Zabezpieczenie w kajdankach w końcu puściło. Czym prędzej pozbyłam się taśmy z moich ust i rozmasowując zasiniaczone nadgarstki pośpiesznie podniosłam się z łóżka.
Od razu poczułam rozpierający ból, tam na dole. Wzięłam głęboki oddech i chcąc nie chcąc doszłam do szafy, z której wyciągnęłam pierwszy lepszy szlafrok.
Szarpnęłam za drzwi. Jednak te okazały się być strzelnie zamknięte.
Szarpnęłam za uchwyt okna. Jedny. Drugi. Trzeci. Nic.W mojej głowie kotłowało się mnóstwo myśli, z których większość miała niestety ciemne odcienie.
Usiadłam pod ścianą i podkurczyłam pod siebie swoje nogi, obejmując swój brzuch. Nie bałam się o siebie. Bałam się właśnie o nią.
Co ja mam zrobić?
Rozejrzałam się dookoła, kiedy w moje oczy rzuciło się wystające z komody pudełko ze starymi telefonami. Czym prędzej rzuciłam się w ich kierunku i trzęsącymi dłońmi złapałam za jeden z nich.
Może ciągłe przeglądanie wiadomości z Kornelem nie było takie całkiem bezużyteczne?
Natychmiast wstukałam jego numer w telefon i modląc się w duszy, aby ten przetrwał kilka minut rozpoczęłam połączenie.
Jeden sygnał. Nic.
Drugi sygnał. Nic.
Trzeci sygnał...- Halo?
- K-kornel, ratunku... - wydusiłam z siebie.
- Łucja? - zdziwił się.
- On tu zaraz wróci - pokręciłam głową - Ja nie chcę!
- Łucja, ale o czym ty mówisz? - zapytał.
- Ratunku... - powtórzyłam zdławionym głosem.
Smartfon mimowolmie wypadł mi z ręki, sprawiając, że moja rozmowa odeszła w przeszłość. Wróciłam na swoje uprzednie miejsce pod ścianą i wtulona w swój brzuch cierpliwie czekałam na jakiś cud. Wskazówki na zegarze nieubłaganie zmierzały do osiemnastej. Kilka minut przed nią usłyszałam ciche szmery dochodzące z przedpokoju.
- Łucja?
- Kornel? - ożywiona podbiegłam do drzwi sypialni - Kornel!
- Łucja, otwórz! Wezwałem patrol, zaraz powinien tutaj być...
- Nie mogę!
- Jak to nie możesz?
- Kornel, błagam cię - zaniosłam się płaczem - On tu zaraz wróci...
Niespodziewanie jego nawoływania ustały, a w ich miejsce pojawił się hałas, przypominający napieranie na drzwi. Przez ten cały czas modliłam się, żeby zawiasy, o których strzelność tak dbałam, puściły.
- Łucja?!
- Kornel!
- Jesteś zamknięta? - jego głos stał się na tyle wyraźny, iż wiedziałam już, że jest blisko mnie.
- T-tak - wyjąkałam - Poszukaj klucza...
- Ale gdzie?!
- W kuchni - oznajmiłam - Nad kuchenką w górnej szafce...
17:55.
17:56.
17:57.
17:58.
17:59.
18.00...
- Łucja! - krzyknął przerażony mężczyzna i natychmiast uklęknął przy mnie, przytulając mnie tak mocno jak jeszcze nigdy. Poczułam dotyk tych dłoni, które jako jedyne potrafiły chociaż odrobinę uśmierzyć mój ból i ten zapach, za którym tak cholernie tęskniłam - Łucja, co tu się stało?!
- K-kornel, zabierz mnie stąd - wyszlochałam, obejmując go zasinionymi rękoma.
- Już, dobrze - powiedział przejęty i czule przytulił swoje ciepłe wargi do moich drżących ust.
- Nie zostawiaj mnie już samej - pokręciłam głową - Ja nie chciałam... - jego wzrok pod wpływem moich słów zwrócił się ku kajdankom i poszarpanej bieliźnie walającej się po podłodze. Wiedziałam, że nie potrzebował żadnych wyjaśnień.
- Skarbie, przepraszam - wyszeptał łamiącym głosem i pocałował mnie w skroń.
- Dlaczego mnie zostawiłeś?! - uderzyłam w jego klatkę piersiową, gdy ten skrępował mi ruchy i przywarł do mnie całym ciałem, tak, że od razu poczułam się lepiej. Bezpieczniej.
- Przepraszam - powtórzył - Nie pozwolę mu już więcej was skrzywdzić... - począł wykonywać delikatne ruchy na moim brzuchu, które sprawiły, że na moment zapomniałam o całym bólu. Jego dotyk miał w sobie coś, co mnie uspokajało, koiło.
- Nie wierzę - usłyszałam za sobą ten przerażający głos i gwałtownie poczułam jak ciepłe ciało młodego mężczyzny mimowolnie odrywa się od mojego. Otworzyłam oczy, którym niespodziewanie ukazał się Madej. Szarpnął Zielińskiego za koszulę i uderzył go w brzuch, tak, że tamten zaczął kaszleć.
Stało się to, czego właśnie najbardziej się obawiałam.
- Maciek! - krzyknęłam - Maciek, przestań!
- Ty głupia suko, teraz pożałujecie tego oboje! - syknął.
Mimo okropnego bólu podniosłam się na nogi i próbując powstrzymać byłego partnera, od razu zostałam odepchnięta do tyłu. Upadłam z powrotem na podłogę i jęknęłam z bólu.
- Zostaw ją! - krzyknął Kornel. Korzystając z nieuwagi Madeja popchnął go i szybko wstał z posadzki, przypierając go do ściany - Zabiję cię za to wszystko, co jej zrobiłeś, słyszysz?!
- Ma to, na co sobie zasłużyła - roześmiał się - A ty gdzie byłeś, kiedy pieprzyłem ją na tym łóżku, hm?
Między mężczyznami wywiązała się szarpanina, której mimowolnie zostałam świadkiem. Nic nie było w stanie przemówić im do rozumu - przerażona siedziałam w rogu pokoju w nadziei, że wezwana policja zaraz przyjedzie. Jednak jak na razie nic na to nie wskazywało.
- Przestańcie! - łzy spływały po moich bladych policzkach, a przeszklone oczy z bólem serca oglądały scenę rozgrywającą się w pomieszczeniu.
- Nie daruję ci tego, gnoju!
Naraz usłyszałam przeraźliwy huk. Zdążyłam jedynie krzyknąć jego imię, kiedy do mojego mieszkania zaczęły wbiegać oddziały policji. Nie zważając kompletnie na nic, rzuciłam się w kierunku leżącego na ziemi stażysty.
- Kornel! - wrzasnęłam, gdy ten z na wpół otwartymi oczami wydusił:
- Ł-łucja...
- Kornel - powtórzyłam i dopiero, kiedy wzięłam jego twarz w swoje dłonie zauważyłam krew zaczynającą spływać po jego czole - Kornel, mów do mnie, słyszysz?!
- K-koch...
- Kornel, błagam cię...
- K-kocham cię - wyrzucił na jednym oddechu.
- Ja ciebie też - wydusiłam zdławionym głosem, kiedy jego dłoń bezwładnie opadła na podłogę, a powieki zablokowały mi dostęp do jego błękitnych oczu...
CZYTASZ
Łucja Wilk - Sound Of Silence
FanfictionPo przejściu z warszawskiego wydziału kryminalnego do Interpolu, życie Łucji w końcu zaczyna się układać. Kobieta jest zdecydowaną indywidualistką, która w pełni realizuje się zawodowo i niepotrzebuje do tego celu niczego ani nikogo. Nie chce wchodz...