Rozdział 41

253 19 9
                                    

- Spakowałaś wszystko?

- Mhm - westchnęłam - Kornel... a może ja nie powinnam...

- Oczywiście, że powinnaś.

- A twoja mama...

- Ale to jest mój dom - przerwał mi - I będę mieszkał w nim z kim tylko mi się podoba.

- Na pewno?

- Na pewno! - dał mi szybkiego buziaka i wziął dużą walizkę, ustawioną przed drzwiami - Idziemy?

- Mhm...

- To chodź - wyciągnął do mnie dłoń, a ja nie mając już pomysłu na żadne sensowne argumenty podałam mu swoją rękę i oboje wyszliśmy z mojego mieszkania.

Z racji tego, że było już kilka minut po dwudziestej dojazd na drugi koniec miasta zajął nam trochę ponad godzinę.
Wymęczeni dzisiejszym dniem po upływie tego czasu dotarliśmy na miejsce. Mężczyzna zajął się wyjmowaniem mojej walizki z bagażnika, natomiast ja stanęłam przed jego domem i ciężko westchnęłam.

- Łucja?

- Hm?

- Co się dzieje?

- Po prostu... - zaczęłam - Nie wiem. Po prostu boję się, że to wszystko nie wyjdzie. Obawiam się reakcji ludzi...

- Przecież mówiłaś...

- Tak - wtrąciłam, tym samym odwracając się do niego - I to wszystko była prawda. Nic się w tej kwestii nie zmieniło... Ja...

- Ty zwyczajnie za dużo myślisz - pokręcił głową.

Nie mając innego wyjścia idąc w ślad za Kornelem niebawem znalazłam się w jego mieszkaniu. Od razu usłyszałam hałasy dochodzące z kuchni, które najwyraźniej nie wróżyły nic dobrego.

- Kornuś?! - zawołała kobieta - Już jesteś? Czemu po mnie nie zadzwoniłeś, przecież odebrałabym cię z tego szpitala... O... Cześć Łucja.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się nieśmiało.

- A co to za walizka? - zdziwiła się - Synku, ty chyba nie miałeś aż tylu rzeczy?

- Nie - przyznał - To walizka Łucji.

- Jak to walizka Łucji?

- Łucja od dzisiaj będzie ze mną mieszkała.

- Ah, rozumiem! - poklepała go po ramieniu - To bardzo miłe z twojej strony, że jej pomagasz. Rozwiązanie coraz bliżej, a...

- Nie, mamo - wtrącił.

- Co nie? Ja od zawsze wiedziałam, że mam wspaniałego syna! - ucieszyła się - Pomaganie samotnej kobiecie z dzieckiem w drodze - chyba nie powiesz mi, że to nic takiego?

- Mamo... - stanął za mną i ostrożnie objął mnie w pasie - No nie do końca. My z Łucją jesteśmy razem.

- Słucham? - wykrztusiła.

- Kocham ją i chcę, żeby ze mną zamieszkała - kontynuował.

- Słucham? - powtórzyła - Ale jak to ją kochasz?

- Normalnie.

- Kornuś... zwariowałeś? - kiedy pierwszy szok minął, ta potrząsnęła głową - Kochasz kobietę, która nosi pod sercem obce dziecko i która jest od ciebie o dobrych kilka lat starsza? I co ja powiem ojcu? Toż to wstyd!

- Nie interesuje mnie to - pocałował mnie w skroń, chyba domyślając się, że jej słowa sprawiły mi przykrość.

- Żartujesz, prawda? - prychnęła - Przecież ta kobieta zmarnuje ci życie!

- Mamo!

- A ty? - zwróciła się do mnie - Wstydu nie masz?

- Mamo!

- Kornuś, przejrzyj na oczy! - wyrzuciła - Ona cię wykorzysta i zostawi. Pomyślałeś co powiedzą w domu? Ja marzyłam o synowej, ale na pewno nie o takiej!

- Mamo, ja skończyłem - powiedział - To jest moje życie i moje wybory.

- Nie widzisz co to za typ? - kontynuowała - Pobawi się tob...

- Ale dlaczego tak o niej mówisz?

- Bo chcę cię uchronić od największego błędu w twoim życiu!

- Łucja tutaj zostaje i koniec kropka - oznajmił - Nie znasz jej, a opowiadasz o niej takie straszne rzeczy. Jeśli chcesz, możesz wracać do domu już dzisiaj.

- Wyrzucasz mnie?

- Nie - wzruszył ramionami - Tylko znam cię i wiem, że nie będziesz chciała zostać, jeśli Łucja tutaj będzie.

- No i masz rację.

- Dlatego żegnam - uciął - Może na osobności przemyślisz swoje zachowanie - podniósł mój bagaż i złapał mnie za rękę, tym samym prowadząc po schodach na górę.

Oboje weszliśmy do jego sypialni, gdy zrezygnowana usiadłam na skraju łóżka i spuściłam wzrok na podłogę.
Mężczyzna postawił walizkę po prawej stronie łóżka, po czym usiadł koło mnie i mocno mnie do siebie przytulił.

- Nie przejmuj się nią - szepnął - Przejdzie jej.

- Ja nie chcę, żebyś przeze mnie kłócił się ze swoimi rodzicami...

- Przestań - nakazał - Po prostu pochodzę z dość konserwatywnej rodziny i moi rodzice muszą się z tym oswoić.

- Ale może ja nie powinnam...

- Bredzić? - uśmiechnął się - No na pewno. Kocham cię,  głuptasku.

- Ja ciebie też - położyłam głowę na jego ramieniu.

- Jesteś głodna?

- Nie - oświadczyłam - Ale... mogę iść pod prysznic?

- Jasne - skinął na drzwi prowadzące do łazienki.

(...)

- Zostaw mnie... Ja nie chcę... Zostaw mnie!

- Łucja!

Gwałtownie otworzyłam oczy i łapczywie złapałam powietrze w płuca. Rozejrzałam się dookoła, gdy moim oczom ukazał się rozespany Kornel, włączający lampkę stojącą na kasliku. Podniosłam się na pozycję siedzącą i próbując unormować swój oddech i szybkie bicie serca, poczułam jego objęcie.

Znowu to samo.
Znowu ten przeklęty koszmar.

- Skarbie - westchnął - Spokojnie, to był tylko zły sen.

- Wiem...

- W porządku?

- Mhm... - ułożyłam się z powrotem na poduszce - Przytulisz mnie?

- Co to za pytanie? - mężczyzna zajął miejsce za mną i przytulił do siebie, kładąc swoje dłonie na mój brzuch - Lepiej?

- O wiele - uśmiechnęłam się, tym samym delikatnie muskając jego wargi.

Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu, przez który wzdrygnęlam się i zdziwiona popatrzyłam na Kornela.

- Świetnie... - skomentował pod nosem, niechętnie wypuszczając mnie ze swoich objąć.

- Olgierd? - zmarszczyłam czoło - Halo?

- Łucja, gdzie jesteś?

- No... jest druga w nocy - oznajmiłam, kątem oka zerkając na zegarek - Chyba w łóżku.

- To nie są żarty, gdzie jesteś?

- A co?

- Łucja!

- U Kornela.

- U Kornela? - powtórzył zdziwiony - Dobra... przynajmniej nie jesteś sama. Nie ruszajcie się stamtąd i wyślijcie mi adres SMS-em.

- Po co?

- Madej zniknął...

- Co?

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz