15.11.18r.
Już z daleka mogłem zobaczyć niejakiego Thomasa. Szatyn siedział na niewielkiej, czarnej niczym świeża smoła, ławce. Nieśpiesznie podszedłem do niego, lekko ściskając w dłoniach jego szalik. Niepewnie stanąłem obok niego, a wtedy młody Rosewood zwrócił na mnie swój pusty wzrok. Patrząc w jego oczy miało się wrażenie jakby samemu się umierało. Z jednej strony podobało mi się to, zaś z drugiej przerażało. Uchyliłem wargi, spomiędzy których wyleciało trochę pary spowodowanej chłodem listopadowego wieczoru.
- Dziękuję za szalik i przepraszam, że tak długo czekałeś na jego zwrot.
Wypowiedziałem słowa bardzo cicho. Mogło się zdawać, że tak naprawdę nic nie mówiłem. Że znów towarzyszyła nam tylko cisza, która odpowiadała obojgu z nas. Lecz chłopak usłyszał. Prawy kącik jego ust drgną lekko w górę gdy oddałem mu jego własność. Bez słowa, z malutkim światełkiem radości w środku, które było niczym latarnia dla mojej zagubionej duszy, odszedłem jedynie na metr. Zmówiłem modlitwę za duszę Sary. Zająłem swoje stałe miejsce na marmurowej ławce, patrząc na napis na płycie wspomnienia powróciły. Zawsze powracają..
21.11.18r.
Był środowy poranek. Gdy szedłem wzdłuż chodnika rosa jeszcze mieniła się na trawie w świetle delikatnego słońca po nocnej ulewie. Mijałem ludzi którzy nie zwracali na nikogo uwagi, zapracowani, ciągle w biegu. Co by było gdyby chwilę odpoczęli? Na chwilę zwolnili.. Cały świat zatrzymałby się aby zobaczyć co robią tacy ludzie gdy dostaną chwilę oddechu.
Mocniej naciągnąłem czapkę na uszy gdy zawiał silniejszy wiatr. Małymi krokami zbliżał się grudzień. Okres radości, nadziei, prezentów i choinki, gdy rodzina zbiera się razem. Do tego dnia został tylko miesiąc. Nie mam żadnych planów. Zawsze ten dzień spędzałem z Sarą. Uważałem, że ona w zupełności wystarczy mi do szczęścia. I tak właśnie było. Jej miłość zupełnie mi wystarczała. Tylko z nią mogłem czuć ten radosny, świąteczny klimat.
- Na jakie dekoracje moja mała dziewczynka ma ochotę w tym roku?
Za oknem prószył delikatny śnieżek. Było może koło czternastej, tydzień przed wigilią. Wokół walały się kartony z różnymi ozdobami. Drzewko stało już gotowe do ozdoby w rogu kremowego salonu. Całe pomieszczenie wypełniał przyjemny aromat świeżego świerku i pierniczków z cynamonem, które piekliśmy zeszłego dnia.
- Może na czerwono? I powiesimy kilka cukierków? - Zapytała uśmiechając się uroczo przy tym bujając na piętach do przodu i do tyłu.
- Przepraszam.
Szepnąłem gdy wpadłem na jakiegoś człowieka. Podniosłem główkę, a wtedy natrafiłem spojrzeniem na czarne ślepka nie za dobrze mi znanego szatyna. Uśmiechnął się lekko.
- Nic się nie stało.
Powiedział równie cicho, czym mnie uspokoił. Rzucił na mnie jeszcze jedno spojrzenie od którego zrobiło mi się cieplej w miejscu gdzie kiedyś jeszcze dumnie biło serce, po czym wyminął mnie. Odwróciłem głowę patrząc jak idzie dalej. Aż w końcu odszedł. Jak każdy.. W pośpiechu.
»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥
Hej ludki.
Macie tutaj rozdzialik. *kładzie kartki z rozdziałem* Następny jak wiecie pojawi się w niedzielę.
Życzę wam wszystkim miłego dnia/nocy. ^^
Papa aniołki ! ^^
~Cytrynia
CZYTASZ
Yᴏᴜ'ʀe Nᴏᴛ Aʟᴏɴᴇ //TᴏᴍTᴏʀᴅ// ᴢᴀᴋᴏɴ́ᴄᴢᴏɴᴇ
FanfictionLarsson stracił najważniejszą osobę w swoim życiu, Ridgwell całą rodzinę. Od śmierci Sary minęły dwa lata, mimo to rana Torda nadal się nie zabliźniła. Toma jest świeża. Obaj cierpią. Obaj potrzebują wsparcia, bliskiej osoby. Czy spotkania w nietypo...