2018 rok
Rok i 7 miesięcy wcześniej.- Po prostu nie wiem w czym leży problem! - wykrzyczał w moją stronę Diego. To był jeden z tych dni, kiedy uczucia biorą górę nad rozumem.
- Nie chce, czy to tak ciężko zrozumieć? - nie lubiłam się z nim kłócić.
- Zrozumiałbym gdybyś mówiła prawdę, Vivianne. - powiedział zdenerwowany. Oho, czyli to już ta z poważniejszych kłótni. Zawsze, gdy jest wkurwiony, zwraca się do mnie pełnym imieniem, a zdarzyło się to tylko dwa razy. Teraz i wtedy gdy nieświadomie uderzyłam go drzwiami. Złamałam mu nos.
- Co?
- Wiem jak reagujesz gdy mówię ci, że jesteś piękna. Widzę, jak się przy mnie zachowujesz. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem jedynym facetem, którego nie spławiłaś pomijając oczywiście Matta, ale to inna sytuacja. Przychodzisz tylko na moje walki, tylko na mnie stawiasz. Vivian, widzę, że twój wzrok jest skierowany tylko na mnie. No cholera, nie powiesz mi chyba, że ci nie zależy.
- Nie zależy. - powiedziałam szybciej niż pomyślałam. Miał rację, niestety. Był jedynym facetem w moim życiu. Tekst, że nie chce się wiązać jest totalnym kłamstwem. Po prostu uważam, że nie jestem dla niego odpowiednia. Nadal stara się dostać do policji, a ja? Jestem złodziejką, zarabiam nielegalnie pieniądze na swoje własne życzenie. Przecież mogłam się postarać, uczyć się, znaleźć pracę, ale jak zwykle wolałam iść na łatwiznę.
- Daj znać jak przestaniesz się okłamywać. - powiedział i wyszedł z mojego mieszkania trzaskając drzwiami. Znamy się dopiero, albo i aż, trzy miesiące. Ani na chwilę nie odpuścił. Widzę jak bardzo się stara, ale ja nie potrafię się przełamać. Może ta sytuacja to idealny punkt wyjścia? Oboje jesteśmy zbyt dumni żeby przeprosić. Kontakt się urwie i.. Dlaczego ta wizja zaczęła mnie przerażać? Oparłam się o ścianę. Pamiętaj Vivian, to tylko dla waszego dobra.
Kilka dni później.
Mogę już śmiało stwierdzić, że ostatnie dni to była totalna katorga. Miałam i w sumie nadal mam ochotę wziąć telefon i do niego zadzwonić. Jednak trzymam się i próbuję jakoś funkcjonować, przyzwyczaić się do jego nieobecności. Na razie słabo mi idzie i nie ma co się oszukiwać, że jest inaczej. Dlatego też nie wychodziłam z domu. Bałam się, że go spotkam, że spojrzy w moją stronę i po prostu odejdzie. Ależ ironia; bałam się odrzucenia, mimo, że sama mu je zafundowałam.
Dzisiaj doszłam do wniosku, że nie będę marnieć w domu, więc około godziny 20 wyszłam na miasto. Grupki ludzi mijały mnie rozmawiając o walce wieczoru. Z tego co zrozumiałam jednym z zawodników miał być Bryce Johnson. To był człowiek z którym nie warto było zadzierać. Miał prawie dwa metry wzrostu, a jego biceps był wielkości mojej głowy. Jeśli chodzi o walki, jeszcze nigdy nie przegrał, a powalenie przeciwnika zajmowało mu kilka sekund. Dlatego też było dużo chętnych do stania z nim na ringu. Wygrywasz i dostajesz w cholerę kasy. Każdy stawiał na Bryce'a, więc można sobie wyobrazić ile hajsu można zgarnąć. Diego chciał z nim walczyć, ale szybko wybiłam mu to z głowy. Facet był zdolny go zabić.
W trakcie mojego bezcelowego spaceru zadzwonił telefon. To był Matt.
- Słucham. - powiedziałam przykładając telefon do ucha.
- Vivian, aż dziwie się, że cię tu nie ma. Nigdy nie opuściłaś walki.
- Wiele walk opuściłam Matt. - zaśmiałam się.
- Ale nigdy od Diego. Myślałem, że przemówiłaś mu do rozsądku, ale jak widać koleś chce zginąć.
- Chwila, chwila, o czym ty mówisz? - zapytałam zatrzymując się. Błagam, niech nie mówi o tym co ja myślę.
- No jak to? Diego walczy za chwilę z Johnsonem. Wiesz ile kasy może wygrać? Prawie dziesięć kawałków.
- Zaraz tam będę. - rozłączyłam się i skierowałam w stronę klubu. Nie wiem czy byłam bardziej wkurzona czy przestraszona. Wystawia się na pewną śmierć tylko po to, żeby zrobić mi na złość. Pokonałam odległość w kilka minut i znalazłam się pod klubem. Weszłam do środka próbując jakkolwiek przejść aby dotrzeć do lady. Ludzie tam nie mieli wstępu, ale jako przyjaciółka właściciela mogłem sobie pozwolić na pobyt w tamtym miejscu. Przynajmniej stamtąd było coś widać i nie musiałam się pchać . Dotarłam do wyznaczonego miejsca i spotkałam tam Matta.
- No jesteś wreszcie! Nie zapowiada się na ciekawą walkę. - pokazał mi palcem na ring gdzie zobaczyłam Bryce'a i Diego, który miał zakrwawioną twarz. Usiadłam na blacie by być jeszcze wyżej. Dokładnie obserwowałam każdy ich ruch mając nadzieję, że zaraz to się skończy bez zbędnych ran. Diego i tak już wyglądał fatalnie. Ogłoszono minutę przerwy. Zeszłam z blatu i zaczęłam przepychać się między ludźmi aby dojść do mężczyzny. Mimo, że wycierał rany, krew nadal zalewała jego twarz. Weszłam na podest stając z nim na równej wysokości. Dopiero wtedy mnie zauważył. Wzięłam od niego ręcznik i zaczęłam dokładniej przecierać jego rozcięcia.
- Jeśli coś Ci się stanie.. - powiedziałam wycierając policzek. - ..to osobiście cię zabije. - zbliżyłam się i złożyłam krótki pocałunek na wcześniej wspomnianym miejscu. Odłożyłam ręcznik i zeszłam z podestu kierując się w stronę lady. Ponownie usiadłam na blacie. Walka rozpoczęła się ponownie, a ja nieświadomie wbijałam sobie paznokcie w dłoń. Denerwowałam się i to bardzo. Różnica między nimi była jak różnica między dniem, a nocą. Jednak teraz to wyglądało zupełnie inaczej niż w poprzedniej rundzie. Diego przestał stawiać na siłę, lecz na spryt. Zaczął wykorzystywać fakt, że jest niższy od przeciwnika. Krążył wokół dezorientując Bryce'a. W końcu, w odpowiednim momencie powalił przeciwnika. Gdy ten leciał do przodu, Diego podstawił mu nogę. W efekcie Bryce wyleciał za ring spadając w tłum ludzi. Rzadko kiedy miały miejsce takie zagrania, bo ciężko się za takie coś zabrać, ale według zasad jeśli wylecisz, automatycznie przegrywasz. Tłum zaczął skandować imię Diego. Zrobił coś czego nikt jeszcze nie osiągnął. Coś, co w gruncie rzeczy jest niemożliwe. Ciemnowłosy zszedł z ringu, a ja od razu rzuciłam mu się w ramiona. Długie 'Uuuu' rozniosło się po sali. Chłopak objął mnie lecz po chwili jakby się rozmyślił. Odsunął się ode mnie i poszedł w stronę chłopaków aby zbić po piątce. Odebrał pieniądze i poszedł do siebie. Tak po prostu mnie zostawił.. Samą na środku pomieszczenia. Wyrwałam się z chwilowego zamyślenia. Miałam dwa wyjścia: odpuścić i jechać do domu, albo pójść do niego i ogarnąć tą całą sytuację. I może powinnam posłuchać rozumu i wrócić do domu, ale jednak uczucia wygrały i skierowałam się do jego pokoju. Weszłam bez pytania i mimo, że całą walkę był bez koszulki, dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Stałam przed nim zapominając jak się oddycha. Patrzył na mnie zdziwiony.
- Co tu robisz? - zapytał. Spojrzałam na niego przypominając sobie gdzie jestem i po co przyszłam. Zauważyłam, że ma parę ran na plecach więc zeszłam do niego biorąc po drodze bandaże, plastry i wodę utlenioną. Złapałam go za rękę i popchnęłam go na łóżko. Usiadł na nim, a ja weszłam na materac i ułożyłam się za nim. Nalałam na wacik trochę wody i zaczęłam odkażać rany. Syknął parę razy ale nie odezwał się ani słowem. Nakleiłam plastry i wzięłam bandaż. Chcąc nie chcąc musiałam go objąć aby owinąć materiał tak żeby się trzymał. Na końcu rozerwałam materiał i los chciał, że akurat musiałam go zawiązać z przodu na jego klatce piersiowej. Wyprostowałam się, a ręce trzymałam pod jego ramionami wiążąc bandaż. Gdy skończyłam i chciałam zabrać dłonie, Diego złapał mnie za nie i ułożył je na swojej piersi po lewej stronie. Czułam jak bije jego serce. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę. Zbliżał powoli swoją twarz do mojej patrząc cały czas w moje oczy. Gdy już nasze usta miały się spotkać, niestety wątpliwości wzięły górę. Chyba to zauważył, bo zmienił kierunek i przysunął usta do mojego ucha. - Poczekam tyle ile będzie trzeba, bo już wiem, że ci na mnie zależy.----
Do następnego!Enjoy!
V.
CZYTASZ
Flawless || Diego Hargreeves
Teen FictionVivianne Davis wychowała się w domu dziecka. Została porzucona krótko po tym jak rodzina dowiedziała się o jej nadnaturalnych zdolnościach. Kobieta zawsze myślała, że jest inna od reszty. Jednak co jeśli pozna kogoś, kto ma takie same zdolności jak...