Wybiegłam z sali od transmutacji najszybciej, jak tylko potrafiłam. Torba co chwilę zsuwała mi się z ramienia i musiałam ją poprawiać, jednak nie zwracałam na to większej uwagii. W głowie cały czas miałam myśl, że muszę jak najszybciej odnaleźć Lupina, jednak nie za bardzo wiedziałam gdzie mam go szukać, więc biegłam po prostu przed siebie. W sporej odległości od portretu zaczęłam krzyczeć hasło, aby już po chwili sprintem wpaść do pokoju wspólnego mojego domu. Nagle się zatrzymałam, kiedy zobaczyłam, że w pomieszczeniu jest pusto. Spojrzałam na zegarek i zrozumiałam, że wszyscy uczniowie prawdopodobnie właśnie szli na kolację, która miała się zacząć za kilka minut. Przeskakując po kilka schodów dotarłam do dormitorium, gdzie zostawiłam torbę i szybkim krokiem ruszyłam w stronę Wielkiej Sali, gdzie kolacja powinna trwać od kilku minut.
Szybkim krokiem szłam przez puste korytarze, aby dotrzeć na kolację. Nie byłam głodna, ale wiedziałam, że właśnie tam znajdę Remusa, któremu musiałam podziękować za pomoc. Udało mi się bez większego problemu zaliczyć zadanie z transmutacji i byłam pewna, że to była głównie zasługa mojego przyjaciela. Bez chłopaka nie potrafiłabym pewnie nawet zrozumieć tematu w krótkim czasie, a co dopiero skończyć wypracowanie w terminie. Profesor McGonagall powiedziała nawet, że moja praca była jedną z lepszych jakie czytała. Chyba po raz pierwszy od bardzo dawna byłam tak wdzięczna komuś za pomoc i jednocześnie szczęśliwa, że mi się udało.
Kiedy dotarłam do Wielkiej Sali, niemalże od razu zapomniałam po co właściwie tam poszłam. Przy stoliku mojego domu było dużo jedzenia na podłodze, a znaczna część uczniów domu Godryka Gryffindora była cała brudna. Zaskoczona stałam przy drzwiach przez dłuższą chwilę, zupełnie nie rozumiejąc co właściwie tam się stało. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że część moich znajomych patrzy z wściekłością w oczach na Ślizgonów, którzy śmieją się najgłośniej ze wszystkich osób na sali. Moje oczy przez chwilę spotkały się z oczami mojego brata, aż poczułam ciarki. On, chyba jako jedyny z uczniów innych domów, wcale się nie śmiał, a jedynie patrzył triumfalnie i z wyższością na wszystko co go otaczało. W tamtej chwili zrozumiałam, że to on do tego doprowadził.
Podeszłam w milczeniu do stolika, wzięłam z talerzy kilka rzeczy, które miały być moją kolacją i wyszłam z Wielkiej Sali. Siedzenie tam nie miało żadnego sensu, bo jedyne co teraz mogło się tam dziać to kłótnia między domami. Doskonale wiedziałam, że jest jedna osoba, która w tamtej chwili będzie chciała ze mną porozmawiać, a ja nie miałam już siły, ani ochoty na ucieczkę. Zatrzymałam się na jednym z korytarzy, kiedy udało mi się już dokończyć posiłek. Oparłam się plecami o ścianę i patrzyłam w stronę z której mogła przyjść osoba na którą czekałam. Jedyna osoba, która w całej tej szkole życzyła mi naprawdę źle i niestety miała odwagę by mi to powiedzieć. Tą osobą był mój starszy brat Luke.
- To słodkie, że na mnie czekałaś- usłyszałam nieprzyjemny śmiech i skierowałam głowę w stronę źródła dźwięku.
W niewielkiej odległości ode mnie stała nieco wyższa osoba, będąca moim bratem. Jego oczy w ciemnym korytarzu wydawały się niemalże błyszczeć. Twarz chłopaka zdobił grymas zadowolenia, kiedy podchodził wolno w moją stronę, aby zatrzymać się zdecydowanie zbyt blisko mnie. Czubki naszych butów niemalże się dotykały, a ja przez dłuższą chwilę nie mogłam oderwać od nich wzroku. Poczułam strach, bo właśnie w tamtej chwili zrozumiałam, że w moim pokoju, gdzieś głęboko pod ciuchami, leżał list, który mówił, że te święta mam spędzić w domu. Dla innych pewnie nie był to żaden problem, ale ja wiedziałam, że to zapowiada jedne z gorszych świąt w moim całym życiu.
Podniosłam wzrok na brata. Wypuściłam z płuc powietrze i dopiero wtedy zrozumiałam, że przez chwilę je wstrzymywałam. Moje dłonie lekko drżały, jednak mocno zgięłam je w pięści i wszystko wróciło do normy. No prawie wszystko, bo Luke wciąć stał w tym samym miejscu. Wyciągnął rękę w moją stronę i złapał kosmyk moich włosów pomiędzy jego palec wskazujący, a kciuk. Jego twarz była spokojna, a on sam nie wyglądał na wyjątkowo źle nastawionego. Ruszał się wolno, jakby każdy ruch miał dokładnie rozpisany i zaplanowany. Z każdą chwilą mój niepokój był większy, ale wiedziałam, że nie mogę tego po sobie pokazać, więc cały czas stałam w miejscu i oddychałam spokojnie.
YOU ARE READING
Kłopoty przychodzą same
FanfictionHuncwoci są już na piątym roku swojej nauki w Hogwarcie i wygląda na to, że nie mają zamiaru wydorośleć. Jest to druga część książki "Huncwoci". Nie jest wymagana znajomość pierwszej części.