Narodziny

1.1K 57 5
                                    

Nastał dziesiąty października. Dzień rozwiązania, dzień zagrożenia, dzień nadziei.

Oddział ANBU Hokage pilnował wejścia do jaskini kilkanaście kilometrów od Konohy, shinobi byli źli i wkurzeni. Każdy niepokojący dźwięk wywoływał ich gwałtowną reakcję co spowodowało, że okolica już po kilku godzinach wyglądała jak po przejściu solidnego tornada połączonego z trzęsieniem ziemi i intensywnym bojem między dwoma oddziałami ninja. Wszelkie życie dosłownie wyparowało lub jeśli miało szczęście to zdążyło uciec z tej strefy śmierci. Tylko głupiec próbowałby się zbliżyć do tej jaskini, ale on głupcem nie był, a mimo to pewnym krokiem zbliżał się do tych wściekłych szerszeni w ubranych w ludzkie ciała. Planował pojawić się kilka minut wcześniej, ale tak się złożyło, że przypadkowo wpadł na dwóch chłopaków wraz z ich senseiem i niestety musiał poświęcić im swój cenny czas, by mieć pewność, że nikt nie będzie w stanie go rozpoznać. Tak się bowiem złożyło, że jeszcze wtedy nie miał na sobie maski i został rozpoznany przez starszego z tej trójki pechowców.

Zaatakował.

Mimo zdolności przenikania do innego wymiaru miał z nimi naprawdę wielki kłopot, walczyli zajadle jakby faktycznie byli wściekłymi szerszeniami chroniącymi królową. Co niewiele odbiegało od prawdy, aż uśmiechnął się pod maską na to porównanie.

Wkroczył do wnętrza jaskini po drodze zabijając zgromadzony personel medyczny i już pewny zwycięstwa skierował się do sali porodowej.

- Jeszcze chwila, jeszcze raz, jeszcze odrobinę wysiłku, już widać głowę! – Krzyczał położnik. – Taak! To chłopiec! – Dodał głośno wycieńczony lekarz tak jakby to on rodził, a nie leżąca przed nim kobieta.

Nagle rozbłysły pieczęcie i unieruchomiły zamaskowanego.

Był wściekły.

Dał się wyrolować co zrozumiał, gdy w obłoku dymu zniknęli wszyscy, których jeszcze przed chwilą widział jak i ci, których zabił w drodze do upragnionego celu. Na pustej kozetce zobaczył list. Był napisany dużymi znakami, by mógł go odczytać z miejsca gdzie został unieruchomiony tymi przeklętymi pieczęciami. Były tak zmyślne, że nawet nie mógł przejść do innego wymiary, by umknąć z tej pułapki. A wiedział, że to pułapka, bo tak stało napisane w tym liście, który mając choć odrobinę przyzwoitości zmieniłby się w popiół pod wpływem jego wściekłego wzroku.

Jaskinia zawaliła się grzebiąc na wieki jego, zmiażdżone już pierwszym głazem ciało.

Naruto - Walcząc o lepsze jutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz