Rozdział 1. Rzadko mnie ktoś intryguje.

2.9K 97 26
                                    

2017 rok.
2 lata temu.

Kroczyłam nieśpiesznie ulicami Toronto. Ubrana w jasne dżinsy, wsuniętą w nie białą bluzkę i czarną skórzaną kurtkę. Na uszach miałam słuchawki z których leciało Youngblood. Kierowałam się w stronę klubu bokserskiego, w którym pracuje mój dobry przyjaciel. Fakt, jest o wiele starszy ode mnie, ale on jako jedyny pomógł mi, gdy w wieku 18 lat wywalili mnie z domu dziecka z tekstem "musisz sobie jakoś radzić". Od tego czasu minęło już 10 lat, a ja nadal nie mam stałej pracy. Mieszkanie w najgorszej dzielnicy miasta, gdzie nawet właściciel kamienicy boi się przyjść po pieniądze. Mi to jedno, bo kasę mam. Dorabiam szukając nowych twarzy do klubu, ewentualnie do " legalnych " walk, które się tam odbywają. W razie dużej okazji biorę udział w napadach na sklepy jubilerskie. Teraz właśnie z jednego wracam, po trzech tygodniach. Nigdy nie działam w akcjach w Kanadzie. Nie mam zamiaru mieć problemów z tutejszą policją. Podoba mi się tu, a wizja ucieczki jakoś mnie nie interesuje.
Dotarłam pod budynek i pchnęłam lekko drzwi. Było już grubo po 23. Od razu zauważyłam sprzątającego salę Matta - faceta po pięćdziesiątce, który jest dla mnie jak ojciec. A przynajmniej wydaje mi się, że taki powinien być rodzic.

- Znowu nie zamknąłeś drzwi. - powiedziałam wyłączając muzykę w telefonie.

- Vivian! - rzucił mopem o ziemię i podszedł do mnie aby zamknąć mnie w uścisku. - Już myślałem, że coś Ci się stało.

- Jeszcze żyje, ale zaraz mogę zostać uduszona. - zaśmiałam się próbując złapać trochę powietrza.

- Wybacz mała ale trochę się spóźniłaś. Walka skończyła się niecałą godzinę temu. - wskazał na ring, gdzie były jeszcze widoczne ślady krwi.

- Na następnej na pewno będę. Masz kogoś nowego?

- A wiesz, że tak? Wynajmuję mu kotłownie za udział w walkach. Dodatkowo czasami sprząta klub. Taka wymiana za ciekawą i pełną emocji rozrywkę to raczej dobry pomysł.

- No proszę, aż jestem ciekawa jak radzi sobie na ringu.

- Znakomicie! Jutro o 22 ma kolejną walkę. Musisz tu być! - zaśmiał się Matt. - Dziś wygrał, ale od razu po walce udał się do.. pokoju? Mogę to tak nazwać? Nieważne. Wygrał walkę będąc zmęczonym, więc wyobraź sobie jak daje czadu będąc w formie.

- Matt, nigdy nie byłeś tak podekscytowany kimś... Jestem w szoku.

- Ty też będziesz, uwierz. Zostajesz na noc?

- Spadam do siebie. Mam parę spraw do załatwienia ale będę jutro wieczorem.

- Uważaj mała, do jutra. - pomachał mi na odchodne i poszedł dalej myć podłogę. Nie ukrywam, że jestem ciekawa jutrzejszej walki. Rzadko mnie ktoś intryguje, a w szczególności Matta. No cóż.. pożyjemy, zobaczymy.

Wstałam około godziny 12. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Wysuszyłam swoje długie blond włosy i w między czasie doszłam do wniosku, że dziś zostawię je rozpuszczone. Ubrałam czystą bieliznę, krótkie dżinsowe spodenki i czarną bokserkę, którą wsunęłam w spodenki. Nigdy nie miałam potrzeby żeby się malować, ale dziś rzęsy przeleciałam czarnym tuszem. Usta zostawiłam na później, pewnie i tak w międzyczasie kolor by mi zszedł. Poszłam do kuchni, gdzie zalałam sobie kawę oraz dodałam do niej trochę mleka i cukru. Na śniadanie pójdę do pączkarni, co mi szkodzi. Wypiłam kawę i wyszłam na śniadanie.

- Panno Vivian. - usłyszałam praktycznie od razu gdy postawiłam stopę w pączkarni.

- Pani Agnes. - skinęłam jej głową z uśmiechem na twarzy. - Poproszę to co zawsze. - powiedziałam gdy usiadłam przy barze.

- Ależ oczywiście, już przynoszę. - zniknęła za drzwiami by za chwilę pojawić się z talerzem na którym leżał pączek ze słonym karmelem. Położyła go przy mnie na blacie uśmiechając się.

- Dziękuję bardzo. - zabrałam się do jedzenia gdy obok postawiła dużą białą kawę.

- A to ode mnie, marnie wyglądasz skarbie. - zrobiła zmartwioną minę.

- Mam problemy ze snem. - odpowiedziałam krótko. Nie chciałam jej tłumaczyć, że mam koszmary związane z moimi rodzicami. Nie lubię ich tak nazywać, ale jakoś muszę ich określać.

- Polecam wypić kakao przed snem, to zawsze działa. - powiedziała gestykulując ręką.

- Spróbuję. - uśmiechnęłam się próbując zjeść swoje śniadanie. Nie, że nie lubię tej kobiety. Ja ją uwielbiam, ale jej troska strasznie mnie boli. Martwi się o kogoś, o kogo nie powinna. Nie wydaje mi się, żebym zasługiwała na jakąkolwiek troskę.

- Widzę nowy tatuaż. - wskazała na moją dłoń, gdzie faktycznie ostatnio wytatuowałam sobie małą różę od nadgarstka do początku kciuka. Podziwiam ją, że to zauważyła. Mam już wytatuowaną cała rękę, przez bok, po całą nogę kończąc na tatuażu bransoletki wokół kostki.

- Nie wiem jak Pani to widzi. - zaśmiałam się.

- Jestem Agnes skarbie, znamy się już tyle czasu. - machnęła ręką i poszła obsługiwać klientów. Fakt, znam ją jakieś 5-6 lat, odkąd Matt przyprowadził mnie tu aby zabić smutki. Tym smutkiem był przegrany mecz, ale to jest facet. Zupełnie inne myślenie.
Skończyłam jeść swojego pączka i wzięłam się za swoją kawę. Była dopiero 13 więc miałam masę czasu. Moje dni przeważnie tak wyglądają, nie mam co robić. Nie pracuje, bo po co? Za jedną akcję dostaję tyle kasy, ile za trzy - cztery miesiące pracy. Życia towarzyskiego też jakoś nie mam. Koleżanki? Niech ktoś mi znajdzie jakąś podobną do mnie. Powodzenia. Koledzy? Tylko ci z którymi jeżdżę na akcje. Poznajemy się, jedziemy, wracamy i koniec znajomości. Tak jest bezpieczniej. Mam tylko Matta i Agnes. - Vivian? - z zamyślenia wyrwała mnie Agnes.

- Słucham?

- Ten mężczyzna, z drugiego stolika pytał o ciebie. - ruchem głowy wskazała o kogo chodzi. Blondyn, który nie należał do przystojnych. Może nie był gruby, ale wyglądał jakby zaczął się umawiać z pączkami o każdej porze dnia i nocy.

- Jakby kiedykolwiek coś mówił, nie jestem zainteresowana, dziękuję. - dałam jej pieniądze za pączka i kawę.

- Następny będzie za darmo w takim razie. - powiedziała patrząc na kwotę jaką jej dałam.

- Chciałabyś. - uśmiechnęłam się i wyszłam z pączkarni. Zawsze tak mówi, a ja i tak zawsze płacę więcej niż powinnam.

- Nie ładnie tak olewać kogoś, kto próbuje cię poderwać. - usłyszałam. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam za sobą chłopaka z drugiego stolika.

- Jak widać nie jest zainteresowana. - rzuciłam i chciałam odejść ale złapał mnie za ramię.

- Nawet nie dałaś mi szansy..

- Człowieku, odwal się od mnie. - wyrwałam mu się jednak on nie chciał ustąpić.

- Co ci nie..

- Byłbym wdzięczny gdybyś odwalił się od mojej kobiety. Nie mam ochoty dziś się bić ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek. - usłyszałam głos, którego tym razem nie znałam. Ten ktoś podszedł do nas i objął mnie w talii przyciągając jak najbliżej siebie. - Nie zrozumiałeś? - zapytał ponownie wyciągając nóż.

- Stary, gdybym wiedział, że jest twoja, nie podszedłbym, słowo. Przepraszam. - i zniknął tak szybko jak się pojawił. Na szczęście.

- Nic ci nie jest? - zapytał mój wybawiciel, jeśli tak go mogę nazwać.

- Nie, w porządku. - w sumie mogłam sama się obronić ale co mi szkodzi być raz na jakiś czas kobietą w opałach. Spojrzałam na niego i przepadłam. Ciemne włosy, krótsze po bokach. Blizna po prawej stronie głowy, która jedynie dodawała mu uroku. Brązowe oczy w których można było się zatracić. Dobrze zbudowany.. no mocne 10/10.

- Na pewno? Jeszcze go dogonię i oberwie, nie ma problemu.

- Jest w porządku, dziękuję. - uśmiechnęłam się i lekko się odsunęłam.

- Przyjemność po mojej stronie - zaśmiał się.

- Muszę lecieć, dziękuję jeszcze raz za pomoc. - odwróciłam się i udałam się w stronę mieszkania.

- Kiedyś mi się odwdzięczysz! - rzucił. Spojrzałam w jego stronę ostatni raz i zobaczyłam najsłodszy uśmiech jaki kiedykolwiek mogłam zobaczyć.

Weszłam do domu i po zamknięciu drzwi zjechałam po nich uśmiechając się do siebie jak idiotka. Ten uśmiech powalał. Totalnie.
Resztę dnia spędziłam na oglądaniu telewizji. W końcu około godziny 21 zebrałam się i zaczęłam się ogarniać. Poprawiłam lekko makijaż dodając czerwoną szminkę. Przeczesałam włosy, a na ramiona zarzuciłam skórzaną kurtkę. Ubrałam czarne vansy, a do tylnej kieszeni wsadziłam telefon i wyszłam z mieszkania kierując się w stronę klubu. W słuchawkach grało Disconnected. Cóż poradzić, uwielbiam 5SOS. Weszłam do budynku, gdzie wokół ringu było już pełno ludzi. Znalazłam Matta przy barze, który wystawiał tylko na walki. Szykował drinki i przyjmował zakłady.

- Obstawiasz? - zapytał gdy usiadłam obok niego.

- 500 dolców na nowego.

- Jesteś pierwszą, która na niego stawia. Dziś ma trudnego przeciwnika, ale niech będzie. - przyjął pieniądze i dał mi kwitek.

- Zrobisz coś dobrego dla mnie?

- Dobrego czyli mocnego? Pewnie. - uśmiechnął się tworząc drinka. Podał mi go informując, że za kilka minut zaczyna się walka. Gdy pojawili się na ringu, zdałam sobie sprawę, że jednego z nich znam.

- A ten? Kto to? - zapytałam wskazując na "znajomego".

- To Diego. Ten, na którego obstawiłaś. - wyjaśnił. Usiadłam wygodniej na krześle obserwując dwójkę, która się biła. Diego, bo tak miał na imię mój wybawiciel spod pączkarni, był niezwykle zwinny. Walczyli bez koszulek, więc mogłam podziwiać jego mięśnie. Nie wiem ile ćwiczy ale kuźwa.. nieźle wygląda. W końcu stwierdził, że skończy podchody atakując przeciwnika. Wymierzył prawą ręką w jego twarz. Gdy tamten upadł, Diego usiadł na nim i zaczął go okładać. Koniec końców przeciwnik się poddał.

- Proszę, twoja wygrana. - Matt podał mi kopertę w której znajdowały się pieniądze z dzisiejszego wieczoru. - Całe 5 tysięcy dolarów.

- Pięć koła? Słodko. - zaśmiałam się i wzięłam od niego kopertę. Udałam się do kotłowni, gdzie pewnie poszedł wygrany. Zapukałam do drzwi, lecz nikt nie otwierał. Pozwoliłam sobie wejść. Przechodząc przez próg usłyszałam świst. Nóż, lecący na mnie, zatrzymał się między moimi dwoma palcami.

- Masz szczęście, że mam refleks - zaśmiałam się chowając nóż za pasek spodni.

- Czego chcesz? - zapytał nawet się nie odwracając.

- Cóż, jak to mówią, życie za życie. - położyłam kopertę z pieniędzmi na stole i skierowałam się do wyjścia.

- Po co mi to? - zapytał spoglądając na kopertę, a po chwili kierując wzrok na mnie. Chyba dopiero teraz zrozumiał o co mi chodziło we wcześniejszej wypowiedzi.

- Nie lubię być dłużna. - powiedziałam na odchodne. Mimo wszystko miałam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Ohh, wyjść z jego pokoju gdy on stoi na środku nadal bez koszulki.. to dopiero wyzwanie.

-----
Witam w nowej powieści!
Bardzo proszę o komentarze, co sądzicie o tym rozdziale 🙈
Jest to trochę inna forma niż dotychczas, bardziej moja, dlatego muszę wiedzieć czy to ciągnąć.

Enjoy!

V.

Flawless || Diego HargreevesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz