16. Skądże. Nie jestem zazdrosna

825 37 2
                                    

- Jak ci minęła podróż kochanie?

- Dobrze -przytuliłam się do niego.

Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło. Co dziwne przy nim zaczęłam je czuć. Przy Damonie i Martinie tego nie czułam.

- Szkoda, że młodej nie ma z nami, ale to dobrze dla niej. Tam, z śmiertelnikami będzie mieć spokój -nadal mocno mnie przytulał.

- Od kiedy ją znasz? - odchyliłam się od niego tak żebym mogła patrzeć na jego twarz.

- Od dwóch dni -odsunął mnie od siebie. Jego oczy świeciły się, a jego usta ułożyły się w uśmiech. -Jesteś zazdrosna.

- Ja? Zazdrosna? O nią? Skądże -zaśmiałam się.

Kłamstwo. Jestem zazdrosna tak bardzo, że mam ochotę rozerwać ją na strzępy, a następnie spalić jej ciało w kominku. Usłyszałam jego śmiech.

- Kochanie, chciałem z tobą o czymś porozmawiać. Chciałabyś wziąść ślub w wigilię?

Ostatnie zdanie powiedział tak szybko, że ledwo je zrozumiałam. Byłam zaskoczona.

Ja, Katherine Gilbert miałabym wsiąść ślub za dwa miesiące? Dlaczego miałabym się nie zgodzić?

- Tak, chciałabym.

- Więc bierzemy ślub w święta.

Zastanawiałam się czy on naprawdę tego chce, czy zrobił to żebym zapomniała o tej wiedźmie. Ludzie mówią, że wiek nie ma znaczenia. To prawda. Gdyby te starsze panie stojące pod kościołem przez większość swojego życia, dowiedziały się że różnica między wynosi ponad tysiąc lat to by spaliły nas na stosie i przy okazji odprawiłyby egzorcyzmy. Czułam silne uczucie bycia obserwowaną, ale je zignorowałam. Mój narzeczony złapał mnie za rękę. Ruszyliśmy w stronę domu.

- Trochę się zmieniło, gdy nie było cię parę dni. To miasto znów jest nasze.

Czekaj, stop. Co ty powiedziałeś?

- Nasze? - zapytałam zdziwiona.

- Klaus odzyskał władzę nad dzielnicą i bawi się w króla, więc tak jakby jest nasze.

Podszedł do nas jakiś zahipnotyzowany człowiek, który wziął ode mnie bagaże. Nie wiedziałam, że mamy służbę.

- Nie patrz się tak na mnie. Nie jestem jak Elena i nie będę prawiła ci kazań o tym jakie to niehumanitarne. Chociaż niezbyt mi się to podoba. - patrzyłam się w jego oczy.

Wiem, że przez zbyt wiele ingerencji w ludzki umysł można zwariować. Kiedyś spotkało mnie prawie to samo. Dlatego tego nie pochwalam. On nigdy mnie nie zahipnotyzował. Nie bałam się tego, że to się stanie. Mój umysł nie dopuszczał do siebie myśli, że to mogłoby się stać. On nie jest taki jak oni. Nie skrzywdziłby mnie żeby zaspokoić swoje egoistyczne potrzeby.

- Wystarczy, że czasami robi to Elijah - oboje uśmiechnęliśmy się na wspomnienie tego kazania jakie dostaliśmy z Klausem, po zrobieniu sobie dużego obiadu w salonie. -Idziemy na spacer?

- Ok - splotłam palce naszych rąk i ruszyliśmy przed siebie.

Na razie żadne z nas nie odzywało się. Ale ta cisza nie była niezręczna. Była dobra.

- Opowiadałem ci o początkach naszej rodziny? O czasie, w którym byliśmy ludźmi? I jak staliśmy się wampirami? - usiedliśmy na ławkę.

- Nie.

Lubiłam nasze rozmowy. Zawsze rozmawialiśmy tak żebyśmy tylko my słyszeli o czym rozmawiamy.

- Nasi rodzice przybyli do Mystic Falls, bo usłyszeli, że ludzie są tu silni i zdrowi. Okazali się oni wilkołakami, z którymi żyli w zgodzie. Tam urodziliśmy się. Może nie zawsze było kolorowo, ale byliśmy szczęśliwi. Klaus od zawsze miał złe relacje z Mikaelem, bo często go poniżał i karał. Gdy Klaus i Henrik poszli zobaczyć jak nasi sąsiedzi zmieniają się w wilkołaki ten drugi został przez nich rozszarpany. Wtedy matka poprosiła słońce o życie, a starożytny biały dąb o nieśmiertelność. Potem ojciec podał nam wino zmięszane z krwią - spojrzał mi w oczy - sobowtóra, Tatii, a potem nas zabił. Gdy obudziliśmy się, musieliśmy wypić krew, aby nasza przemiana się dopełniła. Gdy Klaus pierwszy raz zabił aktywował się gen jego wilkołaka. Matka rzuciła na niego klątwę, a on zabił ją w ramach zemsty - uśmiechnął się.

Ten uśmiech był dla mnie niepokojący. On szeroko uśmiechał się gdy mówił o śmierci swojej matki. Matki.

- To znaczy zasztyletował na wieki. A teraz ty opowiedz o śmierci swoich rodziców. Jak sobie radziłaś?

Westchnęłam. To nie jest dla mnie łatwe, ale po moich wielu rozmowach z psychologiem, nauczyłam się rozmawiać o tym.

- To był normalny dzień. Spędziliśmy go jak zawsze. Po kolacji Elencia zwiała na imprezę, a ja zostałam w domu. Ona tam upiła się i pokłóciła z Mattem. A potem jak gdyby nigdy nic zadzwoniła do rodziców i poprosiła ich, aby po nią przyjechali, jakby nie mogła wrócić na pieszo, albo z kimś innym. Ja zostałam wtedy z Margaret. Byłam na nią zła, ale to nie była jej taka pierwsza akcja. Rodzice zawsze jej wszystko wybaczali. Czekałam na nich i czekałam. Kilka godzin potem przyjechała policja poinformować mnie że oni nie żyją. Tylko ona dziwnym trafem przeżyła, a tym dziwnym trafem był Stefan. Po kilku dniach w trakcie, których była w szpitalu to ja wszystkim się zajmowałam. Gdy ona ryczała w swoim pokoju, ja o wszytko dbałam. Czasami czułam się jakbym to ja była naszą matką. Potem zamieszkałyśmy z Jenną, ale ona wkrótce zmarła, wiesz dlaczego. A na początku drugiej klasy liceum przybyli Salvatorowie, a resztę znasz- patrzyłam przed siebie.

Zobaczyłam jakiś trzech typów. Nie podobają mi się. Czuję się tak dziwnie. Widać, że nas obserwują.

- Ktoś nas obserwuje - ścisnęłam mocniej jego rękę.

Kol spojrzał w ich stronę i wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił.

The Vampire DiariesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz