Dzień dobry, piękny świecie - pomyślałam przebudzając się. Gdy powoli otwierałam Swoje bezsilne powieki pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam była czarna plama. Nie wiem co to było,ani kto. Usłyszałam stłumiony dźwięk,które ten ktoś wypowiadał. Było to moje imię. Nagle plama,która powoli zaczynała nabierać jakikolwiek kształt ruszyła się i zniknęła mi z oczu. Ponownie zamknęłam oczy oraz je otworzyłam,aby sprawdzić czy obraz będzie wyraźniejszy. Poprawa była znikoma,ale teraz widziałam już jedną wielką, białą plamę,która była blisko mnie oraz drugą trochę w oddali o podobnym kolorze. Czarna była po mojej drugiej stronie.Cały czas mrugałam,aby przywrócić ostrość. Najprawdopodobniej plamy to zauważyły, ponieważ bliższa plama nagle polała mi twarz jakąś cieczą. Ja na to zareagowałam...Właśnie raczej nie (!) zareagowałam. Zaraz po tym mój obraz robił się coraz wyraźniejszy. Moim oczom ukazał się widok szkolnej pielęgniarki, Profesora Dubledore'a oraz Cedrika. Nie będąc świadomą co się stało,zaczęłam rozglądać się dookoła.- Jak się czujesz? - zapytał zmartwiony chłopak, łapiąc mnie za dłoń.
- Co... Jak ja tu... - mamrotałam. Mój język plątał się przez silny ból głowy.
- Znaleźliśmy Cię w zakazanym lesie. - oznajmił z kamienną miną Dubledore. - Co tam robiłaś?! - zapytał zdenerwowany. Podchodząc bliżej mojego łóżka szpitalnego i odpychając bruneta.
- Ale...
- Dobrze wiesz,że uczniom nie wolno tam wchodzić! - krzyknął jeszcze bardziej zdenerwowany przy czym przerwał mi moje tłumaczenia.
- Profesorze...! - zaczęła upominając brodatego. - Uczennica jest w tym momencie zbyt słaba,aby obwiniać ją! - poinformowała.
- A może tak,przestańmy krzyczeć? Wcale jej to nie pomaga. - odparł Cedrik opierając się o przód łóżka. Starsze osoby spojrzały na niego i skruszone przeniosły Swój wzrok na podłogę.
- Jak Pani sądzi,co jej jest? - zapytał.
- Właśnie... Może Alice,powiesz nam co robiłaś zanim Nauczyciele Ciebie znaleźli? - zaproponowała Pani z białym czepkiem na głowie,kierując się do mnie.
- Nie wiem... - odpowiedziałam. Na twarzach pozostałych zawitało zwątpienie. - Pamiętam tylko,że... Wszystko wyglądało jak... Słodycze... - wypowiedziałam powoli zamykając oczy.
- Dużo nam to wyjaśnia... - stwierdziła pielęgniarka. Profesor Dumbledore wstał i odszedł w zamyśleniu.
- Alice... Nie zamykaj oczy,pobądź przy mnie jeszcze. - powiedział proszącym głosem,ale coraz trudniej było spełnić jego prośbę.
- Spokojnie Panie Diggory. - zaczęła spokojnym tonem. - Panna Taylor potrzebuje odpoczynku i spokoju. Prześpi się chwilę,a zapewniam,że gdy się obudzi będziemy wiedzieli co mogło jej się stać. - oznajmiła z uśmiechem, kładąc Swą dłoń na ramieniu chłopaka,który był zmartwiony i przejęty tym co się stało,aby dodać mu trochę otuchy oraz zmniejszyć jego obawy. Kobieta odeszła,a ja zasnęłam.
...
Obudził mnie Cedrik,ponieważ bardzo się kręciłam,szamotałam i kopałam w materac.
- Coś Ci się śniło? - zapytał zmartwiony.
- To... Te... - próbowałam sklecić jakiekolwiek zdanie. - Ja... Gdy wyszłam z Hogwartu... I byłam w tym całym lesie... Widziałam tam jednorożce i nagle pojawiły się krasnoludki... - mamrotałam zbierając słowa,aby wyszło z tego zdanie. - Teraz... Śniło mi się... To nie były naprawdę jednorożce ani krasnoludki. - powiedziałam głośno przełykając ślinę i patrząc przestraszonym wzrokiem.
- Jak to? Co dokładnie miałaś w tym śnie? - zapytał zaciekawiony.
- To były jakby... Sklątki tylnowybuchowe i... - zaczęłam szukać drugiego słowa. - Tarantule... - wypowiedziałam. Chłopak popatrzył na mnie i zmarszczył czoło.
- Jesteś pewna? - dopytał, upewniając się,że jego słuch jeszcze się nie myli.
- Bardziej niż pewna. - odparłam. - Nieważne... Położę się i spróbuję zasnąć... - stwierdziłam. Ułożyłam się wygodnie,a Cedrik przykrył mnie kołdrą. - Cały czas tutaj jesteś? -zapytałam.
- Od momentu jak Cię znaleźli. - wyjawił. Uśmiechnęłam się i kontynuowałam Swój sen.
...
Przez to,że byłam w skrzydle szpitalnym mogłam jedynie oszacować jaka jest godzina przez to jak jest oświetlona sala. Leżałam i wpatrywałam się w sufit. Szukałam jakiegoś logicznego wyjaśnienia dlaczego prawie nic nie pamiętam. Tak rozmyślając usłyszałam czyjeś kroki,a następnie rozmowę.
- A więc co to takiego? - dopytywał męski głos.
- Za chwilę wszystko się wyjaśni. - odpowiedziała spokojnym głosem kobieta.
- No nie Minervo! - wykrzyknął. - Zrób coś,bo zaraz oszaleję. - oznajmił.Wchodząc do dali. - Nasza uczennica najpierw została zaatakowana,teraz otruta,a to wszystko może źle się dla niej skończyć. Ktoś chce jej zaszkodzić...
- Otruta?! - krzyknęłam z niedowierzaniem, podnosząc się z łóżka.
- Oh,Alice... - wyszeptała Profesor McGonagall trochę przestraszona faktem,iż usłyszałam ich rozmowę. Podeszła do mnie i usiadła na łóżku gładząc moje blond włosy.
- Czy ktoś może mi powiedzieć o co chodzi?! - powiedziałam denerwując się Swoją niewiedzą. Nagle do sali wszedł lekko zmieszany Cedrik.
- Już wiadomo co jej jest?- zapytał zmartwiony. Nauczyciele oraz pielęgniarka spojrzeli na chłopaka.
- To jak jesteśmy już wszyscy... - zaczęłam.- To może dowiemy się co mi jest? - zapytałam przekomarzając się.
- A czy Pan Diggory musi przy tym być? - zapytał Profesor Dumbledore,patrząc tęgim wzrokiem na chłopaka. - Im mniej osób o tym wie,tym lepiej. - dodał.
- Musi. - wtrąciłam. Profesor spojrzał na mnie wyraźnie niezadowolony,a chłopak podszedł do łóżka.
- Alice... - westchnęła pielęgniarka. - Z Twoich odczuć oraz badań wynika,że... Może inaczej. - stwierdziła. Zastanowiła się chwilę jak odpowiednio przekazać mi tą informację,ale ubiegł ją Dumbledore.
- Czy brałaś coś do jedzenia lub picia od osób trzecich?! - zapytał zdenerwowany brodacz.
- Jedynie herbatę,ale była ona od pielęgniarki. - odpowiedziałam. Wzrok wszystkich zgromadzonych przeniósł się na przestraszoną staruszkę.
- Ale... - wyjąkała sparaliżowana. - To nie ja!
- Skoro nie Pani...To kto?! - powiedział w nerwach.
- Panie Profesorze! - przerwała Pani Minerva. - Nie mamy dowodów,że to na pewno jest szkolna pielęgniarka. - upomniała starszego mężczyznę.
- To co mi jest? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Podejrzewamy,że zostałaś otruta. - rzekł. Informacja ta sprawiła,ze kompletnie zamarłam. I choć chciałam coś powiedzieć,wszystko zatrzymywało mi się w gardle.
- Ale jak?! Czym?! - dopytywał wstrząśnięty Cedrik.
- Próbujemy to ustalić. - odparła Profesor McGonagall.
- To może inaczej... Jak bardzo ta trucizna mi zaszkodziła? - zapytałam cała blada,patrząc w jeden punkt. Wszyscy oprócz mnie i Cedrika zamilkli,a ich wzrok wędrował od jednej osoby do drugiej. Na ich twarzach można było wyczytać zakłopotanie. Położyłam się,a moją dłoń z jednej strony ścisnęła Profesor McGonagall,a z drugiej Cedrik.
CZYTASZ
Without You - Hogwart
FantasyAlice Teylor to synonim tornada szczęścia i szaleństwa. Dziewczyna osiągające dobre wyniki w nauce, choć to nie ona jest w jej życiu priorytetem. Zwykle, gdzie czarodziejka się zjawiała, tam nastawały prawdziwy chaos. Pytanie, czy w sytuacji, w kt...