Rozdział 42

246 20 9
                                    

- Wszystko jest w porządku - Olgierd rozłożył ręce, tym samym wchodząc do środka sypialni - Przeszukaliśmy teren i nie znaleźliśmy niczego niepokojącego. Oczywiście obstawimy was, ale lepiej nie ruszajcie się stąd do rana.

- Nie zamierzamy - wydukałam.

- Ale jak to jest w ogóle możliwe, że Madej zniknął? - zapytał Kornel.

- Nie wiem - pokręcił głową tamten - Strażnik więzienny został czymś podtruty, ale jak? Nie mam pojęcia.

- Masakra...

- Rozesłaliśmy już list gończy, przecież  nie mógł daleko uciec. Znajdziemy go.

- No, ja mam taką nadzieję - prychnął zirytowany stażysta i bez słowa wyjaśnienia opuścił pokój, zostawiając mnie i Mazura sam na sam. Założyłam ręce na piersi, wbijając wzrok w podłogę i starając się uniknąć zbędnych pytań, które nieuchronnie zbliżały się do mnie wielkimi krokami.

- Łucja?

Bingo.

- No?

- Może nie powinienem pytać, ale... co ty tutaj właściwie robisz?

- No... Kornel dostał dzisiaj... to znaczy wczoraj wypis ze szpitala no i... po prostu nie chciałam, żeby był teraz sam. Rozumiesz... czuję się za to wszystko odpowiedzialna.

- Ale to nie była twoja wina...

- Ale czuję, że jestem mu to winna i tyle - ucięłam zakłopotana - Dobra, to tyle?

- Chyba tak - oznajmił.

- No... to w takim razie trzymaj się.

- Na razie - pomachał mi - Uważajcie na siebie.

- Jasne...

Wypuściłam powietrze z płuc i ściągnęłam szlafroczek, z powrotem kładąc się na łóżko. Słyszałam męskie głosy dochodzące z przedpokoju, które najwyraźniej wskazywały na to, że policja opuszcza dom. Nie byłam do końca pewna, co powinnam myśleć o tej całej sytuacji. Ale bałam się.

- Łucja? - młody mężczyzna z powrotem ułożył się koło mnie na łóżku i przykrył nas kołdrą.

- Dlaczego byłeś dla niego taki niemiły? - odpowiedziałam pytaniem.

- Niemiły? - powtórzył - Nie. Po prostu jak sobie pomyślę, że ten sukinsyn może teraz kręcić się gdzieś po okolicy to szlag mnie trafia.

- Kornel... posłuchaj - zmieniłam temat -  Nie zrozum mnie źle, ale nie chciałabym, żeby ktokolwiek z zewnątrz dowiedział się o nas.

- Dlaczego?

- Bo... nie potrzebuję, żeby ludzie gadali. Już wystarczy, że z twoją mamą wyszło jak wyszło no i...

- Wstydzisz się mnie?  

- Zwariowałeś? - zdziwiłam się - To raczej ty powinieneś się wstydzić takiej starej...

- Mhm - zamknął mi usta pocałunkiem - Idź lepiej spać, bo zaczynasz bredzić.

- No chyba żartujesz? Ja teraz nie zasnę, nie ma w ogóle takiej opcji.

- Będę tutaj.

- Wiem - wzruszyłam ramionami - Co nie zmienia faktu, że boję się tego popaprańca.

- Wszystko będzie dobrze - cmoknął mnie w czoło.

- Chciałabym w to wierzyć...

- Czyli nie zamierzasz dzisiaj spać?

- Nie.

- To... - uśmiechnął się pod nosem - W takim razie co powiesz na film?

- Na film?

- Mhm.

- Jest czwarta w nocy.

- No i? - zachichotał, jednocześnie podnosząc się z łóżka i podchodząc do odtwarzacza koło telewizora, do którego wsunął wybraną płytę - Spodoba ci się.

- Na pewno.

Wprawdzie nie miałam ochoty na żaden film, ale tak bardzo jak chciałam zasnąć tak bardzo nie mogłam tego zrobić. Wbiłam ślepo wzrok w ekran telewizora, gdy stażysta wrócił znowu koło mnie i kątem oka zaczął obserwować moją reakcję. Wyciągnął ręce w moim kierunku, na co tylko pokręciłam głową i chcąc nie chcąc ułożyłam się na jego klatce piersiowej. Moje myślenie nie funkcjonowało normalnie po godzinie dwudziestej drugiej, więc co mogłam poradzić?

Musiałam przyznać, że to miejsce podobało mi się znacznie bardziej niż samotna poduszka z boku. Było znacznie cieplejsze, bezpieczniejsze i tak cudownie pachniało czymś, czego nie potrafiłam nazwać.

Film okazał się być jeszcze nudniejszy niż podejrzewałam. Już w połowie pozwoliłam sobie zamknąć oczy, lecz niestety - jak się później okazało - to był mój największy błąd...

(...)

- Łucja... - usłyszałam nad uchem - Łucja, kochanie...

- Hmmm...

- Łucja... - powtórzył mężczyzna.

- Jeszcze pięć minut - wymruczałam, naciągając na siebie kołdrę i wtulając się w niego jeszcze mocniej niż przed momentem.

- Twój telefon cały czas dzwoni...

- To go wycisz...

- Wyciszyłem - oznajmił - Ale ta Marzena cały czas się do ciebie dobija...

- Marzena? - odruchowo podniosłam się na pozycję siedzącą i z na wpół otwartymi oczami popatrzyłam się na Kornela - Daj mi ten telefon...

Spojrzałam na wyświetlacz i choć do najłatwiejszych zadań to nie należało wykręciłam numer Lewickiej.

- Halo, Łucja?

- Cześć - przetarłam swoją twarz - Wiesz co przepraszam, że nie odbierałam, ale miałam ciężką noc i dopiero co... wstałam.

- Łucja, pomóż mi - usłyszałam jej łamiący się głos.

- Co się stało? - zdziwiłam się.

- Marcelek zniknął...

- Ale jak to zniknął?

- Nie wiem - wydusiła - Przed południem był z moją mamą na placu zabaw i mówiła, że dosłownie na chwilkę spuściła go z oczu...

- Marzena, przede wszystkim uspokój się...

- A jak to Maciek? - wtrąciła - A jak on go gdzieś wywiezie? Ty nawet nie wiesz jak on zareagował na ten rozwód - wpadł w jakiś szał... Ja nie znałam własnego męża.

- Dzwoniłaś na policję?

- Przecież dzwonię - stwierdziła - Pomożesz mi?

- Jasne, że ci pomogę...

- Łucja, ja tak cholernie się o niego boję... - wyszlochała - To jest moje jedyne dziecko...

- Znajdziemy go, słyszysz?

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz