1

65 4 0
                                    

Nigdy nie myślałam, że moje życie w jednej chwili obróci się o 180 stopni. Zawsze było tak samo.

Tym razem miało być inaczej...

- Wychodzę - usłyszałam krzyk z przedpokoju mojego małego mieszkania.

- Ok. Do zobaczenia - odkrzyknęłam nie ruszając dupy z kanapy w salonie.

Usłyszałam tylko dzwięk otwieranych drzwi, które jeszcze szybciej sie zamknęły.

- Myślałam, że wyszedłeś - powiedziałam, patrząc na Łukasza stojącego przede mną.

- Myślałaś, że wyjdę i nie powiem Ci powodzenia? - zapytał pochylając się nad moją twarzą.

- Myślałam, że nie ma takiej opcji - powiedziałąm i szybko pocałowałam mojego chłopaka.

- Powodzenia w nowej pracy, skarbie.

- Dziękuję. Jak się trochę ogarnę, to zadzwonię. Powiem Ci co i jak - zapewniłam.

- Trzymam za słowo - złapał mój mały palec swoim, jak to mieliśmy w zwyczaju jeszcze ze studiów. Tak, wiem, że spotkać miłość na studiach nie jest za bardzo romantycznie, ale u nas tak się zaczęło.

To było jakieś osiem lat temu. Byłam na pierwszym roku medycyny, a Łukasz na drugim. Poznaliśmy się właściwie na jakimś dodatkowym wykładzie o zdrowym trybie życia. Siedzieliśmy obok siebie i tak się zaczęło. Później nie było dnia, żebyśmy nie pisali do siebie. Robiliśmy to w każdej wolnej chwili. Nigdy się z nim nie nudziłam. Był zabawny, towarzyski. Z resztą wcale się nie zmienił.

- Tylko, żeby żaden przystojny kardiolog nie wpadł Ci w oko, bo przyjdę tam i z tego szpitala kamień na kanieniu nie zostanie - powiedział z zupełną powagą, na co ja cicho się zaśmiałm.

- Wiesz, taki jeden Pan kardiolog już skradł moje serce - powiedziałam kładąc jedną dłoń na jego delikatnie pokrytym zarostem policzku.

- I nigdy go juz nie puści - Łukasz zabrał moją rękę i ucałował jej wewnętrzną stronę.- Powodzenia.

- Dzięki - powiedziałam, a on wstał i zabierając kluczyki z komody skierował się do samochodu.

Spojrzałam na zegarek na moim lewym nadgarstku. Już 7:58. Muszę się zacząć zbierać. Idę dzisiaj do nowej pracy. Zaczynam w szpitalu św. Anny we Wrocławiu. Łukaszowi tego jeszcze nie mówiłam, ale to ten sam szpital i w dodatku ten sam oddział, na którym on pracuje. Ale będzie zdziwko. Aż żałuję, że nie będę mogła zrobić zdjęcia jego minie. Ale nie ważne. Trzeba podnieść dupsko z kanapy, bo o 9:30 mam być w szpitalu. Profesor Dyrektor Halamowicz sam osobiście pokaże mi kawałek szpitala, a do dalszego wdrożenia oddeleguje kogoś z oddziału kardiologii i kardiochirurgii.

Po jakiś 3 minutach postanowiłam zwlec się z sofy i ruszyć do łazienki. Z szafki wyjęłam szary puchaty ręcznik i położyłam go na pralkę. Weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę i poczułam delikatną falę ciepła przechodzącą przez mój organizm. Wyszłam z kabiny i postanowiłam zabrać się za makijaż. Do pracy raczej nie używałąm go dużo. Zazwyczaj ograniczałam się do podkładu, maskującego niedoskonałości skóry, tuszu do rzęs, chociaż nie był mi on tak potrzebny. Moje sztuczne rzęski są naturalnie czarne, ale nie wyglądam z nimi jak napompowany plastik 100%. Dzisiaj wyjątkowo pomalowałam moje zazwyczaj naturalnie malinowe i pełne usta ciemną i matową beżową pomadką. Wyprostowałam też moje ciemnobrązowe włosy i położyłam je na lewy bok. Delikatnie przylakierowałam je i opuściłam. Gotowa wyszłam z łazienki i weszłam do garderoby. Z szuflady wyjęłam komplet białej bielizny i nałożyłam ją. Otworzyłam drzwi i wyjęłam wieszak na którym wisiała od wczoraj przygotowana i uprasowana lekko żółta koszula i biała spódnica w niebieskie kwiaty. Założyłam też białe buty na obcasie, bo lipiec to nie czas na botki i kozaki. Jeszcze raz poprawiłam fryzurę i poszłam do przedpokoju. Przejrzałam się w lustrze, a efekt mojej półgodzinnej pracy wyglądał mniej więcej tak:

NiezastąpionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz