Rozdział 40

271 19 11
                                    

Minęło pięć dni, podczas których zdążyłam dostać wypis ze szpitala i złożyć zeznania na policji. Chociaż do najłatwiejszych rzeczy to nie należało, w końcu mogłam odetchnąć z ulgą. Madej przez ten cały czas przebywał w areszcie i kwestią czasu pozostawał fakt jego skazania. Wszystko powoli zaczynało wracać do normy. Wszystko i wszyscy. Wszyscy, oprócz Kornela...

Wysiadłam z czarnego Audi i stanęłam naprzeciwko ogromnego budynku na ulicy Piłsudskiego. Za każdym razem, kiedy znajdowałam się w tym położeniu bałam się tam wchodzić. Nigdy nie wiedziałam co tam zastanę. Zastanę albo i nie zastanę.

- W porządku? - poczułam męską dłoń na swoim ramieniu i w odpowiedzi pokiwałam głową - Pamiętaj, że jakbyście czegokolwiek potrzebowały to jestem do waszej dyspozycji.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się blado.

- Osobiście dopilnuję, żeby Madej zgnił w więzieniu - warknął pod nosem - Łucja...

- Olgierd, jest w porządku - przerwałam mu.

- Na pewno nie potrzebujesz rozmowy z psychologiem?

- Nie mam teraz do tego głowy - westchnęłam - Poradzę sobie sama...

- No, ja nie wątpię - przyznał, jednocześnie odgarniając ciemny kosmyk włosów z mojej twarzy - Ale może warto byłoby z kimś o tym porozmawiać.

- Ale ja nie chcę z nikim o tym rozmawiać! - wyrzuciłam, czując jak mój dotąd spokojny głos zaczyna się łamać.

- Spokojnie, to była tylko sugestia - objął mnie do siebie - Nie denerwuj się.

- Przepraszam...

- Po prostu martwię się o ciebie - pokręcił głową - Dużo ostatnio przeszłaś...

- Za dużo.

- Dlatego jakbyś potrzebowała pomocy - ja jestem.

- Jasne - cmoknęłam go w policzek - Ja będę już szła... 

- Przyjechać po ciebie?

- Nie, przejdę się...

- Jesteś pewna?

- Olgierd, ciąża to nie choroba. Mój lekarz zalecił mi dużo ruchu.

- No dobrze - uśmiechnął się, gładząc mój brzuch - W takim razie trzymajcie się dziewczyny.

- Na razie wujku - machnęłam mu ręką i chcąc nie chcąc ruszyłam w stronę szpitala.

Dość szybko przeszłam wszystkie schody, korytarze oraz oddziały i w końcu dotarłam na ten odpowiedni, na którym leżał Kornel.

Podeszłam do szyby, na co moje serce momentalnie zwiększyło szybkość swojego i tak niespokojnego bicia.
Za szklaną warstwą szyby zobaczyłam białą pościel poskładaną w kosteczkę i dwie pielęgniarki robiące porządki tam, gdzie jeszcze wczoraj wieczorem trzymałam go za rękę...

Nie musiałam długo czekać, aby poczuć łzy zaczynające spływać po mojej bladej twarzy.

- Kornel! - krzyknęłam zdławionym głosem i uderzyłam w szybę. W prawdzie była dźwiękostrzelna, ale chyba nie na tyle, aby owe kobiety nie usłyszały mojego panicznego dobijania się do środka.

- Proszę pani! - zawołała jedna z nich, gdy ta druga siłą odciągnęła mnie w tył i posadziła na jednym ze szpitalnych krzesełek.

- Gdzie jest Kornel?! - pokręciłam głową - Dlaczego sprzątacie na jego łóżku...?

- Przygotowujemy je dla następnego pacjenta...

- Co...?

- Spokojnie...

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz