figle. Może jest już zbyt wykończony, albo wpadł w jakąś psychozę, w końcu wcześniej miał już problemy z psychiką.

Odrzucił jednak tę myśl tak szybko, jak się pojawiła. To musi się dziać naprawdę. To rzeczywistość.

- Rzeczywistość - powtórzył na głos, po czym zemdlał i upadł na bruk.

jeszcze nie martwy (not dead yet)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz