Rozdział 4

109 8 5
                                    



Przekręciłem się na bok, rozbudzając się. Ku mojemu zdziwieniu, jego nie było u mojego boku. Przez chwilę poczułem smutek, ale szybko odegnałem to uczucie. Podniosłem się na łokciach, byłem sam w pokoju i miałem na sobie wczorajsze ubrania. A więc mnie nie tknął, mimo iż mój wczorajszy stan zachęcał do wzięcia mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, czyżby naprawdę na mnie czekał? Czy po prostu rzeczywiście nie chce robić tego z trupem?

Wzruszyłem ramiona i ziewnięciem rozprostowałem zdrętwiałe ciało. Spojrzałem na zegarek była godzina ósma. Pora się ogarnąć i coś zjeść.

Siedząc w wannie, rozmyślałem co mam dalej robić. Jak się wobec niego zachować? Co z moją pracą? Z Krisem? Chcieliśmy razem założyć klinikę... Do tego jeszcze nie spłaciłem wszystkich długów mamy, jeszcze trochę zostało rat kredytu, aby mama miała wolną rękę. Nie chciałem,aby się ograniczała z mojego powodu. Chciałem jak najszybciej spłacić jej kredyt i sam zacząć żyć na własny rachunek.

Wczorajsza impreza przypomniała mi o jednej ważnej rzeczy. Muszę być sobą. Derek zakręcił mi w głowie, a raczej mojej wilczycy. Zaczynam się przy nim zmieniać... Nie pasowało mi to. Uległość i podporządkowanie to nie ja. Może i zostaliśmy ze sobą związani, ale nie zamierzam się dla niego zmieniać. Nadal chce polować, walczyć i co najważniejsze wykonywać swój zawód! Nie po to ciężko studiowałem, a mama wzięła kredyt, aby teraz to wszystko przepadło, tylko z powodu, że moja wilczyca przy nim wariuje...Musi mnie do siebie przekonać, zawalczyć o mnie. A nie rozkazywać mi jak jakiś pan i władca!

Ta myśl wybrzmiała krzykiem w mojej głowie. Spojrzałem na swoje ręce pokryte kwiecistymi tatuażami, dokładnie pamiętam w jakich okolicznościach powstały, jaki ból im towarzyszył... To jestem ja. Cały ja. Uśmiechnąłem się na tę myśl.

Nie jestem nieśmiały, raczej może zdystansowany do obcych. Sprawy seksy mnie nie zawstydzają. Do jasnej cholery, moja mama nauczyła mnie świadomości swego ciała i potrzeb. Ta chora gra w pytania z Derekiem, to nie byłem ja. To była moja wilcza omega. Ja taki nie jestem, powinienem go zrzucił z łóżka, ośmieszyć  i zostawić na lodzie. Ewentualnie wykorzystać swój seksapil i go uwieść na moich zasadach. A nie poddawać mu się.

Czas, abym to ja przejął kontrolę nad tym co się dzieję... I z tą myślą, zacząłem się suszyć, a następnie ubierać w świeże ubrania. Jeśli liczy na uległą omegę, to się huj zdziwi...


**l


Siedział w jadalni, jedząc śniadanie, trochę się porządziłem, ale cóż byłem głodny, a domownicy spali w najlepsze. Siedziałem już w swoich ubraniach, bo zdążyły wyschnąć. Pisałem z siostrą i swoim Betą, relacjonowali mi co się działo w stadzie pod moją nieobecność. Dzięki Bogu nic się nie stało, jedynie moja matka chodzi jakaś nakręcona, od chwili gdy dowiedziała się, że w końcu znalazłem swoją mate. Kazałem Corze  nic jej nie mówić, będzie lepiej postawić ją przed faktem dokonanym. Kiba jako Luna nie przypadnie jej do gusty, wiedziałem to. Moja matka miała wyraźną wizję, tego jak moja partnerka powinna wyglądać i się zachowywać. Kiba mocno odbiegał od tej wizji... Ale popracuje nad tym w końcu to tylko omega...

Nagle poczułem jego zapach, a następnie usłyszałem skrzypnięcie drewnianych schodów. A więc księżniczka łaskie wstała, pewnie będzie mieć kaca morderce. Dobrze mu tak, niech trochę pocierpi. To będzie kara za wczorajsze zachowanie.

Wszedł do jadalni raźnym krokiem. Przyjrzałem mu się i doznałem szoku. Omega nie wyglądała na absolutnie skacowaną, ale za to miała bardzo prowokującą postawę, a jej wygląd to podkreślał.

Śnieżna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz