Koniec

11 0 0
                                    

  Koniec rozpoczął się siódmego dnia Pierwszej Wiosny, ósmego roku panowania króla Claudiusa z dynastii Ferox. W lesie skończyło się życie.

  Poszycie lasu stanowiły kruczoczarne pióra, poprzetykane przerażonymi spojrzeniami oczu, które z pośpiechu zapomniały o opuszczeniu powieki. Gdzieniegdzie rudy ogon wystawał na podobieństwo grzybów, a poroża młodych jeleni imitowały obumarłe gałęzie krzewów.

 Krwi nie było.

 Las był dla mnie zagadką, którą rozwiązywałam codziennie od kilku lat, jednak byłam pewna że obrazu, który miałam przed oczami, nie będę w stanie pojąć. Polana na której się znajdowałam była usłana ciałami zwierząt. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w szare futerko zająca i złote skrzydła motyli. 

  Przerażającą ciszę przerwało głuche łupnięcie. W panice chwyciłam za strzałę, naciągnęłam cięciwę i odwróciłam się w kierunku dźwięku. Pod sosną leżały zwłoki dzikiej kaczki. W jednym momencie otrzeźwiałam i powoli zaczęłam wycofywać się z polany. Tylko ofiary odwracały się plecami do łowcy. Gdy tylko wróciłam na leśną ścieżkę przyspieszyłam marszu. Na plecach czułam nieprzyjemne mrowienie, czułam że ktoś mnie obserwuje. Nagle instynkt wziął nade mną górę, puściłam się biegiem, starając się wysoko podnosić nogi. Wiedziałam że jedno potknięcie będzie dla mnie zabójcze. Tlen w płucach skończył się już dawno, mięśnie paliły żywym ogniem, kiedy zobaczyłam otwartą przestrzeń. Wciąż w biegu, wyciągnęłam długi nóż myśliwski i pewnie chwyciłam go prawą ręką. Z impetem wypadłam z pomiędzy drzew i odwróciłam się w kierunku mojego prześladowcy.

 Nikogo tam nie było.

 Ptaki śpiewały radośnie, a kryształki porannej rosy zastąpiły szarość mgły. Zdezorientowana mierzyłam nożem w stronę lasu, dysząc ciężko. Nie rozumiem. Instynkt jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Czy to były halucynacje? Dlaczego tutaj wszystko wygląda normalnie?

 Postanowiłam wrócić do wioski i nazajutrz sprawdzić co stało się w lesie Aureafoli. Ponowne wkroczenie do królestwa drzew było dla mnie w tej chwili zbyt przerażające. Schowałam nóż do pochwy i sięgnęłam do kołczanu. Nie wrócę do domu bez zwierzyny. 

 Następne kilka godzin przyniosło mi cztery zające i jedną zbłąkaną kuropatwę. Nie był to zły wynik, ale liczyłam się z tym że połowę swojego łupu będę zmuszona oddać. Jeden zając należał się dziedzicowi, a drugi powinien trafić do stacjonującego od niedawna garnizonu królewskich żołnierzy. Pocieszyłam się faktem, że dzięki zającu będę mogła wspomnieć im o przerażającym zjawisku w lesie. Została jeszcze kwestia kuropatwy. Z pewnością przyjaciele dziedzica doniosą mu, że to jedno z jego ptactwa i nałoży na mnie karę. Po dłuższym zastanowieniu obwiązałam ptaka sznurem i zaczepiłam tak, aby nie wystawał spod mojego kaptura. 

  Zadowolona z siebie ruszyłam w stronę rzeki. Po raz kolejny przeklinałam brak wierzchowca - konno droga do domu zajęłaby mi około godziny, pieszo byłam zmuszona pokonać ten odcinek ponad trzy razy dłużej. Tym razem podczas powrotu nie mogłam narzekać na nudę. W głowie kłębiły mi się setki myśli, które krążyły głównie wokół lasu. Nigdy nie widziałam tylu martwych zwierząt w jednym miejscu. Dlaczego nie było widać krwi? Co musiało się tam wydarzyć?

 W oddali majaczyły smugi dymu, a okolica robiła się coraz bardziej znajoma. Postanowiłam zatrzymać się przy rozwidleniu rzeki. Ściągnęłam z siebie ubranie i powoli zanurzyłam się zimnej wodzie. Nie była lodowata, ale i tak wzdrygałam się co chwilę. Miałam wrażenie że woda zmywa ze mnie nie tylko brud, kurz i inne trudy podróży, ale również niepokój i strach. 

 - Nie uważasz że za zimno na takie kąpiele? - głos podszyty pogardą przebił się ponad szum rzeki. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto jest jego właścicielem. Córka piekarza, Erica stała na brzegu i wodziła po mnie rozbawionym spojrzeniem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 02, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

HunterWhere stories live. Discover now