Etap pierwszy: Rozpoznanie sytuacji uczuciowej obiektów

568 69 14
                                    

Clint, Natasha, Bruce i Thor zaczęli działać następnego dnia. Już wieczorem pokój Romanoff zmienił się w bazę główną, ściany były pełne wspólnych zdjęć Steve'a i Tony'ego, miejsc, w których lubili przebywać, wydrukowanych wiadomości, ściągniętych przez Natashę z ich komórek, ukradzionych corocznych walentynek, które dostawali od kilku lat oraz kilometrów czerwonej nitki.

-Uwaga!- Clint jako dowódca OSIOŁ'a, czyli Organizacji Szipowania I Ogólnego Łączenia*, ubrany był w moro bojówki, ciemnozieloną koszulkę z krótkim rękawem oraz w patrolówkę również we wzorze moro. -Nie mamy stu procentowej pewności, że Tony kocha się w Steve'ie więc musimy uzupełnić wszelkie luki w tablicy- powiedział, wskazując na ścianę niczym pogodynka.

Thor siedział po turecku dwa metry przed Clint'em, zapatrzony w niego jak w największe bóstwo, a Natasha i Bruce siedzieli przy biurku, robiąc notatki i plany następnych akcji. Na podłodze leżało mnóstwo pogniecionych kartek oraz kolorowych flamastrów.

-Generale! Mamy za mało ludzi- powiedział Bruce, podnosząc się z krzesła, a następnie salutując.

-Nasi bracia i siostry z OSIOŁ'a pomogą nam!- i chociaż szipowanie wydawało się niegroźnym zajęciem, słowa Clinta zabrzmiały niczym z jakiejś sekty czczącej szatana.

OSIOŁ wcale nie został wymyślony przez Barton'a pięć minut przed wejściem do pokoju Natashy. Była to organizacja szkolna. Do jej członków zaliczali się głównie wielbiciele anime, kreskówek, komiksów oraz ludzie, który chcieli znaleźć sobie jakieś hobby. I... no cóż. Thor też należał do tego zbiorowiska, więc łatwo było odgadnąć kto wymyślił nazwę. Jak im wtedy tłumaczył, "osły to pożyteczne i pracowite stworzenia. Symbolizują upór i ciężką pracę". Tymi zdaniami wygrał debatę na nazwę grupy.

Jednak, na szczęście większości osób ze szkoły, nie zajmowali się tylko i wyłącznie pchaniem sobie w ramiona przypadkowych ludzi. Byli czymś na wzór Klubu Książki ale... bez książki.

-Thor, nie bierz tego do siebie, ale ile ty wypiłeś, że nazwałeś ich grupę OSIOŁ?- spytała Natasha, odkładając notatnik na bok.

-Byłem trzeźwy.- Thor założył ręce na piersi i odwrócił obrażony głowę w drugą stronę.

-To jeszcze gorzej.- jęknęła, przewracając oczami.

-Czy możemy się skupić na priorytetach?!- krzyknął Clint, rozwścieczony odejściem od tematu.

-Wybacz. Już siedzę cicho- powiedziała Natasha, z powrotem biorąc do rąk notatki.

-No. Mam taką nadzieję.- Clint posłał jej spojrzenie znudzonego nauczyciela i wrócił do tablicy.- James Barnes i Samuel Wilson już od rana śledzą naszą parę.

-Od kiedy Barson należą do OSŁA?- spytał zdezorientowany Thor, a Bruce cudem powstrzymał się przed wybuchem śmiechu, zakrywając twarz niewielką kartką.

-Od nigdy. Ale oni byli idealni do tego zadania. Wszędzie łażą więc gdyby Steve albo Tony ich zauważyli, nie będą mieli większych podejrzeń.

Pozostała trójka zgodnie kiwnęła głowami. O ile Clint nie potrafił dowodzić w większych akcjach, w sytuacjach, w których chodziło o łączenie ludzi w pary, był prawdziwym mistrzem gry.

Tak jak powiedział, Bucky i Sam od rana obserwowali dom Steve'a, w którym, według informacji od sąsiadki Rogersów, oboje spędzili poprzednią noc. Chłopaki już od siódmej stali po drugiej stronie ulicy, udając, że na kogoś czekają. Niewielu przechodniów zwracało na nich uwagę, zważywszy na fakt, że tuż za nimi znajdował się jeszcze nieotwarty sklep.

-Sam, nie mam pojęcia po co mamy ich obserwować. Przecież gdyby Steve czuł coś do Tony'ego, powiedział by mi. Jestem jego kumplem- powiedział Bucky, opierając się o niewielkie, ozdobne drzewo.

-A może czuje się zbyt nieswojo by to przyznać choćby przed samym sobą- zaproponował Wilson, usprawiedliwiając przyjaciela.

-Tak ale...- nie zdążył dokończyć, bo jego chłopak wciął mu się w słowo.

-Chowaj się. Wychodzą!- krzyknął Sam i zaczął ze stresu truchtać w miejscu.

Oboje ukryli się za drzewem. Bucky wyciągnął z plecaka aparat, by robić dowody na jakiekolwiek wzajemnie uczucia obiektów. Śledzili ich aż do pobliskiej kawiarni, w której poprzedniego dnia Avengers dowiedzieli się o planie Steve'a.

Najpierw usiedli obok siebie, Sam zrobił zdjęcie. Potem oboje się roześmiali, Wilson zrobił zdjęcie. Podeszła do nich kelnerka i zaczęła flirtować z Tony'm, a Steve wyglądał na niezadowolonego z tego faktu i nawet zazdrosnego, Bucky nagrał filmik.

-Może od razu podrzućmy im pluskwy- powiedział sarkastycznie chłopak. Co kilka minut oboje zmieniali zdanie,

-Co ci się stało? Przecież sam zgodziłeś się pomóc Clint'owi, a teraz masz jakieś dąsy.- Barnes oparł dłonie na biodrach z lekkim zdziwieniem.

-Ja tylko głośno myślę- jęknął Sam, opierając się o ramię swojego chłopaka.

Przez następne kilka godzin śledzili ich po niemal całym Brooklynie. Robili zdjęcia jak chlastali się w fontannie jak małe dzieci i jak ganiali się po parku, bo Tony wrzucił Steve'owi trzy szyszki pod koszulkę. Kiedy zbliżał się wieczór, obiekty ruszyły w kierunki niewielkiej lodziarni w pobliżu mostu Brooklyńskiego.

-Czy oni przestaną kiedyś chodzić? Za chwilę mi nogi odpadną. Ile można zrobić w ciągu jednego dnia? Nie mogą tego w jakiś sposób sobie rozłożyć na kilka dni? Najlepiej sześć?- Bucky zdjął prawego buta i zaczął rozmasowywał obolałą stopę.

-Mi się tam podoba. Można odetchnąć świeżym powietrzem, a nie tylko grać w gry wideo.

-Jesteś jakiś dziwny.

-I za to mnie kochasz.- Sam uśmiechnął się szeroko i wrócił spojrzeniem do drzwi lodziarni.

Steve podał Tony'emu lody czekoladowe, samemu biorąc do rąk truskawkowe. Chłopcy odwrócili się, a Sam i Bucky zrobili zdjęcie i spanikowali. By nie zostać zauważeni rzucili się w pobliskie krzaki.

Dziękowali Bogu, kiedy podjechał do nich czarny samochód i wysiadł z niego Happy. Tony uściskał Steve'a, co również zostało uwiecznione na zdjęciu, i wsiadł do auta.

Drogę do mieszkania Natashy przebyli taksówką, mimo iż dzieliły ich tylko trzy ulice. Clint właśnie wygłaszał swój monolog o tym, że to właśnie Bucky i Sam nadają się do tego zadania, kiedy oboje weszli do pomieszczenia, wpuszczeni do domu przez rodziców Natashy. Znaczy Sam wszedł, a Bucky się wturlał. Oboje byli w chwastach, a ten drugi miał gałązkę we włosach, po wbiegnięciu w krzaki.

-Co wam się stało? Mieliście tylko ich śledzić!- krzyknęła z niedowierzaniem Natasha, zdejmując ciało obce z głowy bruneta i uderzając nim go w twarz.

-Wybacz, Clint. To było trudniejsze niż myśleliśmy. Nigdy nie zostanę detektywem- jęknął smutno Bucky, pochylając się do przodu.

-Brzmisz jakbyś o tym skrycie marzył.

-Dobra tam, cicho. Pokażcie co udało wam się zebrać.- Clint był niezmiernie podniecony, gdy Bucky wręczył mu aparat. Jego źrenice były malutkie jak główka od szpilki.

Chaotycznymi ruchami przewijał kolejne zdjęcia. Trząsł się jak przy napadzie padaczki, tak mocno, że reszta jego przyjaciół bała się choćby coś powiedzieć, a co dopiero go dotknąć, wybudzając z transu.

W końcu stanął na ostatnim zdjęciu. Steve trzymał na nim Tony'ego. I to tylko dlatego, że Stark chciał pochodzić sobie po poręczy i spadł, a jego przyjaciel nie chciał by zrobił sobie krzywdę.

-Stony jest prawdziwy. Włączamy drugą fazę operacji!- krzyknął szczęśliwy Clint, skacząc w miejscu.

-Ile masz tych faz?- spytał z ciekawości Bruce.

-Sześć. Jedna już za nami. Musimy się postarać bo mamy przecież tylko niecałe dwa tygodnie.- Clint złożył ręce w pięści i podszedł do drukarki.

-Dobra. Ale ja się więcej w szpiega nie bawię. Nogi mi odpadają.

~$$$~

*DWA DNI SIŁOWAŁAM SIĘ Z WYMYŚLENIEM TEJ NAZWY!!!

Padał wtedy deszcz / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz