W momencie gdy tracimy bliską nam osobę, cały świat przestaje mieć dla nas znaczenie. Odechciewa nam się żyć, a walka o nowe jutro nie ma dla nas znaczenia. W życiu tracimy wiele osób, jednak to ta jedna jedyna zawsze wywołuje u nas emocje o których nigdy nie mieliśmy nawet pojęcia. Kiedy Clarke dowiedziała się, że jej matki już nie ma wszystko się zmieniła. W tamtym momencie miała w głowie tylko jedno. Pozbyć się ludzi, którzy jej to zrobili. Ludzi, którzy chcieli się jej pozbyć, jednak im się to nie udało, ona walczyła do końca i zwyciężyła. Po śmierci matki dziewczyna pragnęła jednego, pragnęła pozbyć się naczelnych, Clarke w tamtym momencie w głowie układała sobie najgorsze cierpienia przez jakie mogli by przechodzić, ale tylko jedno mogła zrealizować.
Ciemnej nocy, gdy gwiazdy były wysoko na niebie, Clarke oraz Bellamy stanęli na balkonie, który miał widok na wszystko w Sanctum i spojrzała na ludzi. Ludzi, którzy dzisiejszego dnia nie mieli się o co bać, ich życie teraz było wolne. Bariery już nie było i nikt im nie zagrażał.
- Naczelni wyrządzili nam wiele krzywd. Twierdzili, że są naszymi Bogami, zabierali nasze ciała by żyć wiecznie. Dziś ich droga na tym świecie się kończy, potwory, które kryją się w nich odejdą daleko stąd, a my w końcu będziemy mogli żyć normalnie. - Głos Clarke rozniósł się niemalże po całym Sanktum, ludzie, którzy stali na ziemi uważnie się jej przyglądali. Można było nawet zauważyć cień uśmiechu na ich ustach. W końcu mogli żyć spokojnie, nie marwtiąc się o to, czy ktoś zabierze jego ciało.
- Naczelni nie byli bogami, zabierali ciała waszych rodzin, dzieci, braci, sióstr. Nikt o tym ie wiedział, oni żyli w przekonaniu, że robią dobrze, ale to dobrze było robione tylko dla nich. Ci ludzie nie martwili się co tak na prawdę będzie z wami. A teraz my nie zamartwimy sie nimi. Naczelni spłoną na stosie, tak jak chcieli zabić moich ludzi. - Po tych słowach, Clarke dała znać ręka, a stosy na których znajdowali się Naczelni zaczęły płonąć. Ludzie przyglądający się temu całemu widowiskowi zaczęli krzyczeć i klaszczeć. Na ustach blondynki pojawił się delikatny uśmiech. Ten widok był dla niej pociechą dla duszy. Gdzieś w głębi siebie czuła się jak potwór, ale szybko odgoniła od siebie te myśli, wiedziała, że właśnie tak musi być. Oni musieli zapłacić za to co zrobili tym ludziom.-Możemy porozmawiać? - Bellamy, który cały czas stał obok niej, w końcu odważył się odezwać. Chłopakowi nie bardzo podobało się to, co postanowiła zrobić Clarke, ale jakoś nie potrafił się w to wtrącać. Kiedy Clarke pokiwała głową Bellamy skierował się w stronę sali w której odbywały się wszystkie spotkania naczelnych. Stanął na środku i z założonymi dłońmi spojrzał na Clarke. Jej twarz w tamtym momencie nie wyrażała żadnych emocji. Była pozbawiona najmniejszego uśmiechu, a jej oczy przepełnione były gniewem. Nie był to gniew skierowany w stronę chłopaka, był to gniew skierowany do naczelnych, którzy właśnie płoneli.
-Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - Clarke spojrzała uważnie na niego, a jej brwi uniosły sie w górę. Dziewczyna cierpliwie czekała na to co chciał powiedzieć jej chłopak i w końcu się tego doczekała.
Bellamy przetarł swoją twarz dłonią I cicho wzdychajac w końcu na nią spojrzał. - To nie było dobre rozwiązanie Clarke. Mieliśmy pokazać tym ludziom, że potrafimy inaczej rządzić. Bez przemocy - Chłopak pokręcił swoją głową na boki, a później usiadł na krawędzi stołu, który znajdował się w pomieszczeniu.
-To właśnie im pokażemy, oni musieli zapłacić za to co im zrobili. Co zrobili nam! - Clarke podniosła odrobinę swój głos, jednak po chwili dotarło do niej, że to nie był najlepszy moment. W głębi siebie gdzieś zaczęła się zastanawiać czy aby na pewno dobrze robiła. Moze powinna w inny sposób ukarać tych ludzi, a może powinna ich wszystkich puścić wolno? W jej głowie w tym momencie zaczęła toczyć się ogromna walka. Walka pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy tym co powinno być zrobione dobrze. Bellamy w tamtym momencie strasznie namieszał dziewczynie w głowie.
-Clarke, mogłaś to zrobić w inny sposób, ja rozumiem, że twoja mama odeszła przez nich, ale to nie było tego warte. Ona na pewno by tego nie chciała. - W tamtej chwili Clarke przestała racjonalnie myśleć. Bellamy wyprowadził ją z równowagi, chłopak poruszył temat, który ona już dawno starała się zamknąć, starała się zapomnieć, a on jej tego nie ułatwiał. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w jego stronę i spojrzała mu odważnie w oczy, w oczy które przepełnione były smutkiem i rozczarowaniem. Ale to nie ruszyło Clarke, ona teraz jedynie chciała rozlecieć się na milion kawałków.
-Nie mów o niej więcej. Nie wiesz przez co przechodziłam. Wam na stacji było dobrze, a ja każdego dnia musiałam zastanawiać się jak przeżyć kolejny dzień. Przez te wszystkie dni zastanawiałam się czy żyjesz, czy wy żyjecie - Dziewczyna podkręciła głową na boki, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Teraz miałam nadzieję na nowe lepsze życie. A oni jak zwykle musieli to zniszczyć. - Dziewczyna przetarła swoje policzki I odwróciła się do niego plecami, nie miała ochoty więcej z nim rozmawiać. Bellamy nie wiedział jak to było spędzić tyle lat samemu marwtaic się o każdy kolejny dzień.
CZYTASZ
Sanctum has been our
Fanfiction-Gabriel miał nam pomóc Bellamy, a on naraził nie tylko Siebie, ale także naszych ludzi. Nie możemy pozwolić na to, aby jego słaba wola zniszczyła to co w końcu udało nam się zdobyć. - Clarke odwróciła się do chłopaka plecami. Mówić te słowa miała w...